Na terapii poznałem kilku ludzi, którzy zrobili na mnie wrażenie. Dla Macieja (imię zmienione, podobnie jak pozostałe) to była już chyba szósta terapia. Czytał prace, jak to wróci do domu do kochającego Synka i Żony. Dwa dni po wyjściu z ośrodka pijany dzwonił, żeby przyjęli go z powrotem. Tomasz opisywał wspaniałą przyszłość z Żoną, a już miesiąc po wyjściu dzwonił pijany, że go k… rzuciła. Krzysztof, starszy facet, opowiadał o złotniczej pracy i o tym, jak chciałby odzyskać swój zakład. Zmarł z przepicia dwa miesiące po wyjściu z terapii.
Ostatnio znajomy zapytał mnie, czy terapeuci w ośrodku, w którym byłem, są alkoholikami czy teoretykami. Odpowiedziałem mu wtedy, że to nawet lepiej, że nie są alkoholikami. Przynajmniej nie pójdą chlać. A znam, przypadkiem terapeutę uzależnień, który zapił kilka razy w ciągu ostatnich kilku lat.
Są takie momenty, że nie da się opierać na ludziach. Można tylko opierać się na Sile Wyższej. Wierzyć w plan. I jej podpowiedzi. Które, jak doradzał w komentarzach ktoś, mogą być podszeptami Szatana. I to właśnie kwestia wiary.