Piękny tytuł. No to żeśmy się obłowili na II wojnie światowej. Kosztem Żydów opływaliśmy w luksusach, żyło nam się jak w raju, bez głodu i chłodu. Gross podaje nawet przykład. Pewna wioska nieopodal Treblinki jeszcze podczas okupacji zdjęła strzechy i zastąpiła je blaszanymi dachami, co było w tamtych czasach ewidentnym symbolem dobrego statusu materialnego.
Piotr Zaremba pisze dzisiaj o Grossie, że nie trzeba czytać książki, by zauważyć, że autor „ miesza się w zeznaniach”. Nie ma racji redaktor Zaremba, współpracownik Tygodnika Powszechnego. Trzeba czytać, by dokładnie, punkt po punkcie wytknąć „historykowi” wszystkie błędy i manipulacje.
Pierwsza i zasadnicza to inspiracja do powstania tej książki, tekst w Gazecie Wyborczej:
"Gorączka złota w Treblince",PiotraGłuchowskiego i
Marcina Kowalskiego, którzy opisali, czym po odejściu Niemców zajmowali się mieszkańcy okolic Treblinki - rozkopywaniem poobozowych terenów w poszukiwaniu złota i kosztowności.
Ilustracją do tekstu była fotografia, którą dostali w jednej z chałup we wsi Wólka Okrąglik (powiat sokołowski, gm. Kosów Lacki).
Nie ma pewności, że uwieczniono na niej obławę milicjantów na „kopaczy”.
Na podstawie tego zdjęcia, podpisanego: „Prawdopodobnie”, Gross buduje swą narrację. Dla niego kilkanaście tysięcy jest tym samym, co kilkadziesiąt.
Ale nie to jest ważne w książce Grossa, której promocją zajął się Lis. To nawet nie „brak proporcji”, jak pisze Zaremba. To ciekawy mechanizm promocji kłamstwa, podobnie jak z D.Brownem, przez Tygodnik Powszechny i państwowe media.
Dlaczego Krakowski ZNAK, wydawca antypolskiego paszkwilu Grossa „Strach” i organizator konferencji z Grossem na Uniwersytecie Jagiellońskim, wyszedł przed szereg i zapowiada publikację książki na luty, skoro za kilka miesięcy będzie ona wydanaprzez wydawnictwo Oxford University Press?
Dlaczego ZNAK odmówił publikacji książki Romana Graczyka ujawniającej nieznanych dotąd agentów SB w środowisku „Tygodnika Powszechnego”, na której zarobiłby więcej?
Nieznane są plany wydawnicze redaktora Jerzego Illga, zwanego najpierw doktorem, teraz już profesorem. W rzeczywistości nie ma doktora Illga. Jego praca doktorska „W kręgu powieści” została uznana za plagiat a autor pozbawiony tytułu doktora.
Oglądając wczorajszy program Lisa przypomniał mi się inżynier Mamoń. Dlaczego? Bo magia tytułomanii trwa do dziś. Pan historyk z Ottawy, Jan Grabowski jest takim samym profesorem jak Bartoszewski. Ale to może i dobrze, bo swojej tezy o zabitych setkach tysięcy Żydów nie potrafił udowodnić. Więc lepiej mieć głupich doktorów, niż profesorów.
Smutne jest to, że Grossnazywając Polaków: ,,sępy ,kanalie i szakale' 'mówi o sobie. A my bijemy brawo. I pozwalamy, by miał złote żniwa.
Proponuję oryginalne danie: SŁOWA W SOSIE OSTRO-GORZKIM,produkt ciężko strawny i kaloryczny, okraszony szczyptą humoru i odrobiną ironii. ================================================= Sprzedaż: www.polskaksiegarnianarodowa.pl, United Express, Warszawa, ul. Marii Konopnickiej 6 lok 227, Tel. 502 202 900
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka