Magda Figurska Magda Figurska
1597
BLOG

Święty Mirosław od koperty i publicysta w todze

Magda Figurska Magda Figurska Polityka Obserwuj notkę 5

QCHNIA POLITYCZNA

Święty Mirosław od koperty i publicysta w todze
 
 
Podobno rząd Tuska podniósł cenę kopert do 100 zł, aby zlikwidować łapówki. To oczywiście żart, ale w kontekście wyroku dla doktora Mirosława G., którym w minionym tygodniu żyła cała Polska, dowcip jednakowo celny, co smutny. Bo walka z jedną z patologii IIIRP, jaką jest łapówkarstwo, które objęło wszystkie urzędy i wszystkie dziedziny życia, jest walką z wiatrakami. A „trzecia władza”, którą jest wymiar sprawiedliwości, ma problem sama ze sobą, co obserwujemy na co dzień, śledząc orzeczenia sądów w wielu sprawach. I choć początkowo wywoływały one szok, z czasem przestały dziwić, bowiem w państwie zdegenerowanej władzy, żadna z nich nie ma prawa funkcjonować normalnie, czyli być wolna również od korupcji. Tajemnicą poliszynela jest również cennik wybranych usług dla ludności, świadczonych przez prawników, w którym na pierwszym miejscu widnieje usługa pozytywnego rozstrzygniecia skargi kasacyjnej w Sądzie Najwyższym – bagatela, dwa miliony złotych. Przez prawie cztery lata Centralne Biuro Antykorupcyjne gromadziło dowody ws. korupcji w świecie palestry i sądownictwa. Pod koniec września prokuratura umorzyła jednak śledztwo, a dowody najprawdopodobniej zostaną zniszczone. Problem korupcji to tylko jedna z bolączek wymiaru sprawiedliwości, obok podległości władzy, ustawiania składu sędziowskiego na telefon, układów koleżeńskich i rodzinnych. Powszechna jest nieznajomość orzecznictwa i procedur sądowo-administracyjnych, gubienie akt, podrabianie dokumentów sądowych czy orzekanie bez znajomości materiału dowodowego.
 
Mowa końcowa sędziego Igora Tulei w procesie Mirosława G. udowodniła, że w polskich sądach polityczna poprawność i służalczość wobec „systemu”, oportunizm i stronniczość wzięły górę nad elementarną sprawiedliwością i poczuciem przyzwoitości. Młodociany sędzia, w najmodniejszych, ponadgabarytowych okularach w czarnej oprawce, po odczytaniu przy pomocy mowy, jak i dźwięków nieartykułowanych (chrząkanie i parskanie) sentencji wyroku, wiercąc się i poprawiając uporczywie spadający ze wstydu łańcuch z orłem, przeistoczył się w adwokata oskarżonego i wygłosił laudację „Pana oskarżonego”, przedstawiając wszystkie jego zasługi dla polskiej transplantologii, przestrzegania sztuki medycznej i umiejętności panowania nad rozwydrzonym personelem, który trzeba dycyplinować rzucając w niego zeszytem, by w uzasadnieniu wyroku, pomimo stalinowskich metod „marnych reżyserów” z CBA, pokusić się o swobodną interpretację (na miarę własnej lub zaczerpniętej z Gazety Wyborczej wiedzy historyczej) , bo w latach 40. i 50. - czasach stalinizmu nie było sędziego nawet w planie. Na koniec z bólem przyznał, że Mirosław G. przyjmował łapówki.
 
Nie był więc taki święty, jak wcześniej obwieścił mainstream;  w kopertach nie było laurek od „wdzięcznych pacjentów” tylko wizerunki królów polskich, a „stalinowskie metody” stanowiły jednak dowód w sprawie. Pozostałe oskarżenia, cięższego kalibru, dotyczące nieumyślnego spowodowania śmierci pacjenta oraz narażenia innego na „bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub na ciężki uszczerbek na zdrowiu”, nadal się toczą. Jednocześnie odwielu już lat trwa dyskusja nad prawem opinii publicznej do komentowania polskiego wymiaru sprawiedliwości, zarówno w kwestii działalności, jak i orzecznictwa. Dlaczego, skoro nie można odmówić prawa do komentowania decyzji rządzących czy ustaw wychodzących spod ręki parlamentarzystów, decyzji rządu i ministrów, nie miałoby to obowiązywać w stosunku do sądziów? Są oni przecież takimi samymi funkcjonariuszami publicznymi, sprawują władzę w imieniu narodu, a wyrażanie opinii jest jedynym dostępnym narzędziem wpływu na to, jak w jego imieniu sprawowany jest sędziowski immunitet. Nie mam pojęcia, skąd wzięło się twierdzenie, że wyroków sądowych się nie komentuje, z którym występują w mediach panowie politycy, próbujący tym zakazem budować szacunek i zaufanie dla autorytetu władzy sądowniczej. Społeczeństwo ma prawo wiedzieć, co dzieje się w sądach, podobnie jak ma prawo, w myśl art.45 Konstytucji RP, do jawności postępowań sądowych, które nagminnie jest łamane, oraz do komentowania sędziowskich orzeczeń. Bo na tym m.in. polega wolność słowa. Ale co wolno społeczeństwu, sędziemu już nie. Politykierstwo sądowe nie mieści się w jego obowiązkach na sali sądowej ani w mediach, co zauważyli inni prawnicy i przełożeni sędziego Tulei, którzy zabronili mu publicznie wypowiadać się na temat wyroku. Tylko lewica widzi w nim bohatera w todze.
 
A ja widzę człowieka przegranego. Smutnego, niedocenianego, pełnego kompleksów, ktory obsesyjnie chciał zaistnieć. W mediach, wśród polityków i opinii publicznej. Wziął udział w politycznym cyrku na sali sądowej, wydając wyrok, który jest kpiną z sądu i sprawiedliwości, i odgrywając farsę, polityczny spektakl, przypuszczam, na zamówienie, wg wytycznych swych zwierzchników, który miał za zadanie przesłonić, zneutralizować rzeczywisty wyrok skazujący.  I teraz, gdy zrobił swoje, zostanie wypluty przez machinę „sprawiedliwości”, bo już nawet szef Krajowej Rady Sądownictwa przeprasza za niestosowne zachowanie kolegi,  aminister sprawiedliwości nazywa wypowiedzi sędziego niefortunnymi. Ja też się myliłam. Początkowo sądziłam, że sędzia Igor Tuleya przyćmił, lansowaną przez „salon” gwiazdę polskiej kardiochirurgii, gwiazdę „orękach cenniejszych niż wirtuoz pianista”, która poległa w torturach IV RP.  Przyćmił dlatego, że ze zwykłej afery łapówkarskiej, wychodząc poza materię sprawy, uczynił ją polityczną, ugruntowując tym samym odwieczny konflikt między PO i PiS. Dziś wiem, że obaj „bohaterowie” polegli jednakowo. Bo mimo pokoleniowej różnicy wieku i odmiennych profesji, mają ze sobą wiele wspólnego.
Obaj są prosystemowi, nienawidzą prawicy a moralność stosują wedle własnej wygody wierząc,  że „immunitet” i pozycja zawodowa są w stanie ochronić ich błędy, uczynić z nich nietykalne autorytety zawodowe. Obaj  ambitni do granic obsesji, przeświadczeni o wielkim talencie i wyższości nad innymi. Obaj wreszcie nienawidzący ludzi. Portret psychologiczny doktora Mirosława G. kreślą jego współpracownicy; to obraz człowieka bezwzględnego, którypodporządkowuje ludzi strachem, poniża podległych pracowników nazywając ich ludźmi ogranczonymi intelektualnie. Portret klasycznego psychopaty, który wpadając w szał rzuca w pracowników czym popadnie, w trakcie operacjibije metalowym klemem młodego chirurga, a innemu funduje podbite oczy na pamiątkę „współpracy”. Nie może więc dziwić niespotykana fala rezygnacji z pracy lekarzy i pielęgniarek na oddziale dr. G., który nie tylko nie umiał współpracować z ludźmi, kierować nimi, ale i nie stworzył zespołu, który w przyszłości mógłby go zastąpić. To również cecha ludzi egoistycznych, przeświadczonych o własnej wyjątkowości, jedynych i niezastąpionych. Dopełnieniem tego obrazu jest wywiad z byłą żoną kardiochirurga,która miała założoną"niebieską kartę" przemocy w rodzinie. To najlepszy dowód, jaki był dla najbliższych: agresywny,w szale demolujący mieszkanie, znęcający się przy pomocy manipulacji psychicznej i umiejący wykorzystywać ludzkie emocje. Na emocjach zagrał też sędzia Tuleya i to kolejne podobieństwo obu niedojrzałych, niewiarygodnych i skompromitowanych postaci, którzy nie znają odpowiedzialności za słowa i czyny. I tak jak niepewna jest przyszłość i dalsza kariera sędziego, tak wobec doktora choć jedno jest pewne.Ten pan już nigdy nie weźmie koperty.
 

Tekst opublikowano w nr.2/2013 Warszawskiej Gazety

Proponuję oryginalne danie: SŁOWA W SOSIE OSTRO-GORZKIM,produkt ciężko strawny i kaloryczny, okraszony szczyptą humoru i odrobiną ironii. ================================================= Sprzedaż: www.polskaksiegarnianarodowa.pl, United Express, Warszawa, ul. Marii Konopnickiej 6 lok 227, Tel. 502 202 900

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka