Najnowszy Tygodnik Powszechny przynosi informację, że 60 procent polskich księży chce mieć pełne rodziny. Pyta też, czy to oznacza, że Kościół musi przygotować się na falę odejść?
Wydaje mi się, że dobrze byłoby się zastanowić, co sprawia, że kapłani zrzucają sutanny? Czy tej furtki z napisem „Rezygnacja” nie uchyla przed nimi również sam Kościół? Choćby przez zanik tradycyjnej, surowej i wymagającej, formacji już na poziomie seminaryjnym. Może też nie potrafi wytłumaczyć klerykom i późniejszym kapłanom czym jest kapłaństwo.
Kilkanaście miesięcy czytałem książkę „Gdzie jest Twoja msza kapłanie”. Był to zbiór wywiadów, głównie z księżmi amerykańskimi. Większość z nich przebywała w seminarium jeszcze przed II Soborem Watykańksim. Została więc uformowana w „starym duchu”. Wedle niego kapłan był przede wszystkim ofiarnikiem, alter Christus, osobą działającą in persona Christi. Ta definicja miała odbicie w starym trydenckim rycie mszy św.
W następnej dekadzie zmienił się i trwa najpewniej do dziś sposób pojmowania kaplaństwa. Ksiądz stał się liderem wspólnoty, starszym bratem, przewodnikiem parafii, osobą bliższą ludziom, organizatorem lokalnej społeczności. Słowem – dobrym kompanem. I to znów ma odbicie w dzisiejszym rycie mszy św.
Czy nie jest tak, że przez lata kapłaństwo „zdewaluowało się”? Niejako również za sprawą samego Kościoła. Może zbyt mocno chce być np. kolejną organizacją charytatywną, orędownikiem humanistycznych ogólnoludzkich idei, promotorem światowego pokoju, pasować do współczesności, podczas gdy zgodnie z ewangelią to świat ma się przystosować do Dobrej Nowiny, a nie ona do świata?
W takiej perspektywie kapłan – heros nie jest potrzebny. Ludzi można kochać, pomagać im, nie będąc duchownym. Na Zachodzie z pewnością tak jest, w Polsce być może dopiero zaczyna tak być. Owszem wciąż Kościół jest tu potęgą, ale czy to jest ten sam Kościół i to samo dumne kapłaństwo, jak przed kilkoma dekadami?
Proszę sobie przypomnieć, pytanie kieruję do praktykujących katolików, ile razy w ciągu ostatniego roku słyszeli podczas niedzielnych homilii takie słowa jak „Szatan” „Piekło” „Wieczne potępienie” „grzech” „Sąd ostateczny”. To fundamenty katolickiej nauki np. o zbawieniu. Pewnie niewiele. Domyślam się, że odmieniano za to słowa „miłość” „miłosierdzie” „radość”. Bóg wyłącznie jako dobrotliwy dziaduszek głaskający owieczki po głowach, czy może również surowy, ale sprawiedliwy Sędzia?
Proszę sobie przypomnieć, czy zwłaszcza w dużych miastach, często spotykamy w miejscach publicznych kapłanów ubranych w sutannę? Na Zachodzie normą są już biskupi „pod krawatem”. Oczywiście noszenie sutanny nie uchroni księdza przed odejściem, ale ten strój jest jedną z oznak tego, że przynależy do nieco innej rzeczywistości.
Pytanie też do katolików. Jakich chcą kapłanów? Nowoczesnych, mało surowych, co to msze w 40 minut odprawią, udzielą chrztu pozamałżeńskiemu dziecku, powiedzą kazanie o wielkiej potrzebie ogólnoludzkiej miłości bez podziału na religie, rasy itd.? Czy może takich, którzy będą surowymi nauczycielami, głosicielami mało popularnych obecnie, ale ewangelicznych nakazów?
Jeśli tych pierwszych, to może nie ma się co dziwić, że raz po raz słuchać o odejściach, niedopełnieniu ślubów, chęci życia po „światowemu”. Na forum, komentującym tekst w Tygodniku Powszechnym przeczytałem wezwanie „Kapłan żyje dla Mszy świętej i dlatego zachowuje celibat, żyje całkowicie i tylko dla Pana Jezusa Chrystusa. Żyje dla wielkiej rodziny katolików i dlatego rezygnuje ze zwykłego życia” Podpisuję się pod nim.
Rocznik 1981, mieszkam w Toruniu. tak w ogóle to młody, wykształcony i z dużego miasta.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka