Dziś zawiozłem Żonę na wizytę kontrolną. Przy okazji, wiedząc, że w tym samym miejscu znajduje się nasz Przyjaciel, postanowiliśmy go odwiedzić. Nie wziąłem dnia wolnego, bo miałem tylko trzy spotkania, na których powinienem być.
Przyjaciel ma zaawansowanego raka mózgu.
Spotkaliśmy go dziś, po operacji, która miała się odbyć później. Ze smutkiem i współczuciem patrzyliśmy, jak denerwuje się na niedowład ręki, niedowidzi, ma trudność z mówieniem. Z drugiej strony - patrzyłem, z jaką miłością i ciepłem Jego Żona podaje mu kubek z herbatą. Napisałem, że nie będzie mnie na spotkaniu i poprosiłem kolegę o zastępstwo.
Nie mam wyrzutów sumienia. Nie uważam, że zachowałem się nie w porządku w stosunku do pracodawcy.
Wspomagam Wspólnotę AA, jak mogę. Jak umiem. Służę swoją pomocą.
Nie znaczy to, że poświęcę rodzinę czy czas z Przyjacielem bo Wspólnota to najważniejsza rzecz na świecie (jak usłyszałem ostatnio).
Życie ma wiele wymiarów. Mityng trwa 2 godziny, a pozostałe 22 przeżywam w innym miejscu. Z innymi ludźmi. W innym wymiarze.