Zadziwiająco spokojna okazała się reakcja rosyjskich mediów i władz, w tym futbolowych, po szeregu skandalicznych incydentów, które miały miejsce podczas niedokończonego w ich efekcie meczu eliminacji Mistrzostw Europy Czarnogóra-Rosja.
Na początku gry bramkarz "sbornej" został trafiony płonącą racą w okolice głowy i z powodu oparzeń szyi i twarzy oraz podejrzeń wstrząśnienia mózgu musiał zostać przewieziony do szpitala. Mimo to sportowe spotkanie nie zostało przerwane, drużyna Rosji została zmuszona do dokonania 1 z 3 dozwolonych zmian. Nie przerwało to eskalacji ekcesów miejscowych kibiców, którzy kontynuowali rzucanie w grających Rosjan różnymi przedmiotami jak butelki, zapalniczki, a nawet nóż.
Rosjan wykonującym stałe fragmenty gry, w tym rzut karny, oślepiano laserami...
Dopiero ok. 68 min. arbiter niemiecki zdecydował się na ekstremalne zakończenie meczu. Wcześniej delegat UEFA z Anglii oraz szef piłkarskiej mafii Platini nie pozwalali na to.
Wygląda mi na to, że próbowano sprowokować Rosjan do samowolnego przerwania meczu, aby potem ich za to zdyskwalifikować (jak Albańczyków w Serbii). Ale pokazali oni, że "prowokować to my możemy, a nie nas!".
Tylko się od nich uczyć!
Ale najbardziej zadziwiają mnie całkiem stonowane reakcje Rosji - medialnej, sportowej i politycznej. Nie dość, że nie rozpoczęto szowinistyczno-patriotycznej histerii pt. "Obrażają nas, ale nie będzie Czarnogórzec / Zachów pluł nam w twarz!", to jeszcze taktownie przesunięto odium na fanatycznych ultasów, "których nie brakuje w każdym narodzie", ale - uwaga! rzecz doprawdy niesłychana = znaleziono winę / przyczynę u siebie, w świętej zazwyczaj i niepokalanej Rossiji - już popołudniu część mediów poinformowała, że przyczyną "gorącej atmosfery na stadionie w Podgoricy" było sprzedanie przez rosyjską federację jej części biletów kibicom serbskim, którzy do sąsiedniej i zdradliwej Czarnej Góry ("oddzieliła się od Jugosławii za EUropejskie judaszniki") chętnie pojechali, aby tam "podymić", czym skutecznie zajmowali się cały dzień - oczywiście razem z miejscowymi ultrasami, którzy swoje rozpalane napięcie wyładowali podczas meczu na rosyjskich graczy.
Zadziwiające przyznanie się do części winy - bez precedensu w ostatnich latach historii putinowskiej Rosji.
Widocznie międzynarodowa, zwłaszcza europejska izolacja Rosji na tyle jej doskwiera, że władze Kremla i ich "inżynierowie dusz" nie zaryzykowali podpalić nacjonalistycznych emocji nawet na rynku wewnętrznym, aby nie zaantagonizować dość przyjaznej jej (i wygodnej w prowadzeniu biznesu) Czarnogóry.
Gdyby takie wydarzenia odbyły się na stadionie polskim / litewskim / mołdawskim/ gruzińskim, to jeśli nie groziła by nam kolejna wojna futbolowa w związku z militarnym zaangażowaniem Rosji w Ukrainie (podstawa zasada geopolityki Rosji - NIGDY NIE WOJOWAĆ NA DWA FRONTY!), to kolejne polskie / litewskie / gruzińskie towary okazałyby się niespełniającymi przeróżne normy Federacji Rosyjskiej, a przed placówkami dyplomatycznymi takiego państwa dymiliby sprawiedliwie oburzeni ultrasi "sbornej"...