Agencje doniosły, że pewien japoński prawicowy ekstremista (pozdrawiam ekstremistycznie prawicowych współblogerów) w oryginalny sposób dał wyraz swej dezaprobacie wobec działań premiera Shinzo Abe.
Jak? Ano obciął sobie własny mały palec, nagrał tę operację, a następnie nagranie wraz z paluchem wysłał premierowi.
Mało istotne w tym newsie jest to, że delikwenta zapuszkowano "za próbę zastraszenia" - zupełnie, jakby w tej przesyłce był nie niewinny kawałek mięska z kością, ale przynajmniej materiały wybuchowe. Mniejsza z tym, o co poszło, i co biednego ekstremistę sprowokowało do samookaleczenia (bo powód jest ściśle, specyficznie i hermetycznie japoński: nieobecność premiera w świątyni Yasukuni w rocznicę kapitulacji Nipponu w II wojnie światowej; dla tamtejszych LPR-owców to ciężki powód do obrazy).
To, co mnie zaniepokoiło - to możliwe konsekwencje upowszechnienia opisywanego obyczaju w Europie, w ślad za sushi, elektroniką i samochodami.
Wyobraźcie sobie Państwo, do czego to może dojść, gdy taki na przykład Stanisław Łyżwiński spróbuje analogicznym sposobem pozastraszać swoich wrogów... ;-)
Tu był kiedyś blog, ale już nie ma i nie będzie. Przykro mi, nie mam czasu ani zdrowia ;-)
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka