Marek Budzisz Marek Budzisz
4160
BLOG

O Nieśmiertelnym Pułku i polskiej polityce historycznej wobec Rosji.

Marek Budzisz Marek Budzisz Rosja Obserwuj temat Obserwuj notkę 63

9 maja w rosyjskich miastach, ale także w wielu miejscach poza granicami Federacji Rosyjskiej odbyły się marsze „Nieśmiertelnego pułku” w których uczestniczyło miliony Rosjan. Dla przykładu podajmy – w Moskwie było to, według oficjalnych informacji 700 tys. osób, w Petersburgu, ponad milion, w Czelabińsku 80 tysięcy, w Rostowie 100 tys. Te listę moglibyśmy kontynuować długo.

    Jak sądzę w oczach przedstawicieli świata Zachodu, Polski z tej grupy nie wyłączając uroczystości jakie corocznie odbywają się w Rosji w związku z obchodami rocznicy końca II wojny światowej, a szczególnie związane z Nieśmiertelnym pułkiem, są przejawem propagandowej aktywności rosyjskich władz i cały czas silnych nastrojów imperialnych w rosyjskim społeczeństwie. Naiwnym byłby oczywiście ten, który uważałby, że władze nie starają się skanalizować i wykorzystać dla swoich celów społecznego zjawiska nazywanego „Nieśmiertelnym pułkiem”, ale postrzeganie tego wyłącznie przez ten pryzmat jest istotnym uproszczeniem, a nawet zamykaniem oczu na to co się w Rosji, na poziomie społecznym, dzieje. Konsekwencje takiej postawy mogą być zgubne, bo blokują rozumienie tego jakie siły i zjawiska społeczne władze starają się wykorzystać budując swoją narrację historyczną i wreszcie utrudniają uprawianie, naszej polskiej, opowieści o historii XX wieku, czy szerzej polsko – rosyjskich relacjach.

    Andriej Kolesnikow, na łamach opozycyjnych Nowoje Wriemia, przypomina, że pierwotnie pomysł zorganizowania obchodów Nieśmiertelnego Pułku został sformułowany przez trzech dziennikarzy z Tomska z których najczęściej publicznie wypowiadał się Sergiej Lapienkow, wielokrotnie publicznie protestując przeciw próbom przechwycenia przez władze i „urzędowych patriotów” inicjatywy, która pierwotnie miała charakter społeczny i raczej należałoby ją zaliczyć do jednej z wielu współczesnych i występujących w wielu krajach świata nurtów „prywatnej pamięci” czy „prywatnej historii”. Autorzy przedsięwzięcia właśnie po to aby ożywić tę część zapoznanej tradycji rosyjskiej odwołali się do wiersza poety z Dagestanu Rasuła Gamzatowa zatytułowanego Żurawie. Wiersz jest bardzo nostalgiczny i, jak to mówią Rosjanie „duszoszczipatielnyj”. Przy czym są dwie wersje genezy wiersza i tego co zainspirowało poetę. Jedna z nich mówi o tym, że będąc swego czasu w Hiroszimie zobaczył o tysiące papierowych origami – żurawi, znajdujących się w parku pamięci po to, aby upamiętnić ofiary zrzucenia bomby atomowej. Po powrocie do domu miał dostać wiadomość, że zmarła bardzo blika mu matka. I te dwa fakty tak nim wstrząsnęły, że stworzył w swym ojczystym języku – awarskim, wiersz. Inna wersja mówi o tym, że inspiracją dla poety była wizyta w małej wsi w północnej Osetii w której żyła rodzina mająca siedmiu synów. Wszyscy polegli. Po trzecim zawiadomieniu o śmierci syna z rozpaczy zmarła matka a miejscowi listonosze nie chcieli przynosić kolejnych smutnych zawiadomień. I ojciec walczących, czekając na jakiekolwiek wieści o losie ostatniego, od klucza żurawi miał się dowiedzieć, że ostatni syn poległ zdobywając Berlin. Taka kaukaska wersja losów braci Ryan ze słynnego filmy Spielberga, tylko, znacznie smutniejsza i taka, której nikt nie sławi i nie rozpamiętuje.

    Niezależnie, która z tych wersji jest prawdziwa, jedno jest istotne – w wierszu nie ma słowa o polityce, nie ma hurrapatriotycznych haseł, ani cienia, aluzji na ten temat. Raczej można w nim odczytać smutek i żal, nad losami milionów i tym, że tak wyglądała ich historia.

    W 2015 roku, kiedy społeczna inicjatywa żyła własnym życiem i okazało się, że cieszy się coraz większą popularnością władze podjęły, jak pisze Kolesnikow próbę jej przechwycenia. Oficjalni patrioci zawiązali organizację Nieśmiertelny Pułk Rosji, która różniła się od wcześniejszej ostatnim członem w nazwie. Zmieniono też symbol inicjatywy – w miejsce żurawi, umieszczono św. Jerzego Zwycięzcę. W czasie pochodów coraz częściej zaczęły pojawiać się wizerunki Stalina i generalnie impreza nabrała bardziej oficjalnego charakteru. Ale nie utraciła tego, co legło u jej istoty. Czyli próby przywrócenia pamięci o indywidualnych, trudnych a nierzadko tragicznych losach jakie stały się udziałem zwykłych Rosjan w czasie ostatniej wojny światowej. Oczywiście impreza stała się częścią polityki historycznej władz. Młodzież szkolna musi w niej w każdym roku uczestniczyć, ale wszyscy, relacjonujący przejście Nieśmiertelnego Pułku, są zdania, że nawet mimo tych prób jest to inna, mająca wszystkie cechy autentycznych i spontanicznych obchodów impreza. Również i z tego powodu, że zgodnie z wezwaniami pomysłodawców i pierwszych organizatorów pochodów niektórzy z jego uczestników niosą wizerunki nie walczących w II wojnie światowej, ale więźniów GUŁ-agu. Ta sama zresztą grupa społeczników rozpoczęła i rozpropagowała w Rosji nową inicjatywę związaną z pamięcią po latach stalinizmu i masowych represji – przedsięwzięcie pod nazwą „ostatni adres”, polegające na przybijaniu do ścian domów w których mieszkali zabrani do GUŁ-agu przez NKWD specjalnych metalowych tabliczek z ich nazwiskami.

    Skupmy się na tym jak obchody opisują rosyjskie media które zaliczyć można do grupy opozycyjnych, a przynajmniej niezależnych, bo ich trudno posądzić o sympatie dla władzy i próbę lukrowania rzeczywistości. Reporterzy Nowej Gaziety znaleźli się w Jekaterynburgu, mieście na południowym Uralu, znanym ze swych opozycyjnych nastrojów. Kilka lat temu wybory na mera wygrał tam Jewgienij Rojzman, dziś jeden z liderów rosyjskiej opozycji. Chciał on w 2017 roku wziąć udział w wyborach gubernatorskich, ale władze, po to aby nie dopuścić do jego ewentualnego sukcesu i wzmocnienia opozycji (kandydował on z formacji Jawlińskiego Jabłoko) nie zarejestrowały kandydatury, a w roku ubiegłym, kiedy miały miejsce znów wybory na mera, zlikwidowały, zapewne z tego samego powodu wybory bezpośrednie i teraz w Jekaterynburgu mera wybiera lokalna Duma kontrolowana przez Jedną Rosję i formacje satelickie. Jak dziennikarze opisują uroczystości? Po pierwsze, liczebność. Wzięło w nich udział 130 tys. ludzi, trochę mniej niźli rok wcześniej, kiedy maszerowało 150 tys. osób, ale znacznie więcej niźli w 2016 roku. Wówczas doliczono się 20 tys. uczestników. A pamiętajmy, że mamy do czynienia z miastem w którym mieszka 1 300 tys. osób. Warto też zwrócić uwagę, że dziennikarze opozycyjnej bądź co bądź gazety nigdzie nie piszą, że uczestnicy byli zwożeni przez władze, które w ten sposób starały się pompować frekwencję. A zatem pochód był dobrowolną manifestacją pewnej postawy. Pytanie tylko jakiej? Gazeta zwraca uwagę na fakt, iż w tej masie ludzi niewiele było wizerunków Stalina. Z jednej strony o to, aby ich nie przynosić apelowali organizatorzy uroczystości, z drugiej ludzie raczej woleli maszerować z wizerunkami swoich bliskich, którzy w wojnie uczestniczyli, a niektórzy zginęli. Oczywiście były też portrety Józefa Wissarionowicza, ale przynieśli je lokalni komuniści, którzy, jak powiedzieli pytającemu ich o to dziennikarzowi, zrobili tak właśnie po to aby zaprotestować w ten sposób przeciw prośbom organizatorów o manifestację bez partyjnej wierchuszki tamtych lat. Nie było też wizerunków osób, które zginęły w trakcie wojny w Donbasie. Na kilka dni przed pochodem lokalny Związek Ochotników Donbasu wystosował apel, aby przynieść portrety tych, którzy walczyli po stronie samozwańczych „republik ludowych” po 2014 roku. Mimo apeli, które również skrytykowali organizatorzy, dziennikarze znaleźli, jak twierdzą tylko dwie osoby, które manifestowały ze zdjęciem „bojownika” poległego na Ukrainie. Była to nawiasem mówiąc, żona jednego z poległych i szef związku weteranów. Dziennikarze piszą też, iż rozmawiali z wieloma osobami pytając jak podoba im się hasło, które w Rosji pojawiło się w związku z obchodami rocznicy zakończenia II wojny światowej i które brzmi „możemy powtórzyć”. Chodzi oczywiście o powtórkę wojny i powtórkę sowieckiego a dziś rosyjskiego triumfu. I znów, ale to oczywiście można odczytywać trochę jako projekcję własnych odczuć, reporterzy nie znaleźli nikogo, kto gustowałby w tego rodzaju buńczucznych deklaracjach. Generalny przekaz z rozmów, które dziennikarze prowadzili z dziećmi, a często wnukami uczestników II wojny światowej sprowadzał się do stwierdzenia, że z ich wspomnień wynika, że osobiste doświadczenia wyniesione z wojny przez tych, którzy ją przeżyli, to nie był temat częstych rozmów w domu. Raczej ojcowie, czy dziadkowie woleli milczeć niźli opowiadać o swoich przeżyciach, a wielu z nich, jeśli już zaczynało mówić, to półsłówkami, zdradzając fragmenty wspomnieć, niźli tocząc długie, kombatanckie opowieści. Bo co tu wspominać, mówi jedna z pań, która niosła wizerunek swego ojca. Kiedy ze swoim oddziałem, a walczył od pierwszego dnia wojny ojczyźnianej (czyli dla Rosjan od 22 czerwca 1941 roku), trafił pod Moskwę było ich w oddziale 500 osób, przeżyło tylko trzech. Inni rozmówcy wspominają, że ojcowie, wujowie, dziadkowie nie tylko, że nie chcieli snuć wspomnień, ale nie mogli sobie z nimi poradzić, wielu topiło smutki w alkoholu. Inny z uczestników mówi reporterowi, że do lat osiemdziesiątych jego rodzina wiedziała tylko tyle, że dziadek w czasie wojny zaginął, a dopiero „w wyniku prac poszukiwaczy”, pod koniec epoki Gorbaczowa, dowiedzieli się, że zginął na Krymie i mogli wyprawić mu uczciwy pogrzeb.

    Skupmy się na tym wątku, bo jest on jak sądzę niezwykle istotny, również i z polskiego punktu widzenia. Rosyjscy socjologowie opisujący zjawisko Nieśmiertelnego Pułku dostrzegają, że charakter demonstracji nie ma wiele wspólnego z oficjalną narracją. Pochody są ich zdaniem w sporej części raczej próbą poszukiwanie narodowej tożsamości i odwołaniem się do pamięci rodzinnej, często niezwykle bolesnej i nadal żywej. Oczywiście nie można generalizować, bo niechybnie motywacje są różne. Ale nawet opozycjoniści rosyjscy zwracają uwagę, że uroczystości te odbywają się trochę „obok władzy”.

    I to jest, z punktu widzenia polskich interesów informacja ważna, a nawet rzekłbym fundamentalna. Z tego powodu, że jak się wydaje mamy do czynienia z dwoma narracjami – oficjalną, rządową i propagandową oraz prywatną, odwołującą się do pamięci o poległych. Polska odpowiedź winna w swych działaniach uwzględniać ten fakt, a tego nie robi. Dlaczego nie pomagamy tym Rosjanom, którzy poszukują choćby szczątków informacji na temat poległych członków swych rodzin? Dlaczego nie robi tego IPN? Dlaczego nie stworzyć komórki, która dysponowała będzie dokumentami, zdjęciami, relacjami, jednym słowem wszystkim, co jest związane z pochowanymi w Polsce rosyjskimi żołnierzami? I dlaczego nie można tego w Rosji rozgłosić i zaprosić zwykłych ludzi, Rosjan, aby pisali do polskiej, oficjalnej instytucji a my im w ich prywatnych poszukiwaniach pomożemy. To oczywisty element dyplomacji publicznej, budowania reputacji i dobrej opinii, szkoda tylko, że w Polsce zaniedbany. Jeśli nie mamy propozycji pozytywnych to zostawiamy puste miejsce, w które wlewa się oficjalna, niechętna Polsce i Polakom propaganda, która kreuje nas na naród w najlepszym razie niewdzięczników. Taka jest cena zaniedbań.


Jestem byłym dziennikarzem (TVP - Puls Dnia, Życie, Radio Plus) i analitykiem. Z wykształcenia jestem historykiem. Obserwuję Rosję i świat bo wiele się dzieje, a Polacy niewiele o tym wiedzą. https://www.facebook.com/Wie%C5%9Bci-z-Rosji-1645189955785088/

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka