Witold Sokała Witold Sokała
63
BLOG

Sawicka a "sprawa polska"

Witold Sokała Witold Sokała Polityka Obserwuj notkę 16

Jeśli sprawa Sawickiej miała być PiS-owską "bombą" na koniec kampanii, to nie spełniła swojej roli. Nie okazała się co prawda "kapiszonem" - nie, nie, huk i błysk był zupełnie niezły... ale jeśli już przy porównaniach saperskich pozostajemy, to chyba najbliższym prawdy określeniem będzie "granat w szambie". Bo opryskani śmierdzącą substancją zostali wszyscy wokół, winni czy niewinni.

Podobnie jak Igorowi Jankemu, akurat samej Beaty Sawickiej mi nie żal. Spektakl ze łzami i słanianiem się na nogach wzbudził we mnie jedynie obrzydzenie, jak zwykle zresztą, gdy coś skamle (ważna informacja dla moich studentów! ;-)).

Żal mi w tej sytuacji - tylko Polski.

Tak, tak - choć przepraszam za patos. Polski mi żal, bo skoro w Polsce posłem zostać może osoba o tym poziomie moralnym, intelektualnym i o tak infantylnym charakterze, to coś tu nie gra. Posłem - i to nie jakiejś egzotycznej partyjki o ofercie adresowanej do plebsu, idiotów albo innego marginesu... tylko partii centrowego mainstreamu. Inteligencji i elit (nawet, jeśli te słowa niektórzy bardzo chcieliby wziąć w cudzysłów).

Coś zdecydowanie nie gra w procesie selekcji do polityki. Na wszystkich szczeblach. Jak się na Beatę Sawicką patrzy - w obu jej rolach, i tej, gdy była "na wozie", i tej, gdy jest "pod wozem" - to żal i przerażenie ogarnia. A takich Sawickich jest przecież we wszystkich partiach od groma i ciut-ciut, w PiS czy w LiD też. Znacie ich państwo? Ja znam, na pęczki (albo "pęczaki"), niestety.

I co, mam uwierzyć, że ich partyjni bossowie i koledy dopiero "po fakcie" kapują, z kim mają/mieli do czynienia? Wolne żarty. Jak ktoś jest infantylnym idiotą bez zahamowań, za to z nadmiernie nadętym ego - to z reguły nie maskuje tego zbyt skutecznie. Bo ani chce, ani potrafi. Ale póki sprawa się pechowo nie rypnie - "Sawickie" (płci obojga) się we wszystkich partiach toleruje, nawet na relatywnie wysokich szczeblach, bo są... użyteczne. Na kilka różnych sposobów.

Czy "sprawa Sawickiej" stanie się pretekstem do dyskusji na temat jakości CAŁEJ polskiej klasy politycznej i na temat instytucjonalnych, systemowych przyczyn tego stanu rzeczy?

Wątpię, niestety. Bo co - "sawickie" mają o tym dyskutować...? I wdrażać programy naprawcze?

 

* * * *

Na marginesie tematu - jeszcze parę uwag.

1. Pytałem w swojej poprzedniej notce, co PO zamierza zrobić z tym bajzlem. Póki co, odpukać, zrobiła IMO to, co mogła, a więc wywaliła jedyną osobę, która została ze sprawą w sposób jasny powiązana (poseł Picheta), zaś Tusk zadeklarował, że dla tego typu praktyk przyzwolenia nie ma. Czy została ta deklaracja potraktowana serio przez różnych innych platforyjnych Pichetów, to inna rzecz... pożyjemy, zobaczymy. W każdym razie - ja Donaldu Tusku trzymam za słowo.

2. Nie wiem, czy prawdą jest to o czym mówi Beata Sawicka - że funkcjonariusz ją poderwał, a potem namówił do złego. Jeśli tak, to aż komentować żal... bo teraz strach pójść z kimkolwiek do łóżka, żona to ślubna czy obca autostopowiczka, a nuż dorabia u Kamińskiego...? Natomiast tak czy inaczej, nie ulega sporowi, że Sawicka została wytypowana jako przedmiot operacji specjalnej BEZ JAKICHKOLWIEK DANYCH, świadczących o jej wcześniejszym zaangażowaniu w działalność korupcyjną. I to mnie niepokoi, bo to jednak oznacza, że stara, stalinowska zasada "dajcie mi człowieka, a paragraf się znajdzie" jest wciąż żywa. Z małymi modyfikacjami, sens jednak ten sam. "Nie o takie Polskie..."

3. A prawdziwa korupcja, nie ta sztucznie wywołana przez Mariusza Kamińskiego, ma się nadal świetnie. Im więcej politycy biją piany "obok" - tym lepiej, śmiem twierdzić. Niestety.

Tu był kiedyś blog, ale już nie ma i nie będzie. Przykro mi, nie mam czasu ani zdrowia ;-)

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka