Marek Budzisz Marek Budzisz
3973
BLOG

Kryzys na linii Polska – Izrael a Rosja.

Marek Budzisz Marek Budzisz Polityka zagraniczna Obserwuj temat Obserwuj notkę 38

Jeśli wierzyć przedstawicielom polskiego rządu wypowiadającym się publicznie, to najdziwniejszym w kryzysie, jaki wybuchł w ostatnią sobotę w związku z nowelizacją ustawy o IPN jest reakcja izraelskich czynników oficjalnych, a zwłaszcza ton wypowiedzi i ich temperatura. Strona polska podnosi, iż w istocie Izrael wiedział o planowanej nowelizacji, mało tego, proponowane zapisy były z ambasadą tego państwa konsultowane i nie budziły wątpliwości, o protestach już nie wspominając. O co więc chodzi, skąd ten ton, nie mówiąc już o sformułowaniach, jakie pojawiły się w wystąpieniach izraelskich czynników oficjalnych?

Warto zwrócić uwagę na fakt, iż dzisiaj z krótką wizytą przybył do Moskwy Izraelski premier Binjamin Netanjahu. W samej wizycie niema niczego dziwnego, od początku zaangażowania Rosji w konflikt w Syrii to już siódma z wizyta izraelskiego premiera. Można, zatem powiedzieć, że obydwa kraje utrzymują bliskie, a czasami nawet serdeczne relacje. Ostatnio pojawiły się jednak wątki, na które trzeba zwrócić uwagę. W przeddzień wizyty izraelski ambasador w Rosji Garri Koren opublikował na łamach Niezawisimej Gaziety artykuł, w którym opisuje cele spotkania. Dla obserwatorów sceny bliskowschodniej są one dość oczywiste – przede wszystkim Syria i rosnące w tym kraju wpływy Iranu. Izrael zaniepokojony jest możliwością powtórzenia w tym kraju scenariusza Libanu, w którym, jak pisze izraelski ambasador ruch Hezbollah, a w praktyce Teheran, decyduje o wszystkich najważniejszych, w tym i militarnych sprawach. Zdaniem Tel Awiwu Iran dąży do zbudowania dwóch korytarzy komunikacyjnych z Morzem Śródziemnym – północnego, przez Syrię do Libanu i południowego – do Jemenu. Powodzenie tego planu dać może Teheranowi pozycję dominującą w regionie a z tym Izrael nie chce się zgodzić, choć jak napisał ambasador, o ile nie zostaną przekroczone „czerwone linie” to jego kraj nie będzie interweniował zbrojnie. Jakie to linie? Mianowicie chodzi o dostawy broni dla szyickich milicji o proirańskim nastawieniu aktywnych w Syrii oraz o wojskową obecność w pobliżu izraelskich granic. Oczywiście, jeśli nastąpi ostrzał izraelskiego terytorium, to wówczas również będzie miała miejsce zbrojna odpowiedź. Dlaczego jednak teraz tego rodzaju rozmowy będą miały miejsce? Powody są przynajmniej dwa – dziś również rozpoczyna się w czarnomorskim Soczi kongres wszystkich syryjskich sił politycznych, w sprawie przyszłości kraju. To powód pierwszy, bo po ataku Turcji na kontrolowaną przez Kurdów enklawę Afrin ci ostatni nie będą uczestniczyli w rozmowach a w związku z tym całe przedsięwzięcie staje pod znakiem zapytania. I jak uważa przywoływany przez Kommersanta Andriej Fiodorow z Centrum Studiów Politycznych może okazać się, że uwikłanie się Turcji w inwazji na Syrię i niepowodzenie Rosji w pokojowym rozwiązaniu problemów Syrii może paradoksalnie wzmocnić pozycję Teheranu. I temu właśnie chce przeciwdziałać premier Izraela jadąc do Putina na rozmowy. Ale jest i drugi powód – otóż administracja Trumpa zapowiedziała wycofanie się Stanów Zjednoczonych z układu w sprawie irańskiego programu jądrowego. I wznowieniem przez Teheran prac Izrael również może być zaniepokojony. Chodzić może o skłonienie Moskwy, aby ta wywarła na Teheran odpowiednio ukierunkowaną presję. Netanjachu był w Davos i tam spotkał się z amerykańskim prezydentem. W trakcie spotkania, jak się spekuluje, musiano rozmawiać o kwestiach irańskich. A dziś z kolei amerykańskie władze mają (wieczorem) przedstawić listę kolejnych antyrosyjskich sankcji. Czy zatem nie ma przestrzeni do politycznych, ba!, międzynarodowych targów? Zwłaszcza w sytuacji, kiedy Izrael ma tyle do zaproponowanie – kontakty, relacje – i tyle w kwestiach bliskowschodnich do wygrania. Rosyjscy dziennikarze pytali ambasadora Korena czy jego kraj nie przecenia czasem możliwości Moskwy w relacjach z Iranem. Oraz czy nie jest zbyt daleko idące oczekiwać, aby Rosja będąca w gruncie rzeczy jednym z patronów i twórców porozumienia w sprawie irańskiego programu nuklearnego teraz chciała opowiedzieć się po stronie Zachodu i tych sił, które dążą do jego rewizji. I odpowiedź ambasadora na te pytania jest dość zagadkowa, a zarazem zastanawiająca – W prasie, powiedział, nie zawsze porusza się te same tematy, o których rozmawiamy za zamkniętymi drzwiami.

            Ale to nie jedyna z zagadkowych wypowiedzi izraelskiego ambasadora. Otóż w przywoływanym artykule, na sam koniec zawarł dość intrygujące sformułowanie. Trzeba je przytoczyć w całości – „Izrael i Rosja zajmują wspólne stanowisko sprzeciwiające się odrodzeniu faszystowskich i neonazistowskich partii i organizacji.” O co tu może chodzić, bo chyba Autor nie miał na myśli sił politycznych aktywnych w Niemczech?

            Studiując program wizyty izraelskiego premiera w Moskwie, wizyty krótkiej, bo kilkugodzinnej, nie sposób oprzeć się przekonaniu, że wcale nie o Niemców czy Włochów w przywoływanym zdaniu może chodzić. Otóż rosyjski Prezydent i izraelski premier wzięli udział w uroczystościach, które odbyły się w Centrum Tolerancji a poświęcone były położeniu kamienia węgielnego mającego upamiętnić Sobibór. Kamień został przywieziony z miejsca rozstrzelania Żydów w guberni Smoleńskiej. Przy okazji Putin wygłosił przemówienie, w którym tradycyjnie piętnował „próby rewizji prawdy historycznej”, ale potem zmienił nieco ton, i zamiast do walki z faszyzmem zaczął wzywać społeczność międzynarodową do walki z rozprzestrzeniającą się zarazą nacjonalizmu.

O kwestii Sobiboru pisałem już kilka miesięcy temu, ale sprawa powróciła i po krótce trzeba ją przypomnieć. W międzynarodowym komitecie mającym odbudować były niemiecki obóz zagłady nie ma Rosji. Moskwa chce doń zostać włączona, a o blokowanie swego akcesu oskarża Polskę. Rosyjska Duma wystąpiła w tej sprawie nawet z stosownym oświadczeniem, a Moskwa wywierała naciski, aby przyłączył się do niego również izraelski Kneset. Nie trzeba mówić, że miało ono wyraźnie antypolski charakter. I taka też była narracja rosyjskich mediów przypominających, że organizator powstania w Sobiborze był sowieckim oficerem a niemała część więźniów, jaka się wówczas wydostała na wolność została zabita lub schwytana i oddana Niemcom, przez polskich chłopów. Nie trzeba też przypominać, że w Sobiborze strażnikami byli Ukraińcy. Polski rząd w tej sprawie nie zrobił niemal nic, a przynajmniej bardzo niewiele. Ale teraz temat jak widzimy wraca.

Otóż w Moskwie odnotowano niedawną wypowiedź premiera Morawieckiego o tym, że Rosja jest dla nas największym zagrożeniem oraz oczywiście spotkanie Dudy z Trumpem i warszawską wizytę Tillersona. Zaraz z ripostą wystąpił Franc Klincewicz, wiceprzewodniczący komisji obrony Dumy. Taki kolokwialnie mówiąc cyngiel, który jest używany jak „trzeba dołożyć”, ale zarazem człowiek wywodzący się z rosyjskich służb specjalnych i mający tam nadal przyjaciół. Otóż powiedział on, że Polsce nie zagraża Rosja, ale odradzający się polski nacjonalizm, z którym winno się walczyć. Zastanawiająca zbieżność.

Mamy, zatem połączenie wielkiej polityki – Iran, sytuację w Syrii, a może i inne interesujące obydwa kraje projekty w zakresie np. zagospodarowania złóż roponośnych w Syrii. Czy może wykorzystania istniejącej, a nieeksploatowanej od czasów irańskiej rewolucji infrastruktury – takiej jak zbudowany jeszcze za szacha ropociąg Ejlat – Aszkelon, który uruchomiony znacznie może obniżyć koszty transportu ropy do odbiorców azjatyckich. I czy w takiej sytuacji, jak to się mówi w języku dyplomatycznym „dla ocieplenia klimatu rozmów” nie można zamieścić w sieciach społecznościowych kilku antypolskich tweet-ów, albo wystąpić z wojowniczym oświadczeniem, zwłaszcza, że wystąpienie przeciw Polsce zawsze się Moskwie podoba.

Na uroczystościach, w których uczestniczyli Putin i Netanjachu wystąpił też polski ambasador w Moskwie prof. Marciniak, który mówił, że w czasie wojny Polacy starali się, mimo zagrożenia karą śmierci, pomagać Żydom jak mogli. Moskiewski Komsomolec określił wystąpienie polskiego ambasadora mianem „nietaktownego”. Pocieszające w tym wszystkim jest wszakże to, że zaraz po Marciniaku zabrał głos ambasador Stanów Zjednoczonych Huntsman, którego wystąpienie odebrano, jako tonujące nastroje i przez to propolskie. Czyżby sojusz zaczął działać?

Jestem byłym dziennikarzem (TVP - Puls Dnia, Życie, Radio Plus) i analitykiem. Z wykształcenia jestem historykiem. Obserwuję Rosję i świat bo wiele się dzieje, a Polacy niewiele o tym wiedzą. https://www.facebook.com/Wie%C5%9Bci-z-Rosji-1645189955785088/

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka