“Quos Deus vult perdere, prius dementat” co znaczy “Kogo chce Bóg pogubić, temu rozum odbiera”.
Ta stara i mądra maksyma, która poznałem pierwszy raz czytając abecadło Kisiela (samokrytyczne wyznanie Jana Nowaka Jeziorańskiego), doskonale odzwierciedla stan ducha i umysłu obecnego sternika polskiej państwowej dyplomacji Radka Sikorskiego.
Choć przyzwyczaił nas wieloma lapsusami do swych ekscentrycznych i bardzo źle świadczących o posiadanej wiedzy i umyśle wypowiedzi, to ostatnia jego buńczuczna zapowiedź, zdumiała mnie i natchnęła do niezbyt górnolotnej uwagi : „Jak można być aż tak głupim?”
Nie, na szczęście (a może niestety – zaraz wyjaśnię dlaczego „a może to niestety”) nie zamierza tego robić zbrojnie, jak za dawnych czasów, z kałachem w dziarskiej ręcę walczyć z Imperium (a szkoda, bo może zrobił by sobie nim krzywdę i musiał się oddalić daleko od tego nieszczęsnego kraju, w którym tyle klęsk żywiołowych się odbyło, że obecność kolejnej, która nazywa się Sikorski jest tak mało zauważalna),
a jedynie walczyć z nazwą Kaliningrad.
Czy minister konstytucyjny polskiego rządu z wiaderkiem farby będzie zamazywał drogowskazy w Polsce wskazującego drogę do tego miasta ? Nie, gorzej, i nawet głupiej – zapowiedział, że na dzisiejszym spotkaniu-szczycie ministrów spraw zagranicznych Polski, Rosji i Niemiec właśnie w mieście nad Pregołą, będzie zwracał uwagę rozmówcom, że to miasto powinno nazywać się Królewiec.
Ministrowi nie przeszkadza nawet opinia polskiej rządowej komisji do spraw nazw geograficznych znajdujących się poza terenem Polski (Komisja Standaryzacji Nazw Geograficznych poza Granicami RP), która wyraziła już 2 razy zdanie, że nazwa Kaliningrad jest nazwą podstawową. Zastrzegła możliwość używania wariantu Królewiec, jednak w mniej oficjalnych miejscach.
I przechodzimy do meritum – co Polskę obchodzi nazwa miasta znajdującego się poza jej granicami???, w dodatku miasta nigdy do Polski bezpośrednio i prawnie nie należącego (był jakiś krótki epizod w XV wieku, o którym nie wiadomo czy nie jest legendą) ????
W dodatku wyrażana w takim miejscu, przy takiej okazji. Minister Sikorski wystawia swoje cztery litery ( i tym samym to metaforyczne miejsce Rzeczpospolitej) do kolejnego rosyjskiego klapsa. Szczwany lis dyplomacji minister spraw Rosji Ławrow może tą sprawę zwyczajnie olać, jak mu się będzie chciało i wydawało stosowne (instrukcje od pierwszego), a może się do niej przyczepić i sprowokować ostry skandal, za który słuszną winę będzie ponosił polski prowokator Sikorski.
Właśnie ten ostatni przymiotnik budzi trochę moje wątpliwości – znany z poszukiwania afrodyzjaków w Chinach kilka lat temu, oddalony od żony polski mąż jest wymarzonym celem takich różnych Annuszek Chapman i bardziej zniewalających i fachowych funkcjonariuszek. Po jakieś sesji zdjęciowej kwestia jego sterowalności jest załatwiona.
I może tym należy wytłumaczyć to drastyczne odebranie zdolności, nie tylko dyplomatycznych, a i umysłowych pewnego zdradka ?
Rosjanie mogą nie skorzystać z tej wysokiej piłki podanej nad siatką (obrazowe porównanie z siatkówki), mogą te wypowiedzi odłożyć do kolejnej dyplomatycznej kontrofensywy, gdy trzeba będzie ostro zagrać, mogą te Sikorskiego brednie użyć na rynku wewnętrznym ( „Polacy wtrącają się w nazewnictwo miast nawet na terytorium naszego państwa, czego nie robią ani Niemcy, ani Finowie, ani Amerykanie”). Ale precedens, kolejny, mnie niepokoi. Jak można bezkarnie szkodzić własnego krajowi, wystawiając go na możliwe pośmiewisk lub skandal ?
Przypomina się tu sprawa ze smoleńską tablicą. Opisałem ją w artykule
„Uprowadzona smoleńska tablica. Skandal, którego mogło nie być” . Nieprzemyślane, prymitywne jak konstrukcja cepa działania wdów Kurtyki i Gosiewskiej (rozumiem ich ból po stracie wspaniałych mężów, nie akceptuję głupoty szkodzącej Polsce) i beztroska, nieodpowiedzialna, kretyńska wręcz bezczynność polskiego MSZ (słowa o
szkodzeniu Polsce tutaj należy podkreślić!) .
Cui bono? [= Czyj zysk? ] pytamy w śledztwach i analizach. Po skandalu „tablica smoleńska” (
„problem , którego mogło nie być” ) rosyjskie służby skontrowały „tablicą strzałkowską”. Rosyjskie media nagłośniły sprawę, jednocześnie
kłamliwie informując rzesze słuchaczy, że i w polskich obozach „bestialsko zamęczono na śmierć wiele tysięcy rosyjskich żołnierzy”. Ugruntowując i rozpowszechniając putinowską tezę, że rozstrzelanie polskich oficerów sowieckim, stalinowskim NKWD było zemstą za śmierć czerwonoarmistów w „polskich obozach śmierci”. Notabene – wszędzie te polskie obozy śmierci – i KL Auschwitz-Birkenau, i VernichtungLager „Treblinka”, a teraz i Strzałkowo. Niedługo i Katyń może awansować na to miano.
„Tysiące oficerów pomordowanych bestialsko w polskim obozie jenieckim w Katyniu” – podejrzewam, że wiele amerykańskich i innych agencji prasowych powtórzyło by za postsowieckimi taką informację.
Podsumowując – prostackie działania „Smoleńska 2010” i brak działań polskiego MSZ doprowadziły do okazji, aby poinformować Rosjan o polskich obozach śmierci dla ich przodków. Prawdy nikt w mass-mediach dociekać się będzie...
Cui bono?
W temacie Kaliningradu popełniłem kiedyś historyczną notkę - "Województwo Królewieckie", a na temat wiedzy ministra Sikorskiego krytyczną - "Lekcje historii ministra Radka Sikorskiego".