Na początku swojej drogi w trzeźwieniu miałem w życiu bałagan. Pracę, której nie lubiłem, w organizacji, wobec której czułem się winny, z ludźmi, których nie szanowałem w ogromnej większości. Moje życie wyglądało jak moja szafa z grami planszowymi - napakowana do granic, gry wpychane na siłę i trzymane dlatego, że są.
A jednak tych kilku z nich, których szanowałem, dostrzegli we mnie zmianę. Ja sam zaś zacząłem myśleć o sobie w innych kategoriach, a mimo pojawiających się trudności - zacząłem widzieć jakąś drogę przed sobą. Zacząłem sprzątać szafę i nagle okazało się, że wiele pozycji to typowi półkownicy (sic!) - zajmują jedynie miejsce na półce.
Teraz w szafie mojego życia zaczyna panować porządek, aczkolwiek nie dlatego, że jestem taki, jakim chciałbym być. Na początku drogi zdarzyły mi się bardzo niemiłe rzeczy - złamanie ręki, krwawienie z przewodu pokarmowego, zapalenie trzustki. Nie dlatego, że chciałem, lecz dlatego że potrzebowałem. Staję się taki, jak chciałby mój Bóg, Jakkolwiek Go Pojmuję, wierzę w to.