Wśród niektórych alkoholików panuje pogląd, że modlić się trzeba rano i wieczorem, koniecznie na kolanach. Oczywiście nie krytykuję takiej postawy, każdemu (i każdej) wolno robić, co sobie życzy. Mnie samemu ta pozycja kojarzy się z paciorkiem i moją zmarłą jakiś czas temu ciocią: na kolanach, zgiętą w pół, jakby pokazywała, że cierpi. Klęczenie kojarzy mi się z poniżeniem i kościołem, więc nie modlę się na kolanach - wychodzę z założenia, że modlitwy potrzeba mnie, a nie mojemu Bogu, Jakkolwiek Go Pojmuję. Skoro ja nie szukam poklasku, nie potrzebuję uwielbienia, myślę że Istota Doskonała, Wielka Zasada Wszechświata, również się nie zniża do takich potrzeb.
Modlę się w różnych warunkach, o różnych porach dnia i nocy, gdy tego potrzebuję. Używam modlitw znalezionych w Wielkiej Księdze, czasem rozmawiam z moją Siłą Wyższą, czasem mówię na głos, czasem cicho, a czasem po prostu myślę.
Napisałem, że modlitwa potrzebna jest mnie, bo to ja potrzebuję pocieszenia, rozsądku, czasem mantry, żeby się uspokoić. I wiem, że mój Bóg, Jakkolwiek Go Pojmuję spogląda na to z uśmiechem. Może czasem zakłopotanym, a może rozrzewnieniem.Lubię to sobie tak wyobrażać.