Kolega na mityngu podzielił się myślą, że usłyszał na terapii, że trzeźwe życie to zmiana uczyć, zmiana zachowań i zmiana myślenia.
Pomyślałem sobie, ile pojawiło się w moim życiu takich zmian. Kiedyś czułem się dobrze lub źle - a nie ma takich uczuć. Z czasem odkrywałem je w sobie, próbowałem nazywać i dziś, gdy ktoś budzi moją antypatię jestem w stanie zrozumieć, dlaczego. Zwykle to jest tak, że po prostu widzę z nim (lub niej) siebie sprzed iluś lat. I nie denerwuję się na człowieka, powoduje mną złość na siebie, często podszyta wstydem i niechęcią.
Dziś nakrzyczałem na Młodszego, bo na kilka minut przed moim wyjściem przypomniał sobie o zadaniu, do którego trzeba było przeczytać dłuższy tekst. Potem zrobiło mi się tego wstyd, bo przyszedł do mnie po pomoc. A ja - nawet, gdy nie byłem w stanie jej udzielić, powinienem zachować się spokojniej. Mogłem sprawdzić wcześniej, czy robi zadanie.
Zawsze powtarzam, by zacząć od siebie. Narzekasz, że coś ci przeszkadza - sam przestań to robić. Dziś mi nie wyszło. Na szczęście umiem przeprosić, bo to zmieniło się w moim myśleniu - nie szukam winy w innych, tylko ponoszę odpowiedzialność za siebie.