Dominik Wójcicki Dominik Wójcicki
1371
BLOG

10 kwietnia 2010 r. widać było podział na ludzi przyzwoitych i nikczemnych

Dominik Wójcicki Dominik Wójcicki Katastrofa smoleńska Obserwuj temat Obserwuj notkę 49

Jak w każdą rocznicę katastrofy smoleńskiej pojawiają się miłe, ale zupełnie nieprawdziwe słowa, że 10 kwietnia 2010 r. jako naród byliśmy zjednoczeni w żałobie, a wszyscy Polacy przeżyli śmierć pary prezydenckiej i towarzyszących im 94 osób. W chwili pisania tych słów przeczytałem, że o wspólnotowym przeżywaniu żałoby w pierwszych dniach po katastrofie” peroruje Bronisław Komorowski. Naprawdę lepiej byłoby, żeby akurat on zamilkł.

Nie było zjednoczenia. Był szok i tragedia dla połowy Polski – wyborców Lecha Kaczyńskiego i setek tysięcy osób, które się polityką na co dzień nie interesują.

Reszta, pewnie tak samo liczna, żałoby nie przeżywała. Połowie tej reszty towarzyszyła ciekawość. Tak jak Europejczyk przeżywa ciekawość z faktu tsunami w Azji. Bardzo to smutne, ale nikt w żałobie nie chodzi.

Była jednak wielka część osób (ówcześni i dzisiejsi wyborcy PO i cały AntyPiS), którzy z tragedii smoleńskiej się cieszyli.

Cały ich problem polegał wtedy na tym, że nie mieli języka dla swojej komunikacji. Nie wypadało otwarcie cieszyć się ze śmierci Lecha Kaczyńskiego, bo zginęli też ludzie, którzy nie byli w PiS. Trzeba się było powstrzymać i uczynić szybko coś, co tragedię smoleńską zohydziłoby.

13 kwietnia 2010 r. wyjątkowo podły reżyser Wajda opublikował list, w którym krytykował pochówek prezydenta na Wawelu. To pozwoliło zbudować AntyPiS-owi narrację: Kaczyński szarga pamięć zabitych, siłą chowając brata na Wawelu. Żałoba się skończyła, nie wolno pozwolić na Wawel.

Największe bydło antypisowskie, organizowane m.in. przez TVN24, mogło już w trzeci dzień od tragedii z podniesionym czołem gwałcić żałobę narodową i sympatię okazywaną zmarłym. Stworzyło sobie pretekst, którego nie miało 10 kwietnia.

O ile zmarły chwilę wcześniej prezydent Kaczyński był w wyniku majestatu śmierci okryty swoistym immunitetem, przez który przemysł pogardy nie mógł się przebić, o tyle prezydent Kaczyński przygotowywany do spoczynku na Wawelu mógł znów stać się obiektem ataku bydła z PO dowodzonego przez Palikota, którego do tej brudnej roboty oddelegował Tusk.

Dlatego nie było proszę państwa żadnego zjednoczenia 10 kwietnia 2010 r. Był ten sam podział, co dzisiaj. Na ludzi przyzwoitych i na żulię. I o ile ludzie przyzwoici są po prostu ludźmi przyzwoitymi, tak żulia cały czas musi ubierać różne maski. Wtedy byli to przeciwnicy pochówku prezydenta na Wawelu, dziś jest to KOD, Ubywatele RP, zwolennicy aborcji, obrońcy sądów, wyborcy PO.

Mówiąc zaś szerzej: oszalały z nienawiści AntyPiS, najgorszy ludzki sort mieszkający w Polsce.

Rocznik 1981, mieszkam w Toruniu. tak w ogóle to młody, wykształcony i z dużego miasta.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka