Marek Budzisz Marek Budzisz
1815
BLOG

Rosyjska polityka zagraniczna na rozdrożu.

Marek Budzisz Marek Budzisz Rosja Obserwuj temat Obserwuj notkę 12

W piątek w Waszyngtonie zaprezentowano nową amerykańską doktrynę atomową, której opracowanie, jeszcze w styczniu ubiegłego roku zlecił prezydent Trump. Prawdę mówiąc doktryna jest nowa, ale niewiele w niej nowego. Stany Zjednoczone, jak zgodnie oświadczyli w trakcie briefingu z prasą wysocy urzędnicy Departamentu Stanu i Pentagonu (6 osób), nie mają zamiaru rezygnować ze swego arsenału nuklearnego. Wskazali przy tym, nie owijając w bawełnę, że głównym powodem takiego stanowiska jest Rosja, która zdaniem amerykańskich wojskowych modernizuje swój arsenał. Waszyngton nie chce pozostać w tyle i w związku z tym czeka nas najprawdopodobniej wyścig zbrojeń.

Mówił o tym otwartym tekstem już po opublikowaniu dokumentu (75 stron) prezydent Trump, oskarżając przy okazji swego poprzednika o karygodne zaniedbania w tym względzie, które mogły negatywnie wpłynąć, w jego opinii, na bezpieczeństwo narodowe. Jak we wstępie napisał szef Pentagonu James Mattis doktryna wojenna Rosji przewiduje „eskalację konfliktu jądrowego” o ile umożliwi to osiągnięcie pożądanych celów. W takiej sytuacji, zwłaszcza wobec zawłaszczenia przez Moskwę Krymu i w związku z pogróżkami „użycia broni jądrowej wobec naszych sojuszników” Kreml na własne życzenie rozpoczął wyścig zbrojeń.

Rosyjski MSZ, dość tradycyjnie odpowiedział na nową amerykańską doktrynę, zaznaczając, że będzie obserwował to, co się dzieje w Waszyngtonie i Rosja celem zapewnienia bezpieczeństwa „podejmie odpowiednie kroki”.

Cała sprawa wygląda na rutynową wymianę prztyczków, ale w istocie jest poważną. Przede wszystkim, dlatego, że od dłuższego już czasu, zarówno w Rosji, jak i w Stanach Zjednoczonych pojawiają się głosy, że zawarcie porozumienia o likwidacji rakiet średniego zasięgu (od 500 do 5500 km) w 1987 roku było błędem. Przy czym, o ile wcześniej, tj. do aneksji Krymu częściej o tym mówili Rosjanie, to teraz tego rodzaju głosy pojawiają się w Ameryce. Oficjalnie o naruszenie umów Moskwę oskarżyła administracja Obamy, a w Kongresie jest niemała liczba polityków otwarcie wzywających do wypowiedzenia układu. Co ciekawe, Moskwa wzywa do jego przestrzegania. Wprost mówił o tym w ubiegłym roku rosyjski wiceminister spraw zagranicznych Sergiej Riabkow oświadczając, że Moskwa gotowa jest przystąpić do koniecznych rozmów i „nie ma żadnych zamiarów kwestionować celowość traktatu”, mało tego, rosyjską stronę „bardzo niepokoją próby strony amerykańskiej, aby pod wymyślonymi pretekstami poddawać w wątpliwość jego dalsze funkcjonowanie.”

Nie można przesądzać, że czy w istocie Moskwa jest zainteresowana redukcją arsenału nuklearnego, czy w istocie uprawia swą tradycyjną politykę – z jednej strony wzywania do rozbrojenia, z drugiej zaś takiej interpretacji zawartych porozumień, aby można je było obchodzić, ale jednocześnie uniknąć otwartego ich łamania.

Pewną wskazówkę, co do intencji Kremla może być ostatnio podjęte decyzje dotyczące przedłużenia okresu eksploatacji niektórych typów uzbrojenia wchodzącego w skład wyposażenia sił strategicznych. Mowa o rakiecie RS – 20 W (Wojewoda), wg. nazewnictwa NATO SS-18 "Satan",  która pozostać ma w arsenale wojsk rosyjskich do roku 2027. Rakieta jest jeszcze sowiecką konstrukcją z początku lat siedemdziesiątych, co prawda modernizowaną, ale jednak już dość przestarzałą. W ubiegłym tygodniu przedstawiciel rosyjskich wojsk rakietowych poinformował również, że przedłużono, do 2030 roku okres eksploatacji łodzi podwodnych typu Delfin, które mają już ponad 40 lat. Jakiś czas temu pisałem też o zaprzestaniu produkcji platform kolejowych przeznaczonych do przenoszenia rakiet dalekiego zasięgu, w tym i zaopatrzonych w głowice nuklearne.

Rosjanie podjęli taką decyzję, bo zamierzają skoncentrować swoje wysiłki na produkcji rakiet typu X 101 powietrze – ziemia, które sprawdziły się w warunkach bojowych w Syrii. Według niedawnego oświadczenia rosyjskiego ministra obrony Szojgu w ciągu dwóch lat działań zbrojnych Rosjanie wystrzelili 66 rakiet tego rodzaju i wszystkie trafiły w cel. Nie wdając się w spekulacje na temat, jakości rosyjskiego uzbrojenia (a trzeba zakładać, że jest ona wysoka) wyraźnie widać, że piętą achillesową Moskwy są, jak sami mówią mówić resursy, czyli pieniądze. Na wszystko, po prostu nie wystarczy.

Amerykanie ostatnio przeprowadzili próbę (nieudaną) przechwytywania rakiet takiego typu, i jak oświadczyli przedstawiciele Pentagonu nie ustaną w wysiłkach, póki na wyposażeniu ich armii nie znajdą się nowe rodzaje broni mogących przeciwdziałać rosyjskiemu, ale również chińskiemu zagrożeniu.

Jednym słowem wyścig zbrojeń się rozkręca. Ostatnio rosyjskie media szeroko komentowały wypowiedź prezydenta Poroszenki o tym, że Ukraina przeprowadziła udaną próbę wystrzelenia skrzydlatej rakiety średniego zasięgu „Neptun”. Jak informował przy okazji szef ukraińskiej Narodowej Rady Bezpieczeństwa Turczynow rakieta ta może być wystrzelona zarówno z lądu, jak i z morza oraz z powietrza. Rosyjski Internet trochę się podśmiewuje, że w gruncie rzeczy jest to poddana tylko lekkiemu liftingowi sowiecka konstrukcja rakiety X 35, ale nie zmienia to faktu, że po tzw. Memorandum Budapesztańskim Ukraina takich rakiet nie miała, a teraz je ma i w najbliższej przyszłości może nad ich udoskonaleniem pracować. Nie tylko tym zresztą Rosjanie są zmartwieni. Media informują o tym, że w roku bieżącym liczba amerykańskich wojskowych na Ukrainie wzrośnie do 2 tyś., niedawno na Morze Czarne wpłynęły dwa okręty szpiegowskie – brytyjski oraz turecki, a w Gruzji pojawiać zaczynają się głosy, że być może warto zrezygnować z Abchazji i Osetii po to, aby znaleźć się w NATO.

A wszystko to następuje w czasie, kiedy nie widać jeszcze jakiejś obliczonej na dłuższy czas rosyjskiej strategii w polityce zagranicznej. Bo trudno powiedzieć czy czwarta kadencja Putina doprowadzi do zwiększenia czy zmniejszenia rosyjskiego zaangażowania na Bliskim Wschodzie, nie bardzo wiadomo jak Moskwa odpowie na postępujące osłabienie więzi w obrębie państw wchodzących niegdyś w skład ZSRR i zupełną zagadką jest kształt rosyjskiej polityki wobec Ukrainy.

W Rosji trwa właśnie na ten temat dyskusja i warto zwracać uwagę na pojawiające się głosy. Ostatnio swój raport opublikowała Agencja „Polityka Zagraniczna”[1]. To skrywająca się za fasadą komercyjnej firmy (trochę chyba wzorująca się na amerykańskim Stratforze) grupa młodych, ale już wpływowych i słuchanych w Rosji, badaczy, wywodzących się głównie z moskiewskiego środowiska skupionego wokół MGiMO. Ich poglądy są i ciekawe, ale również o tyle istotne, że ze względów generacyjnych to w tym gronie mogą znajdować się następcy ponoć schorowanego i myślącego o odpoczynku ministra Ławarowa. Co piszą młodzi badacze? Otóż ich zdaniem jedną z głównych wad rosyjskiej polityki zagranicznej jest jej nadmierna ameryko-centryczność. Stany Zjednoczone, ich zdaniem przeżywają swoje kłopoty – kryzys przywództwa, podział wśród rządzących elit, kryzys wartości i bolesna myśl o zmierzchu pozycji światowego hegemona. Ale nikt, ich zdaniem na świecie, a zwłaszcza w grupie krajów sąsiadujących z Rosją, nie chce zapisać się do obozu krajów rzucających Waszyngtonowi wyzwanie. Jeśli Moskwa zacznie taki obóz konstruować to przegra, odwrócą się od niej sojusznicy w Azji Środkowej, o Chinach nie wspominając. I w związku z tym Rosja musi pozbyć się starej, datującej się jeszcze na czasy komunistyczne, mentalności i myślenia, że może z Ameryką rywalizować. Jeśli rywalizację podejmie, to przegra.

Zdaniem młodych badaczy nie sprawdziły się też nadzieje na destabilizację Ukrainy. Państwo nie jest silne, ale siły prorosyjskie okazały się w dłuższej perspektywie słabsze niźli to Moskwa oceniała na początku konfliktu. Mało tego Ukraina stała się spoiwem trzeszczącego i słabnącego sojuszu Europy i Stanów Zjednoczonych. Zarówno Unia, jak i Waszyngton są zainteresowane podtrzymywaniem Kijowa, a to oznacza, że w dłuższej perspektywie Moskwa jest bez szans. Co w takiej sytuacji robić? Odpuścić. Autorzy raportu są zdania, że znaczenie sił nacjonalistycznych w Kijowie będzie rosło, a prorosyjskich słabło. Poroszenko zostanie prawdopodobnie wybrany na kolejną kadencję, a jedyną szansą dla Moskwy jest nic nie robić, (bo rywalizacja zdecydowanie zbyt dużo kosztuje) i czekać na lepsze czasy.

Tym bardziej, że Moskwa ma gdzie się angażować – na Bliskim Wschodzie (sojusz z Egiptem i Arabią Saudyjską) oraz w rozmywanie granic i spoistości Unii Europejskiej. Ale w tym ostatnim przypadku nie w sposób wrogi, ale przyjazny. Jeżeli Białoruś, Mołdawia czy Armenia mogą realizować programy partnerskie z Brukselą, to, dlaczego państwa ze Wspólnoty, pytają, nie mogą zostać zaproszone do korzystnych programów współpracy gospodarczej z Rosją? Jeśli konsensus europejsko – amerykański na tle polityko wobec Ukrainy zniknie, to związki gospodarcze z Rosją takich krajów jak Włochy czy Francja mogą przeważyć. Jednym słowem wizja współpracy gospodarczej i wspólnego biznesu od Lizbony do Władywostoku (z silnym oparciem w basenie Morza Śródziemnego).



[1] «МЕЖДУНАРОДНЫЕ УГРОЗЫ 2018», Ежегодный прогноз аналитического агентства «Внешняя политика».

Jestem byłym dziennikarzem (TVP - Puls Dnia, Życie, Radio Plus) i analitykiem. Z wykształcenia jestem historykiem. Obserwuję Rosję i świat bo wiele się dzieje, a Polacy niewiele o tym wiedzą. https://www.facebook.com/Wie%C5%9Bci-z-Rosji-1645189955785088/

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka