Marek Budzisz Marek Budzisz
1723
BLOG

Rosyjskich kłopotów z Białorusią ciąg dalszy.

Marek Budzisz Marek Budzisz Rosja Obserwuj temat Obserwuj notkę 18

Jeszcze przed świętami przedstawiciel białoruskiego rządu, minister energetyki, Władymir Potupczik poinformował, że w 2018 roku Mińsk rezygnuje z zakupów, zbyt drogiej, jego zdaniem, rosyjskiej energii elektrycznej. A wicepremier Siemaszko uzupełnił tę deklarację i powiedział, że po roku 2020 na Białorusi uruchomiony zostanie nowy blok w elektrowni jądrowej, to wówczas jego kraj dysponował będzie nadwyżkami energii elektrycznej i całkowicie uniezależni się od importu. Z punktu widzenia Inter-RAO, rosyjskiego monopolisty, eksportera energii nie jest to dobra wiadomość, bo Mińsk jest drugim, po Finlandii jego rynkiem, który konsumował ok. 18,5 % rosyjskiego eksportu. Dane statystyczne potwierdzają opinię Białorusinów – od roku 2014 cena rosyjskiej energii elektrycznej eksportowanej za granicę wzrosła o 25 %. W przyszłym roku fachowcy spodziewają się znów skokowego wzrostu – mówi się, o 15 %, bo rośnie cena energii elektrycznej na rynku rosyjskim. Wszystko w efekcie wprowadzenia szeregu dodatkowych opłat administracyjnych, na „zieloną energetykę”, na modernizację sieci i mocy produkcyjnych etc.

Białorusini chcą wykorzystać to, że dzięki porozumieniu z Moskwą kupują tani rosyjski gaz – dziś płacą za niego 143,5 dolara za 1000 m³ a w roku przyszłym cena ma się obniżyć do 129, w kolejnym osiągnąć pułap 127 dolarów. To wynik wiosennego porozumienia Putina i Łukaszenki kończącego kilkumiesięczną wojnę nerwów między obydwoma krajami. Zgodnie z deklaracjami oficjalnymi w 2019 roku winien zostać zbudowany jednolity rynek gazu w kontrolowanej przez Moskwę Unii Euroazjatyckiej, do której Białoruś również należy. I wówczas Mińsk będzie mógł kupować rosyjski gaz płacąc takie ceny, jakie są na rosyjskim rynku wewnętrznym. W sąsiadującej z Białorusią guberni smoleńskiej dziś kształtują się na poziomie 75 dolarów za 1000 m³. Ale to nie jedyna korzyść, jaką Białoruś wyciąga ze współpracy z Moskwą. Inny przykład to choćby możliwość sprzedawania na rosyjskim rynku produktów białoruskiego rolnictwa. W Rosji nie brak przy tym sarkastycznych głosów, iż Mińsk eksportuje np. więcej mleka i przetworów mlecznych, niźli sam, wedle swych oficjalnych danych statystycznych, produkuje. Rosjan trochę denerwuje ta formuła współpracy, która ich zdaniem polega na tym, że Mińsk chętnie czerpie korzyści, zaś mniej jest skłonny do jakichkolwiek koncesji na rzecz Moskwy.

Przykładów na taką dwoistą naturę polityki Białorusi wobec Rosji jest bez liku. Weźmy pierwsze z brzegu. Mińsk jest uzależniony od dostaw rosyjskich surowców energetycznych, mało tego, część swoich zakupów ropy sprzedaje na innych rynkach i jeszcze na tym zarabia. Roczny eksport produktów ropopochodnych wynosi 6 – 7 mln ton. Na początku roku, rosyjski prezydent zażądał, aby Mińsk w całości przekierował swe dostawy i eksportował za pośrednictwem rosyjskich portów na Bałtyku, nie zaś tak jak to ma miejsce obecnie, głównie przez Litwę. Ale pod koniec roku, białoruski wicepremier Siemaszko, powiedział po prostu, że taki ruch jest niemożliwy i takiej zmiany nie będzie. Inny przykład – prezydent Łukaszenka w swoim czasie podpisał dekret umożliwiający wjazd bezwizowy obywatelom kilkudziesięciu państw. Teraz w listopadzie i grudniu, Mińsk poszedł krok dalej i w serii dekretów prezydenckich chce stworzyć podwaliny nowoczesnego przemysłu, głównie informatycznego, i ściągnąć zagranicznych inwestorów. W tym celu dopuszczono do oficjalnych rozrachunków bitcoiny, przedłużono i rozszerzono specjalny status parków ekonomicznych, do których Białorusini chcą ściągnąć nowych inwestorów. To dla nich jeszcze bardziej obniżono podatki oraz przedłużono zwolnienia od opłat na 30 lat, ale dodatkowo wprowadzono ułatwienia dla transferu kapitałów oraz, co jest absolutną nowością, umożliwiono stosowanie w praktyce prawa anglosaskiego. Wisienką na torcie jest przedłużenie możliwości ruchu bezwizowego. Moskwa nie znalazła jeszcze wyjścia z poprzedniej sytuacji, bo po wcześniejszym zniesieniu przez Łukaszenkę wiz wprowadziła kontrolę graniczną, a teraz dostaje w prezencie dodatkowy problem w tym zakresie. Rosyjski wiceminister spraw zagranicznych Karasin w wywiadzie dla Kommiersanta, mówił, że władze Rosji robią wszystko, aby przywrócić ruch bezwizowy i staną na głowie, aby udało się to przez Mundialem w Rosji, ale jak widać łatwo nie jest, bo pierwotne deklaracje mówiły o tym, że cel uda się osiągnąć do końca roku.

Dekrety Łukaszenki nie obejmują tylko zagranicznych inwestorów. Zniesiono również szereg barier i ograniczeń dla rodzimych przedsiębiorców. Ograniczono m.in. zakres rozmaitych kontroli i inspekcji. Teraz prowadzenie biznesu na Białorusi ma być łatwiejsze. Rosyjscy komentatorzy podkreślają, że zmiany, jakie można obserwować na Białorusi nie mają charakteru rewolucyjnego, ale krok po kroku, przesuwają punkt ciężkości na rzecz sił społecznych dążących do integracji z Zachodem, a nie z Rosją. Z Moskwą organizuje się wspólne ćwiczenia wojskowe i sił specjalnych, ale w materii gospodarczej Mińsk chętniej integrowałby się z Unią i jest znacznie mniej prorosyjski niźli mogłoby się to na pierwszy rzut oka wydawać. I podają następne przykłady takiej polityki. Mińsk już na początku tego roku zamierza rozpocząć rokowania z Unią, po to, aby „załatwić” sobie tańsze wizy szengeńskie. Białorusini chcący jechać na Zachód mieliby płacić 35 euro, zamiast obecnych 60. To może nie jest rewolucyjna zmiana, ale dla szukających dodatkowego zarobku Białorusinów może być znacząca. Inny przykład – wyjazdy na studia. Rosjanie przypominają, iż w budżecie „wspólnego państwa” przeznaczonych jest 180 mln rubli na wymianę studentów. Wszystko po to, aby Białorusini myśląc o wyjeździe na studia brali pod uwagę przede wszystkim rosyjskie uczelnie. W tym Moskwa upatruje ważnego czynnika swej miękkiej siły i poszerzania wpływów w państwach powstałych na gruzach ZSRR. I wszystko pod tym względem wyglądało dobrze – Białorusini dość masowo jechali kształcić się na uczelniach Moskwy, Petersburga i w innych rosyjskich ośrodkach akademickich. Średnio ten kierunek edukacji wybierało i wybiera ok. 3,5 tys. studentów. Tylko, że w tym samym czasie, i to bardzo Moskwę niepokoi, lawinowo rośnie liczba Białorusinów jadących na zachód, czyli do Polski. O ile w 2010 roku studiowało w polskich uczelniach 2 605 Białorusinów, o tyle w 2016 już 5 119. I, o zgrozo, Mińsk, zdaniem Moskwy nic z tym zjawiskiem nie robi, a nawet patrzy na nie z zadowoleniem. Rosjanie powołują się w tym przypadku również na przykład Ukrainy, liczba studentów z tego kraju w Polsce wzrosła z 4 879 w 2010 roku do ponad 35 500 w sześć lat później. W tym zjawisku widzą po pierwsze celową politykę Polski, która w ten właśnie sposób chce zwiększyć swoje miękkie oddziaływanie na sąsiadów (innym elementem tej polityki ma być przyznawanie Karty Polaka) i może w niedalekiej perspektywie doprowadzić do białoruskiego Majdanu. Tym bardziej, że ich zdaniem, władze Mińska, właśnie przez swą mało konsekwentną politykę takim zagrożeniom nie dość stanowczo przeciwdziałają. Rosyjscy komentatorzy lubią się w takich przypadkach powoływać na przykład Białego legionu, organizacji, która zdaniem rosyjskiej prasy stanowić miała białoruski odpowiednik ukraińskiego Prawego Sektora. Jeszcze w marcu ubiegłego roku w trakcie masowych protestów na Białorusi władze poinformowały o aresztowaniu ponad 30 osób związanych z organizacją. Sam prezydent Łukaszenka mówił o odkryciu składów z bronią i obozu szkoleniowego, w którym białoruscy nacjonaliści związani z Legionem mieli odbywać szkolenia. Teraz w grudniu, szef Komitetu Śledczego Białorusi, poinformował o zakończeniu śledztwa. Przy czym nie ma mowy o wnoszeniu aktu oskarżenia, bo i żadnego zagrożenia dla bezpieczeństwa nie było. Rosjanie są oburzeni, tym bardziej, że już drugiego Sylwestra w więzieniu spędza trójka prorosyjskich publicystów, oskarżona o „podżeganie do waśni narodowościowych”. Mieli oni w artykułach publikowanych na forach społecznościowych oraz na rosyjskojęzycznej stronie Regnum.ru w lekceważący sposób wypowiadać się o narodzie białoruskim. Trwa ich proces, ale w aresztach siedzą już ponad rok i niektórych rosyjskich mediach znaleźć można nawet krytykę pod adresem rosyjskiego posła w Mińsku, a także MSZ-u, że ci nic nie robią w celu ich obrony. Padają przy tym mocne słowa pod adresem Mińska, że ten stosuje podwójne standardy tolerując a nawet wspierając białoruski nacjonalizm i zwalczając jakiekolwiek, nawet najłagodniejsze prorosyjskie odchylenia.

Obserwując ostatnie wydarzenia u naszego sąsiada, trudno odmówić tym głosom racji, ale czy to z naszego punktu widzenia źle?

Jestem byłym dziennikarzem (TVP - Puls Dnia, Życie, Radio Plus) i analitykiem. Z wykształcenia jestem historykiem. Obserwuję Rosję i świat bo wiele się dzieje, a Polacy niewiele o tym wiedzą. https://www.facebook.com/Wie%C5%9Bci-z-Rosji-1645189955785088/

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka