Opowieść o czasach kupczenia Polską. Część X
Miklas schował telefon komórkowy do wewnętrznej kieszeni marynarki.
- Zaraz przyjadą posprzątać. – powiedział wskazując ruchem głowy ciało Marcina leżące w kałuży krwi – Centrala gratuluje nam wykonania zadania. – dodał ze złośliwym uśmiechem.
- Niech spadają na drzewo! – prychnął Drzewiecki – Pomyśleć, że tyle z tym było zachodu – w zadumie warzył w ręku szarą kopertę. Otworzył ją, wsunął rękę do środka i wyjął twardy dysk – Gdyby nie lojalna służba takich jak my, to ta nasza kartoflana republika już dawno by się skompromitowała. – powiedział beznamiętnie.
- Co zawiera ten dysk? – zapytał Miklas.
Drzewiecki okrasił twarz miłym uśmiechem mrużąc oczy w wesołym grymasie.
- Kulisy negocjacji akcesyjnych Polski z Unią Europejską, czarno na białym, co, kto, ile zarobił sprzedając nasze państwo. – powiedział beztroskim tonem – Jak likwidowano i wyprzedawano za grosze nasz przemysł, żeby nie stanowił konkurencji dla firm europejskich. A także powiązania naszych najważniejszych polityków ze światem biznesu.
Miklas, aż sapnął z wrażenia.
- Za mało nam płacą! – jęknął.
Drzewiecki roześmiał się w głos. Przyjaźnie położył swemu towarzyszowi rękę na ramieniu.
- Fakt, mogliby lepiej, - przyznał – ale za to popatrz, kropnąłeś jakiegoś dupka i nikt nawet się o tym nie dowie. Mało to ludzi ginie bez wieści? Nie wiem, jak tobie, ale mnie wpływa kojąco na nerwy strzelanie do ludzi, przez który mamy ten cały bajzel, bo od piętnastu lat nie potrafią wyłonić spośród siebie przyzwoitych parlamentarzystów, którzy dbaliby o rację stanu kraju, którym rządzą. Ja mam przecież doktoraty z socjologii i ekonomii, myślisz, że sprawia mi przyjemność tuszowanie ciemnych sprawek naszego establishmentu? Miałem chronić kraj przed aferami, a trawię swoją wiedzę i talent na ukrywaniu ich przed opinią publiczną, by ci cholerni hipokryci dalej mogli grać świętych. Czasami, mam już tego dosyć, kiedyś dobiorę się tej bandzie do dupy, po to przecież, jak wiesz, gromadzę na każdego dossier, wtedy to ja będę rządził, a oni zaczną jeść mi z ręki. Póki co jednak, muszę im wiernie służyć i bez szemrania spełniać każdy rozkaz. A najważniejsze to robić, co ci każą – powtórzył w zadumie.
- Cóż, taka nasza służba. – sentencjonalnie zakończył Miklas.
KONIEC