QCHNIA POLITYCZNA
Bylejakość rządu
Peerelowskie „trudności obiektywne”, które były wytrychem do usprawiedliwiania spraw niemożliwych do ogarnięcia przez przewodnią siłę narodu, w dzisiejszej Rzeczpospolitej, określanej nazwą Trzecia (nie mylić z Trzecim Światem), istnieją nadal pod zmienioną nazwą. To procedury, czyli przepisy prawne regulujące postępowanie w jakiejś dziedzinie; dla niektórych nieokreślony bliżej system nakazów i zakazów, który wyłonił się jak Afrodyta z piany morskiej bez udziału człowieka; czynnik odhumanizowany, ograniczający nieskrępowane działania „nowatorskie” i „niekonwencjonalne” naszych polityków. Stanowią cierpienie i udrękę ludzkiego gatunku sprawującego władzę, dlatego przyjęto niepisaną zasadę, że można je omijać, obchodzić, łamać a nawet oskarżać w imię swoistej spychoterapii usprawiedliwiającej ludzi, którzy zawiedli czy popełnili błąd.
Nie ma winnych katastrofy smoleńskiej. Zginęło 96 osób z prezydentem RP i nikt nie ponosi za to odpowiedzialności. A właściwie nie ma winnych wśród żyjących, bo: "Gdyby piloci umieli obsługiwać samolot wylądowaliby szczęśliwie". Kto zatem wysyłał kapitana Protasiuka do Afganistanu, Na Haiti, do Chin, skoro nie umiał obsługiwać samolotu? A może wina tkwiła w samolocie, kompleksowo „remontowanym” w Samarze, skoro 7 kwietnia premier Tusk wraz z delegacją polecieli do Smoleńska dwoma samolotami CASA i jednym Jakiem, bo w tupolewie „coś trzeba było poprawić”?
Nie ma odpowiedzialnych, chociażby politycznie, a śledztwo prokuratury ustali to samo, co komisja Millera. Półprawdę, półkłamstwo czy jak kto woli manipulację, bo przecież według praw logiki, nie można jednoznacznie wyjaśnić czegoś, do czego nie ma się dostępu. A komisja nie miała wszystkich dowodów: czarnych skrzynek, wraku samolotu, dokumentów i urządzeń rejestrujących przebieg lotu, dokumentów opisujących miejsce zdarzenia czy akcję ratowniczą. Opierała się na dokumentach wtórnych, jak kopie czy raport MAK. Kilka razy komisyjnie zgrywano też zapisy z czarnych skrzynek i co nowa kopia, to inna i na dodatek lepsza od oryginału i bardziej dokładna.
Komisja Millera miała bezpośredni dostęp tylko do dokumentów związanych z działalnością 36 SPLT, z organizacją wizyty przez stronę polską oraz do niektórych dokumentów przesłanych przez Rosjan, jeśli „przypadkiem” nie zostały unicestwione, jak nagranie z wieży, które najpierw było, a później się nie nagrało, zacięło, zniszczyło. Podobnie jak badania lekarskie rosyjskich kontrolerów odbyły się lub nie. Niepotrzebne skreślić. W sumie w tej budzie zwanej wieżą musiała być niezła balanga z zagrychą, skoro jeden po katastrofie uciekł w las na 24 godziny, by wytrzeźwieć.
Czy można więc mówić o jakimkolwiek raporcie, czy jedynie o domniemaniu, obarczonym na dodatek wieloma przekłamaniami jak twierdzenie, że bez systemu ILS nie można "lądować w automacie", oraz ustaleniach, że do czasu uderzenia w ziemię "wszystkie systemy Tu-154M były sprawne”.
Raport komisji ministra Millera powinien być odczytany nie w kancelarii premiera, ale w jakiejś innej, większej sali, by rodziny smoleńskie nie musiały stać za drzwiami, a dziennikarze siedzieć na podłodze. Na przykład w gmachu teatru Dramatycznego czy teatru Komedia, bowiem wątki tragiczne i komediowe splatały się równo, przez całe 1,5 godziny prezentacji rządowej wersji raportu z katastrofy, którą możną nazwać Anodina light. Raport jest śmieszny nie tylko dlatego, że nieostateczny i jak powiedział premier Tusk, w miarę napływania dowodów może być modyfikowany, ale przez to, że w badaniu tak poważnej katastrofy pozwala sobie na luki. Jest też tragiczny, bo nie tylko kompromituje polski rząd, ale i jest świadectwem jego totalnego rozkładu, którego nie da się dłużej pudrować. Ciekawe jest również to, że wersja wygłoszona była odmienna od pisanej i nie można tego nazwać pomyłką. To celowa manipulacja opinią publiczną, że samolot był sprawny do czasu zderzenia z ziemią, podczas gdy w załączniku nr 2 napisane jest, że na 2 sekundy przed uderzeniem w ziemię uległ destrukcji cały system zasilania elektrycznego. Było to 17 m nad ziemia i 2 s przed uderzeniem.
Jaką wartość ma raport, pomijając odpowiedzialność samego ministra Millera, który sprawując nadzór nad BOR-em nie dopełnił swych obowiązków, a generał Janicki nie wiedział nawet, kogo oddelegował do ochrony prezydenta. W jaki sposób zastępcą ministra Millera w powołanej komisji może być pułkownik Mirosław Grochowski, który odpowiadał za bezpieczeństwo lotów w resorcie obrony narodowej i za jego czasów wydarzyły się wszystkie katastrofy począwszy od Mirosławca. To on odpowiadając na pytania dziennikarzy jąkał się zapytany o przeprowadzone kontrole w 36 Pułku tłumacząc, że Inspektorat MON ds. Bezpieczeństwa Lotów, którego jest szefem, ma za zadanie badać katastrofy, a nie bezpieczeństwo lotów. Na stronie internetowej inspektoratu MON, w dokumencie: „Zakres działania Inspektora MON ds. Bezpieczeństwa Lotów” ma zadania o wiele szersze, kontroluje i nadzoruje bezpieczeństwo lotów w jednostkach lotniczych. Czy prokuratura zastosuje art.231
kk w zakresie niedopełnienia obowiązków przez funkcjonariusza publicznego? W dodatku celowego niedopełnienia, bo ppłk Robert Benedict, członek komisji Jerzego Millera w wywiadzie dla PolskaTimes powiedział, że „rozmontowanie każdego z elementów wraku TU-154 podczas jego przenoszenia na lotnisko w Smoleńsku odbywało się w porozumieniu ze stroną polską”. Więc także i wybijanie szyb i przecinanie kabli, czyli celowe niszczenie podstawowego dowodu katastrofy odbywało się za przyzwoleniem polskiego rządu.
Brak słów, które oddałyby stopień kompromitacji urzędników państwowych oraz samego premiera, odpowiedzialnego do tolerowanie takich urzędników, który na konferencji prasowej powiedział, że Bogdan Klich nie jest odpowiedzialny za katastrofę smoleńską, ale przyjął jego rezygnację. I jest to pierwszy moment, gdy w tragedię wkracza komediopisarz Arystofanes, wzmocniony chórem Hybkich speców od lotnictwa czy dziennikarzy terminujących na placu Pigalle, przekonanych, że prywatna wycieczka do Smoleńska obfitowała nie tylko w naciski na pilota, ale i mocne trunki. I mimo komisji Millera, który orzekł, że żadnych nacisków nie było, nadal trwają przy swojej wersji, że pilot chciał lądować.
Nie mniej absurdalna jest wersja samego ministra MON, który pierwsze kroki po dymisji skierował do Gazety Wyborczej by powiedzieć, że to nie on „wsadził na pokład samolotu wszystkich dowódców sil zbrojnych”. Nie pamięta, że on sam podjął decyzję polecającą wszystkim dowódcom sił zbrojnych lecieć do Smoleńska i dopisał „ja się też tam wybieram”. W pierwszych minutach po katastrofie – mówi Klich - telefonowałem do śp. Staszka Komorowskiego i do śp. gen. Franciszka Gągora. I nie odbierali.
Minister Klichnie wiedział też, że to jemu podlega 36 Pułk, którego funkcjonowanie płk Grochowski ocenił na dostateczny, ale żadne raporty w ciągu ostatnich czterech lat na temat błędów szkoleniowych w 36. pułku do ministra Klicha nie docierały. O wszystkim, co dzieje się w wojsku dowiedział się z raportu Millera. „Nie wiedziałem, że było tak źle”.
Nie wiedział też, na podstawie jakiego dokumentu działa komisja Millera. Do mecenasa Rogalskiego wysłał pismo, w którymwyjaśnia, że powołanie komisji nastąpiło w związku z artykułem 11 Porozumienia między Ministerstwem Obrony Narodowej Rzeczypospolitej Polskiej a Ministerstwem Obrony Narodowej Federacji Rosyjskiej, podpisanego dnia 14 grudnia 1993 r.
Niewiedza, niekompetencja ministrów rządu Tuska jest porażająca. Byłych, obecnych, szykowanych do dymisji. Porażająca jest też niefrasobliwość premiera w ich obronie, komisji Millera, która wreszcie znalazła kozła ofiarnego w postaci 36 Pułku i „trudności obiektywnych” naszej polskiej „bylejakości”. Ciekawa jestem, jak czuje się 234 posłów koalicji rządzącej, którzy w lutym obronili ministra Klicha przed wotum nieufności. Chyba też byle jak.
Magda Figurska
Tekst opublikowano w nr.31/2011 Warszawskiej Gazety
Proponuję oryginalne danie: SŁOWA W SOSIE OSTRO-GORZKIM,produkt ciężko strawny i kaloryczny, okraszony szczyptą humoru i odrobiną ironii. ================================================= Sprzedaż: www.polskaksiegarnianarodowa.pl, United Express, Warszawa, ul. Marii Konopnickiej 6 lok 227, Tel. 502 202 900
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka