witoldrepetowicz witoldrepetowicz
190
BLOG

"Gdyby": o Hitlerze i Stauffenbergu

witoldrepetowicz witoldrepetowicz Polityka Obserwuj notkę 5

Zawsze mnie uczono, że gdybanie nie jest wskazane w historii. Ale pokusa pisania alternatywnych historii jest zbyt duża. A tocząca  się właśnie dyskusja o filmie Walkiria do takiego gdybania skłania. Ot choćby dziś mamy tu na salonie24 krytykę artykułu Semki w Rzeczpospolitej na temat Stauffenberga napisaną przez Wielomskiego. Krytyka ta zresztą jest żałosna a artykuł Semki świetny. Jednak zanim przejdę do gdybania na temat spisku na życie Hitlera to chciałbym jeszcze pogdybać na inny temat.

Niedawno w rzeczpospolitej był bardzo ciekawy artykuł na temat relacji polsko-niemieckich w okresie 1933-1939 i planów nazistów by Polska była ich strategicznym sojusznikiem. Niedawno również organizacja Nigdy więcej zaatakowała prof. Pawła Wieczorkiewicza za jego pogląd, iż w interesie Polski był antysowiecki sojusz z Hitlerem. Powiem wprost, kompletnie nie rozumiem cóż jest takiego oburzającego w takich dywagacjach. Co więcej, przychylam się do poglądu wyrażonego przez Wieczorkiewicza (choć daleko mi do chwalenia Davida Irwinga – najzręczniejszego manipulatora historią).

Cofnijmy się do lata 1939 r. Jak wygląda Europa? W jej sercu znajdują się totalitarne, nazistowskie Niemcy. Przeciwnicy polityczni byli prześladowani i zamykani w obozach koncentracyjnych, a rasistowska polityka została usankcjonowana haniebnymi ustawami norymberskimi sprowadzającymi Żydów do kategorii podludzi. A teraz cofnijmy się jeszcze o 3 lata wstecz. Lato 1936 r. W Berlinie odbywa się olimpiada, na którą przybywają ekipy z 49 krajów, w tym z USA, Wielkiej Brytanii, Francji i oczywiście Polski. Także ze wszystkich innych demokratycznych krajów europejskich. Hitler błyszczy jako gospodarz, triumfuje, bo olimpiada jest wielkim organizacyjnym sukcesem. Słynny czarnoskóry sprinter Jesse Owens chwali Hitlera, stwierdzając, że krytykowanie go w tej chwili jest przejawem złego smaku i dodaje, że upokorzenia rasowe raczej go spotkały ze strony Franklina Delano Roosevelta a nie ze strony Hitlera.

Jakie są w tym czasie Niemcy, czy inne niż te latem 1939 r.? Przypomnijmy: likwidacja demokracji nastąpiła w 1933 r., pierwszy obóz koncentracyjny – w maju 1933 r., ustawy norymberskie – wrzesień 1935 r. Warto również pamiętać o tym, iż obozy koncentracyjne nie zostały stworzone w celu eksterminacji ludności żydowskiej. W ogóle obozy koncentracyjne nie były miejscem masowej zagłady Żydów. Temu celowi służyły powstające dopiero od 1941 r. obozy zagłady. Celem obozów koncentracyjnych w Niemczech nie było w ogóle mordowanie więźniów czy też dożywotnie uwięzienie, lecz ich „reedukacja”. Warto również pamiętać, iż większość Żydów niemieckich miała znacznie więcej szczęścia niż Żydzi w krajach okupowanych. Większość z nich została zmuszona do emigracji w latach 1935-1939, a eksterminacja tych którzy pozostali rozpoczęła się znacznie później niż np. w Polsce.

Powyższe uwagi nie mają na celu „wybielanie” Hitlera tylko pokazanie pewnej perspektywy czasowej. Niemcy Adolfa Hitlera z perspektywy lata 1939 r. niczym się nie różniły od Niemiec z perspektywy lata 1936 r, gdy Hitler był pozytywną gwiazdą w oczach większości opinii publicznej na świecie. Owszem w międzyczasie była Noc Kryształowa ale gdyby nie Holocaust to wydarzenie to byłoby tylko kolejnym pogromem, których w historii było wiele. Zagłada Żydów tak naprawdę zaczęła się od tworzenia gett w okupowanej Polsce, w końcu 1939 r., choć w pełni machina obozów zagłady ruszyła w 1942 r. Latem 1939 r. Adolfa Hitlera nie obciążało ludobójstwo, zbrodnie przeciw ludzkości. Nie obciążały go również zbrodnie wojenne, gdyż ani w Austrii ani w Czechach nie musiano użyć sił zbrojnych, a latem 1939 r. w Protektoracie Czech i Moraw nie panował terror. Tak Hitler był już wtedy dyktatorem z krwią na rękach. Takim samym jak w 1936 r. i takim samym jak gospodarze olimpiady w Pekinie.

Tymczasem Stalin latem 1939 r. miał znacznie bogatsze „konto”. Ludobójstwo 3 mln Ukraińców w okresie „wielkiego głodu”. Łagry i niewolnicza praca  przy budowie chorych projektów. Obozy takie jak Dachau przy gułagach nad Morzem Białym mogłyby się wydawać ledwie więzieniami o zaostrzonym rygorze (podkreślam że piszę z perspektywy lata 1939 r. a nie 1945 r.).

Tymczasem Stalin porządził sobie jeszcze 14 lat i wielu mężów stanu krajów demokratycznych przez te 14 lat podpisało ze Stalinem wiele porozumień, układów itp. W takiej sytuacji jest rzeczą niepojętą jak można uznać dywagację na temat sojuszu polsko-hitlerowskiego z perspektywy lata 1939 r. uznać za niedopuszczalną.  

Ok., to teraz pogdybajmy. Jest znów lato 1939 r. Polska godzi się na exterytorialną autostradę i przyłączenie Gdańska do Rzeszy. Można przypuszczać, że na tym żądania terytorialne Niemiec by się skończyły. Naziści w okresie 1933-1939 mieli znacznie bardziej elastyczną politykę terytorialną w stosunku do Polski niż Republika Weimarska. Hitler zamiast kroić Polskę i zabierać nam Wielkopolskę (co akurat marzyło się „superbohaterowi” Stauffenbergowi i jego towarzyszom) wolał uczynić z niej swojego sojusznika w wojnie z Francją i Związkiem Radzieckim. Planów, które miałyby szanse skończyć się sukcesem. Wiadomo że w 1939 r., na wypadek porozumienia się z Polską, Hitler zamierzał zaatakować najpierw Francję. Polska pewnie nie uczestniczyłaby w tym ataku zabezpieczając Niemcy od wschodu. Choć nie sądzę by Stalin, zbyt zajęty czystkami i mało rozgarnięty w kwestiach tego co się dzieje w Europie (o czym świadczy historia sojuszu nazistowsko-sowieckiego), zdecydował się wówczas na atak. Francja zostałaby pokonana albo jeszcze w 1939 r. albo na początku 1940 r. Gdyby Niemcy pokonali jeszcze Wielką Brytanię doprowadzając do zmiany rządu na wyspie na proniemiecki (co byłoby dość realne w takiej sytuacji) to w połowie 1940 r. cała Europa byłaby w garści Hitlera, a wybory w USA mógłby na jesieni wygrać izolacjonistyczny kandydat. Teraz Hitler mógłby uderzyć (z pomocą Polski) na ZSRR, które bez dostaw alianckich z całą pewnością przegrałoby wojnę.   

„Nazistowska Europa” nie byłaby zapewne gorsza od Europy sowieckiej, w której przyszło nam się znaleźć przez 45 lat. Historia państw, które w czasie II wojny światowej weszły z Hitlerem w sojusz (np. Węgry czy Bułgaria) pokazuje, że były one znacznie bardziej niezależne niż PRL. W okupowanej Francji do 1941 r. zdecydowana większość Francuzów współpracowała z rządem Vichy i nie było żadnego ruchu oporu. Można zatem się spodziewać, że w Europie ujarzmionej przez Hitlera nie szalałby taki terror jaki zafundowali Niemcy Polsce po wrześniu 1939 r. Oczywiście nie można uciec od pytania dotyczącego Zydów. Ale przecież w krajach znajdujących się w sojuszu z Hitlerem co prawda Żydzi cierpieli okrutne prześladowania, lecz Holocaust zaczął się dopiero wtedy, gdy do Włoch, Bułgarii czy na Węgry wkroczyli Niemcy. Hitler pewnie naciskał by na polski rząd by prześladował Zydów, polski rząd pewnie by odrzucił te naciski a Hitlerowi zależałoby bardziej na tym by polski rząd ruszył z nim na Związek Radziecki niż na mordowaniu Żydów w Polsce. Holocaustu mogłoby zatem nie być. Na wschodzie powstałoby niemieckie kolonialne państwo, a Polska nie zniszczona gospodarczo przez wojnę, z nie wymordowaną inteligencją, powiększona terytorialnie na wschodzie i znacznie bardziej niezależna niż PRL miałaby bardzo dobre warunki rozwoju. Pamiętajmy, że w 1939 r. mieliśmy ogromne szanse na to by być technologiczną potęgą w Europie i na świecie. A po śmierci Hitlera nazistowski porządek w Europie runąłby znacznie łatwiej niż porządek sowiecki.

Tymczasem gdyby Stauffenbergowi się udało Polskę czekałaby zapewne katastrofa. Zobaczmy. Jest połowa lipca 1944 r. Niemcy przedstawiają jeszcze całkiem dużą siłę bojową. Na wschodzie Armia Czerwona jest już na ziemiach polskich i instaluje bolszewickich kolaborantów mordując polskich patriotów. W Warszawie trwają ostatnie przygotowania do powstania warszawskiego. Na zachodzie alianci (w tym wojsko polskie) dopiero rozwijają drugi front, Normandia jest już wyzwolona ale większość Francji jest wciąż w rękach niemieckich.

Oferta nowego rządu niemieckiego rokowań pokojowych byłaby dla aliantów kusząca. Skoro sprzedali Polskę Sowietom w Teheranie i Jałcie to można przypuszczać, że sprzedaliby nas również w rokowaniach z nowym rządem niemieckim. A ten żądał Pomorza, Wielkopolski i Śląska. W najlepszym wypadku może zostałaby nam granica przedwojenna, oczywiście z Gdańskiem w granicach Niemiec. O żadnych nabytkach mowy by być nie mogło. Jeszcze gorzej byłoby gdyby alianci nie zgodzili się na odrębny pokój i do stołu rokowań przystąpiliby też sowieci. Wtedy w najlepszym wypadku Polska pozostałaby jako kadłubowe państewko złożone mniej więcej z dzisiejszych województw: mazowieckiego, świętokrzyskiego i małopolskiego oraz części podkarpackiego i lubelskiego. O ile nie zostałaby włączona do ZSRR jako Polska SRR. Bo po co wtedy by była Stalinowi niepodległa Polska?

Również w przypadku odrębnego pokoju aliantów z „nowymi” Niemcami, perspektywa nie rysowałaby się dla Polski różowo. W sytuacji nacierających Sowietów z jednej strony i dogadujących się z Niemcami aliantów z drugiej sytuacja byłaby tragiczna. Rezygnacja z powstania warszawskiego oddałaby Warszawę na pastwę Sowietom, a dalszy rozwój sytuacji w zależności od tego czy wygraliby Sowieci czy Niemcy „superbohatera” Stauffenberga oznaczałby dla Polski albo Polską SRR albo całą zachodnią (w rozumieniu przedwojennym) Polskę w rękach Niemców. A walki radziecko-niemieckie toczyłyby się na polskiej ziemi całkowicie ją rujnując. Natomiast powstanie w takich warunkach byłoby skazane na jeszcze większą klęskę. I nie czarujmy się, że „nowi” Niemcy nie popełnialiby zbrodni. 

Pamiętajmy bowiem, że lipiec 1944 roku to nie lato 1939 r. Pamiętajmy jaki był stosunek Stauffenberga do agresji na Polskę. Naziści latem 1939 r. mieli chociaż ofertę dla Warszawy, ekipa Stauffenberga miałaby „ofertę” a la Bismarck. Pamiętajmy również, że w lipcu 1944 większość ofiar Holocaustu już została wymordowana, a więc i z tej perspektywy obalenie Hitlera niczego by nie zmieniło. Dla nas oznaczałoby wyłącznie tragedię.

Liczy się dla mnie przede wszystkim człowiek, jednostka, która ma prawo do wolności dopóty dopóki nie narusza wolności drugiego człowieka.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (5)

Inne tematy w dziale Polityka