Marek Budzisz Marek Budzisz
3351
BLOG

Rosji nie chodzi o Gruzję czy Ukrainę, ale o całą Europę.

Marek Budzisz Marek Budzisz Rosja Obserwuj temat Obserwuj notkę 53

Wydarzenia ostatniego tygodnia w Ługańsku nieco odwróciły uwagę szerokiej publiczności od innych post-sowieckich obszarów. A tam również sporo się dzieje i nie można wykluczyć, że wszystkie te zjawiska są ze sobą powiązane, a może nawet są częścią jednego planu działań.

W ubiegłym tygodniu w gruzińskiej stolicy Tbilisi oddziały tamtejszego specnazu przypuściły szturm na mieszkanie w niezbyt prestiżowej, oddalonej od centrum dzielnicy. Właścicielem mieszkania była Gruzinka wywodząca się z czeczeńskiej mniejszości zamieszkującej okolice wąwozu Pankisi, ale jako, że od kilku lat mieszka w Austrii, dysponentem lokalu był jej syn. Otóż we wtorek wieczorem gruzińscy komandosi najpierw ewakuowali mieszkańców okolicznych mieszkań i bloków a potem przystąpili do działania. Jak się miało okazać, lokatorzy przygotowani byli na taką ewentualność i szturmujących nie tylko ostrzelali z broni maszynowej, ale również obrzucili granatami. Szturm trwał w efekcie 22 godziny i kosztował życie jednego z atakujących, ciężko rannych jest trzech. W mieszkaniu, już po jego zdobyciu znaleziono ciała trzech mężczyzn oraz taką ilość broni, amunicji i ładunków wybuchowych, że jak oświadczył przedstawiciel gruzińskiej policji, przy ich użyciu można by było wysadzić w powietrze cały kwartał. Gruzińskie media informują także, że w mieszkaniu znaleziono ciało czeczeńskiego komendanta polowego Achmeda Czatajewa, znanego także, jako Jednoręki Achmed. Jeden z terrorystów miał ponoć zostać ujęty.

Ale to nie wszystko. Warto poświęcić nieco uwagi Czatajewowi. Ten młody (urodził się w 1980 roku) człowiek walczył w trakcie tzw. drugiej wojny czeczeńskiej a później uzyskał azyl polityczny w Austrii i podróżował po Europie, jako przedstawiciel Doku Umarowa, głowy tzw. kalifatu kaukaskiego. Zdaniem gruzińskiej prasy ma on też bliskie powiązania z szefem ISIS Al- Baghdadim. W ostatnich latach był ponoć pięciokrotnie aresztowany przez służby różnych krajów, w tym, co chyba najciekawsze, również przez Rosjan. Oskarżany był o nielegalne posiadanie broni i kontakty z organizacjami terrorystycznymi. I za każdym razem znajdował się po jakimś czasie na wolności.

Jego nazwisko pojawiło się w kontekście przeprowadzonej w sierpniu 2012 roku dość dziwnej, i do dziś nie do końca wyjaśnionej operacji gruzińskich sił specjalnych, jaka miała miejsce w wiosce Lapankuri nieopodal granicy z Dagestanem. Jej celem, jak wówczas dowodzono w specjalnym komunikacie wydanym przez gruzińskie Ministerstwo Spraw Wewnętrznych, miało być unieszkodliwienie grupy złożonej z 20 uzbrojonych ludzi, którzy z Dagestanu przeniknęli do Gruzji i których celem było, jak wówczas podano, wzniecenie niepokojów i destabilizacja sytuacji wewnętrznej w przeddzień wyborów. Dla przypomnienia, wybory odbyły się 1 października i zwycięstwo odniosła w nim formacja Bidziny Iwaniszwilego, a były prezydent Saakaszwili wkrótce znalazł się w politycznych tarapatach i musiał uciekać z kraju, nie chcąc podzielić losów swoich współpracowników, którzy zaczęli oglądać świat z drugiej strony krat. W wyniku operacji gruzińskich sił specjalnych zastrzelono 11 młodych ludzi, którzy, jak informowali pozostali, pojmani do niewoli, szkoleni byli przez kilka miesięcy właśnie przez Czatajewa. Wkrótce potem ujęto też i jego (zresztą rannego), ale nowe władze uznały, że rzeczywiste plany zlikwidowanego oddziału były zupełnie inne – chcieli oni przeniknąć do Dagestanu i tam wywołać powstanie, a przynajmniej wznowić akcję zbrojną. Samego Czatajewa objęła wkrótce amnestia, został wypuszczony z więzienia i wyjechał nie niepokojony do Turcji. Wkrótce potem znalazł się w bliskim otoczeniu Al – Bagdadiego, gdzie dowodził batalionem ISIS złożonym z żołnierzy wywodzących się z Czeczenii. Amerykańskie służby specjalne przypisują mu też współautorstwo zamachu bombowego na lotnisko w Istambule w czerwcu 2016 roku. Droga życiowa tego, jednego z najbardziej poszukiwanych terrorystów na świecie, zakończyła się ostatecznie w Tbilisi, ale pytania nadal pozostają bez odpowiedzi. Jak choćby i to, dlaczego, jak informują gruzińskie media, służby specjalne kraju za wszelką cenę chciały pojmać go żywym i z tego względu kilkakrotnie przerywano oblężenie i podejmowano negocjacje, ale wszystko, jak widać bezskutecznie. Rosjanie argumentują, iż mają dowody na współpracę Czaatajewa z gruzińskimi służbami specjalnymi.

Dwa dni temu, 25 listopada, w gruzińskim kurorcie Kobuleti (miasto w Adżarii, gdzie przeważają muzułmanie, 25 km na północ od Batumi) służby specjalne przeprowadziły szereg przeszukań w efekcie, których odkryły arsenał broni i amunicji, znajdujący się w jednym z tamtejszych pensjonatów. Aresztowano jedną osobę.

Tego samego dnia w nieopodal położonym Batumi, w hotelu Le Grand wybuchł groźny pożar. Ewakuowano ponad 50 osób, ale niestety jedenastu nie zdążono. W tym czasie, w tymże hotelu odbywał się konkurs Miss Gruzji, który oczywiście przerwano i przesunięto na inny termin. Póki, co nie wiadomo, co było powodem tego tragicznego zdarzenia. W gruzińskich mediach pojawiają się głosy, że już wcześniej z przestrzeganiem bezpieczeństwa p.-poż. W tym hotelu nie było najlepiej, ale dla porządku trzeba też odnotować głosy, które kwestionują „naturalną” genezę pożaru. Niezależnie od powodów uszczerbek dla wizerunku Gruzji jest niemały i zachodzi obawa, że zarówno pożar, jak i odnalezienie arsenału w Kobuleti mogą fatalnie wpłynąć na reputację Gruzji, nie tylko, jako stabilnego państwa, ale przede wszystkim, bezpiecznego miejsca, w którym można spędzić urlop. A taki cios dla słabej gruzińskiej gospodarki może okazać się zabójczy.

Pojawiają się też opinie gruzińskich dziennikarzy i analityków, że mamy do czynienia z działaniami organizowanymi przez czynniki zewnętrzne (czytaj Rosję), których celem jest przedstawienie ich państwa, jako tworu politycznie niestabilnego, targanego wewnętrznymi konfliktami, mało tego, nieumiejącego zwalczać zagrożenia terrorystycznego, a przez to niebezpiecznego i dla Moskwy. Rosyjscy analitycy od dłuższego już czasu lansują tezę, że pokonani w Syrii bojownicy ISIS będą chcieli przeniknąć do Rosji, zwłaszcza ci wywodzący się z północno-kaukaskich republik. Teraz może okazać się, że ta narracja, ma swoje drugie dno – Gruzja może okazać się nie dość szczelną przeszkodą i w imię obrony własnych granic trzeba będzie jej w tym pomóc.

Wydarzenia, o których piszę powyżej zbiegły się, jak zwykle przypadkowo, z innymi, które też miały miejsce w ubiegłym tygodniu. Otóż, jak poinformowano w gruzińskim parlamencie osiągnięto właśnie porozumienie między Tbilisi a Waszyngtonem o tym, że Stany Zjednoczone dostarczą rakietowe zestawy przeciwpancerne typu Javelin. Wartość kontraktu to 75 mln dolarów (m.in. 410 rakiet), ale mamy do czynienia z przenośnymi rakietami, które są relatywnie tanie. Dostawy tego samego uzbrojenia mają też mieć miejsce na Ukrainę i Rosjanie nie są z tego oczywiście zadowoleni, bo dysponujące nimi siły zbrojne znacznie skuteczniej mogą niwelować ich przewagę. Gruzini są przekonani, że to kolejny dowód zacieśniania się ich współpracy wojskowej z NATO. I otwarcie mówią o tym, że teraz 100 czołgów rosyjskich, które stacjonują w dwóch bazach – w Abchazji i Osetii nie stanowi już tak wielkiego zagrożenia.

Nie możemy też nie odnieść się do wyników zeszłotygodniowego spotkania w Brukseli w ramach tzw. partnerstwa Wschodniego. Obecna na nim delegacje z państw należących do kontrolowanej przez Moskwę Wspólnoty Euroazjatyckiej – chodzi o Armenię i Białoruś, przedstawiły ponoć, tak przynajmniej dowodzi rosyjska prasa, propozycję ułożenia na nowo relacji ze Wschodem. W miejsce sporów, konkurowania a nawet konfliktów zbrojnych, za czym ich zdaniem optują takie kraje jak Gruzja i Ukraina, doprowadzić trzeba do kooperacji gospodarczej, ku obopólnej korzyści.

Tego rodzaju tezy brzmiały też w wystąpieniu rosyjskiego wiceministra spraw zagranicznych Morgułowa w trakcie właśnie, co zakończonej sesji Klubu Wałdaj w południowokoreańskim Seulu. Powiedział on m.in., że Rosja chciałaby w najbliższym czasie zaproponować państwom azjatyckim, przede wszystkim Chinom, ale również krajom ASEAN, nowe wspólne przedsięwzięcie gospodarcze. Jak sam oświadczył odbiega ono od dziś realizowanych projektów – rosyjskiej Unii Euroazjatyckiej, ale także chińskiego Jedwabnego Pasa i Szlaku. Przede wszystkim skalą i rozmachem. Miałoby ono polegać na zbudowaniu jednej wspólnej przestrzeni wolnego handlu i otwarcia na inwestycje wszystkich uczestniczących w tym projekcie krajów. I, to ciekawe, jest w tej konstrukcji, jak powiedział miejsce dla Unii Europejskiej. Już nie tylko rynek rosyjski stanąłby otworem, ale również Chiny i inne państwa azjatyckie. Jednym słowem miliardy ludzi. To kuszenie państw Unii widać wyraźnie również w wystąpieniach Ławrowa. Nie mamy nic przeciw gospodarczej kooperacji państw pozostających w rosyjskiej strefie wpływów z Unią, wręcz przeciwnie rozwijajmy ją – argumentował niedawno w jednej z publicznych wypowiedzi. Jednak, jeśli idzie o członkostwo w NATO, to w tym wypadku trzeba się liczyć z ostrym sprzeciwem Moskwy. I to oczywiście kwestia przypadku, że w państwach, które otwarcie mówią o swych NATO-wskich aspiracjach, nagle ujawniają się etniczne konflikty, polityczne spory, działać zaczynają terroryści i generalnie rzecz biorąc okazują się mało stabilne i zupełnie niedemokratyczne.

Jest marchewka, jest i kij, również wyraźny plan polityczny – podział między państwami Unii, a światem anglosaskim. To, dlatego stanowcze, antyrosyjskie, wystąpienie brytyjskiej premier w trakcie spotkania Partnerstwa Wschodniego, nie zrobiło na rosyjskich elitach większego wrażenia.

Jestem byłym dziennikarzem (TVP - Puls Dnia, Życie, Radio Plus) i analitykiem. Z wykształcenia jestem historykiem. Obserwuję Rosję i świat bo wiele się dzieje, a Polacy niewiele o tym wiedzą. https://www.facebook.com/Wie%C5%9Bci-z-Rosji-1645189955785088/

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka