Kiedy bodaj w 2001 roku, podobnie jak tysiące innych polskich internautów, wysłałam maile do wszystkich polskich posłów z protestem w/s ustawy, której efektem byłyby podwyżki cen dostępu do internetu, otrzymałam 3 odpowiedzi. Dzisiaj komunikuję się z moim posłem na Facebooku. I bardzo mi się to podoba :)
Mój senator przepadł - wielka szkoda. Za to poseł, na którego głosowałam, dostał się do parlamentu i, mimo zakończenia kampanii, prowadzi z wyborcami dialog w internecie. Jest to dziś dla parlamentarzysty najprostszy i najwygodniejszy sposób komunikowania się w każdej wolnej chwili z elektoratem, zbierania opinii i informowania o kolejnych ruchach i decyzjach. Przy okazji jest to świetne narzędzie do opisania mechanizmów działających w Sejmie, o których my, wyborcy, często nie mamy zielonego pojęcia. Na przykład: jak dobierani są posłowie do poszczególnych komisji? Dlaczego jest więcej chętnych do prac w komisjach finansów i ds. UE (dodatkowa gratyfikacja)?
A o co pyta poseł? Bo już pyta i zbiera opinie, choć od wyborów minęło raptem kilka dni. Na przykład o to, jak powinna reagować partia opozycyjna na prowokacje RP. Jak elektorzy oceniają wybór komisji, do których zgłosił się wybrany przez nich parlamentarzysta.
Pojawiła się też pierwsza powyborcza obietnica: dopilnowania, by opracowany przez kibiców projekt zmian Ustawy o bezpieczeństwie imprez masowych nie przepadł w Sejmie. Przypomnę, że kibice zbierają podpisy pod swoim projektem i mają ich już ponad 42 tysiące.
Po raz pierwszy mam okazję przeżywać takie doświadczenie transparentności i szacunku posła dla swoich wyborców. To ładny początek. Mam nadzieję, że w miarę zbierania parlamentarnych doświadczeń mój poseł nie wpadnie w rutynę i będzie utrzymywał stały kontakt ze swoimi elektorami. Zdaję sobie sprawę, że praca parlamentarzysty zajmuje sporo czasu i wkrótce poseł będzie miał go mniej, ale chciałabym być na bieżąco informowana o tym, jak mnie reprezentuje. I wiedzieć, że zapoznaje się z opiniami swoich wyborców.
Jestem dosyć spokojna. Ruch Republikański gromadzi ludzi, jak zdążyłam dotąd zaobserwować, solidnych, pracowitych i kompetentnych. Nie ma lepszego podsumowania poprzedniej kadencji parlamentu niż ta przygotowana przez Fundację Republikańską. A mój poseł jest prezesem jej zarządu. A teraz debiutuje jako parlamentarzysta.
Bardzo bym sobie życzyła, by także posłowie z wieloletnim stażem znaleźli sposób na komunikowanie się z wyborcami. By nie tylko informowali o swojej pracy, ale także śledzili, co sądzi o ich decyzjach, projektach i planach grupa elektorów, którzy oddali na nich swoje głosy. To jest jedna z dróg, którymi powinni zmierzać politycy PiS-u: bliższy kontakt z wyborcami i rzeczywistością. Niekoniecznie za pośrednictwem internetu, ale choćby przy pomocy sprawnie działających biur poselskich i spotkań z wyborcami, którzy z sieci nie korzystają, bo i takich jest sporo. Mniej patosu, więcej pracy organicznej. Transparentność. Szacunek dla elektoratu. Konkrety i merytoryczność. Bez naiwności i dawania okazji do wpuszczania w maliny przez dziennikarzy. Bez "wiem, ale nie powiem", bo do tego można potem każdą bzdurę przykleić. Bez wewnętrznych kłótni i przepychanek.
Ustawa, w sprawie której protestowałam 10 lat temu z dziesiątkami tysięcy internautów, przepadła w Sejmie. Mimo nielicznych odpowiedzi posłów. Jednak nacisk okazał się wtedy wystarczająco silny. Do dziś to pamiętam i dlatego bardzo sobie cenię mój głos. Czasem przepada razem z senatorem, niekiedy krzyczy pod petycją o powołanie niezależnej komisji śledczej wraz z setkami tysięcy innych, ale czasem daje też mandat mojemu przedstawicielowi, by mógł wpływać na rzeczywistość. Nawet wtedy, gdy jest posłem opozycyjnym.