Marek Budzisz Marek Budzisz
1568
BLOG

Rywalizacja o wpływy w Azji Środkowej - Moskwa wobec rozgrywki gigantów.

Marek Budzisz Marek Budzisz Rosja Obserwuj temat Obserwuj notkę 17

W związku z trwającym posiedzeniem Rady Bezpieczeństwa ONZ, której w tym miesiącu przewodniczy (rotacyjnie) Kazachstan odbyła się trzydniowa wizyta prezydenta tego kraju Nazarbajewa w Stanach Zjednoczonych. Rozmowy zwieńczone zostały spotkaniem na szczycie – z prezydentem Trumpem oraz wydaniem wspólnego komunikatu. Jego treść wprawiła Moskwę w zdenerwowanie – otóż poinformowano w nim o reaktywowaniu formatu współpracy określanego skrótem 5 + 1. Obejmuje on prócz Kazachstanu pozostałe kraje Azji Środkowej, a mianowicie Uzbekistan, Kirgistan, Tadżykistan i Turkmenistan, + 1 to oczywiście Stany Zjednoczone.

I to właśnie nie podoba się na Kremlu, bo oznaczać może wzrost zainteresowania Waszyngtonu obszarem, w którym Rosja chciałaby mieć wpływy wyłączne, a przychodzi jej to z coraz większym trudem. Dzieje się tak przynajmniej z trzech powodów. Po pierwsze same kraje Azji Środkowej uprawiają politykę wielowektorowości, nie odżegnując się od współpracy z Moskwą, ale też nie chcąc, aby miała ona jakieś szczególne wpływy. Najlepszym przykładem jest tutaj sam Kazachstan będący członkiem, i to jednym z ważniejszych, kontrolowanej przez Moskwę Unii Euroazjatyckiej, ale również chętnie współpracujący na polu gospodarczym z Chinami (inicjatywa Jedwabnego Szlaku i Pasa) oraz Stanami Zjednoczonymi (zabieganie o inwestycje oraz współpraca wojskowa). Druga z ważnych przyczyn słabnięcia wpływów Rosji w tym regionie świata jest wzrost zainteresowania nim Chin i Stanów Zjednoczonych, bo takie zainteresowanie zawsze prowadzi do zmniejszenia dominacji jednego gracza, a po trzecie wreszcie, w planie gospodarczym Rosja niewiele ma do zaproponowania.

            Najlepszym przykładem tego jest choćby ostatnia inicjatywa krajów regionu związana z projektem eksportu energii elektrycznej. Otóż przy okazji niedawnej wizyty ministra spraw zagranicznych Turkmenistanu (Raszid Meriedow) w Pakistanie podpisano umowę o dostawach energii elektrycznej. W praktyce oznacza to nie tylko zakup prądu (mówi się o 1000 MWt rocznie) przez Islamabad, ale zbudowanie całej infrastruktury przesyłowej łączącej Kirgistan z Pakistanem i docelowo z Indiami. Z punktu widzenie Kirgistanu, biednego kraju pozbawionego właściwie, w przeciwieństwie do swoich sąsiadów bogactw naturalnych, ale będącego z racji górskiego położenia w stanie produkować tanią energię (elektrownie wodne) projekt ten ma fundamentalne, dla perspektyw rozwoju, znaczenie. Ale i dla pozostałych uczestników (Tadżykistan, Turkmenistan, Afganistan i Pakistan) ma on swoją wagę. Po pierwsze, dlatego, że jest to ogromna inwestycja, której realizacja ożywić może gospodarkę krajów, przez których linia będzie biegła (w samym Afganistanie jej długość to 526 km, a przecież nie chodzi tylko o sam kabel i słupy, ale konieczna jest budowa stacji przesyłowych). Ale również liczy się to, że możliwą okazała się współpraca między tymi państwami celem realizacji wspólnych inwestycji infrastrukturalnych a także przyciągnięcie zagranicznych kapitałów – linię ma finansować Islamski Bank Rozwoju, Bank Światowy i Europejski Bank Rozwoju. Przedsięwzięcie to nie jest jedynym, które ma doprowadzić do integracji gospodarek państw regionu – trzeba pamiętać, że prócz budowy połączeń energetycznych (projekt CASA 1000) trwają prace nad budową gazociągu tranzytowego TAPI mającego połączyć Turkmenistan z Pakistanem i Indiami (też z tranzytem przez Afganistan), oraz linii kolejowej, która docelowo związać ma i połączyć państwa Azji Środkowej, systemy kolejowe Chin i Iranu z pakistańskimi portami Gwadar i Czabchar. Przy czym dodatkowym elementem i to wcale nieskrywanym ma być stabilizacja gospodarki Afganistanu, a przynajmniej zwiększenie napływu inwestycji zagranicznych do tego kraju. Chodzić może, między innymi, o rozpoczęcie eksploatacji, odkrytego jeszcze w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku przez sowieckich geologów, największego na świecie złoża rudy miedzi, którego zasoby szacuje się na 705 mln ton. Jeszcze w 2007 roku przetarg na jego eksploatację wygrali Chińczycy, ale póki, co, ze względu na brak energii elektrycznej i polityczną niestabilność jego eksploatacja jeszcze się nie rozpoczęła. Zresztą „cień Chin” unosi się nad wszystkimi planami integracji gospodarek regionu z Pakistanem, z którym Pekin współpracuje chyba najbliżej z krajów azjatyckich. I to nie tylko w planie ekonomicznym. Ostatnio poinformowano o zamiarach utworzenia przez Chiny kolejnej bazy wojskowej – tym razem w Pakistanie właśnie, po to, aby chronić chińskie inwestycje w okolicach portu Gwadar. Zresztą obserwowany ostatnio wzrost napięcia w relacjach między Islamabadem a Waszyngtonem też jest pochodną zbliżenia Pakistanu i Chin.

            Chińczycy zamierzają także, jak informują rosyjskie media zwiększyć swoją wojskową obecność w Afganistanie. Czynią tak, dlatego, że boją się powrotu Ujgurów, walczących do tej pory w Syrii do swej zachodniej prowincji zamieszkałej przez tę muzułmańską mniejszość. Po niedawnej wizycie Tarika Szach Bahrami, afgańskiego ministra obrony, w Pekinie poinformowano, że Chińczycy zbudują niezbędną infrastrukturę i wyposażą jednostki mające pilnować wspólnej chińsko – afgańskiej granicy w prowincji Badaszchan. Komunikat był dość lakoniczny, ale Rosjanie obawiają się, że w praktyce chodzić może o kolejną chińską bazę wojskową, tym razem coraz bliżej krajów, uznawanych przez Moskwę, jaki jej wyłączna strefa wpływów. Mówi się też o budowie przez Chińczyków innych baz wojskowych w północnych prowincjach Afganistanu. Pekinowi chodzi oczywiście nie tylko w przeciwdziałanie przenikaniu islamskich terrorystów na swoje terytorium, ale również o zabezpieczenie swych interesów ekonomicznych, przede wszystkim ogromnego projektu w Pakistanie. I w tym celu stara się pozyskać władze Afganistanu. W trakcie niedawnego spotkanie w trójkącie (Chiny – Pakistan – Afganistan) ministrów spraw zagranicznych postanowiono o tym, że Chińczycy rozpoczną przygotowania do budowy lądowych tras komunikacyjnych łączących Pakistan z Chinami, przez Afganistan właśnie. Do tej pory komunikacja utrzymywana była, ze względu na ukształtowanie terenu, przez indyjski Kaszmir, ale teraz, właśnie ze względów bezpieczeństwa szuka się innej drogi.

Ze względów bezpieczeństwa, bo zacieśnia się sojusz między Waszyngtonem a Indiami i pozostałymi krajami azjatyckimi uznawanymi za stronników Stanów Zjednoczonych. Już władze w Delhi poinformowały, że anonsowane wcześniej plany zakupów uzbrojenia rosyjskiego trzeba będzie zrewidować i jednocześnie podpisano umowę na zakupy broni w Izraelu. Komunikat jest wyraźny. W praktyce możemy obserwować się kształtowanie bloków państw konkurujących o wpływy w Afganistanie i generalnie w regionie. Z jednej strony Chińczycy, z drugiej Amerykanie. Odnowienie formatu 5 + 1, podejmowanie z fanfarami Nazarbajewa w Białym Domu, podpisanie kolejnych umów przewidujących amerykańskie inwestycje (7,5 mld dolarów) trzeba postrzegać w tym kontekście.

            Można, a nawet trzeba postawić pytanie, gdzie w tym wszystkim jest Rosja, która wcale nie ma zamiaru rewidować swojej dotychczasowej polityki. Minister Ławrow, (przy okazji posiedzenia Rady Bezpieczeństwa odbyło się specjalne spotkanie ministrów poświęcone Afganistanowi i szerzej Azji Środkowej) zaproponował, że Moskwa, wykorzystując swe relacje z Talibami podejmie się misji dobrych usług mającej na celu doprowadzenie do pokoju wewnętrznego i pojednania w Afganistanie. Jeszcze niedawno Moskwa twierdziła, że nie utrzymuje z nimi kontaktów i nie zaopatruje Talibanu w broń, o co oskarżała ją międzynarodowa prasa, ale teraz okazuje się, że kontakty są. No cóż gra się tymi kartami, jakie się ma. Samo spotkanie ministrów ma też interesujący format. Otóż wezmą w nim udział przedstawiciele krajów Azji Środkowej współtworzący format 5 + 1. Jego organizator – minister spraw zagranicznych Kazachstanu informuje, że ma ono za cel „budowę regionalnego partnerstwa państw Azji Środkowej”. Ten wzrost aktywności państw regionu stanowi dla Moskwy szansę, ale również wyzwanie. Najlepszym przykładem jest tutaj Uzbekistan, który wychodzi z międzynarodowej samoizolacji i porządkuje relacje z sąsiadami. Dotychczas pod rządami nieżyjącego już dyktatora (Karimowa) Uzbekistan miał liczne spory graniczne, był też dość niechętny wojskowej obecności Rosji w regionie i starał się zrównoważyć jej wpływy flirtem ze Stanami Zjednoczonymi. Teraz spory z sąsiadami są właściwie uregulowane, a ekonomiczna i ludnościowa (ponad 31 mln mieszkańców) ranga kraju powoduje, że będzie jego rola w regionie będzie rosła. Czy obierze on drogę sprzeczną z rosyjskimi interesami dziś jeszcze nie wiadomo, ale pojawienie się kolejnego gracza stanowi dla Moskwy wyzwanie.

            Komentatorzy oceniają, że propozycja ministra Ławrowa jest próbą przejęcia inicjatywy dyplomatycznej. Moskwa chce wykorzystać relacje zarówno z Kabulem, jak i z Pekinem i państwami regionu, aby zastopować Waszyngton. I w tym kroku wyraźnie też są widoczne braki rosyjskiej polityki. Jej nadmierne koncentrowanie się na zwalczaniu wpływów amerykańskich, nawet kosztem innych projektów, które do tej pory uchodziły za ważne (próba równoważenie Chin współpracą z Indiami) oraz brak podstawowego narzędzia – pieniędzy. Bo to Chińczycy i Amerykanie są w stanie inwestować miliardy dolarów a Rosja?, pogrozić palcem, zgłosić inicjatywę dyplomatyczną, postraszyć, lub sprzedać trochę broni. A co będzie jeśli Amerykanie porozumieją się z Chińczykami?

Jestem byłym dziennikarzem (TVP - Puls Dnia, Życie, Radio Plus) i analitykiem. Z wykształcenia jestem historykiem. Obserwuję Rosję i świat bo wiele się dzieje, a Polacy niewiele o tym wiedzą. https://www.facebook.com/Wie%C5%9Bci-z-Rosji-1645189955785088/

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka