PiS jest bardzo dobrą zmianą i widać to codziennie. Właśnie dowiedzieliśmy się, że za 2018 r. uzyskano najniższy deficyt budżetowy w XXI wieku. Wyniósł on -10,4 mld zł.
Oczywiście deficyt wciąż jest deficytem, ale na tym polega dobra zmiana PiS, że wiadomo na co idą publiczne pieniądze. Gdyby nie 24 mld zł na program 500+; 7 mld zł na obniżenie wieku emerytalnego; 1,4 mld zł na program Wyprawka+; nie mówiąc już o „drobnych” 125 mln zł na bezpłatne leki dla seniorów i bezprecedensowej skali wzrostu budżetowych wydatków, to bez problemu uzyskalibyśmy ogromną nadwyżkę. I tutaj właśnie jest tytułowy cud.
Tyle tylko, i jest to ogromny zysk dla społeczeństwa, najniższy w historii deficyt idzie w parze z największym w historii programem społecznych transferów finansowych. Wspólne pieniądze trafiają tam gdzie trzeba, czyli do ludzi. Bez podnoszenia podatków PiT.
W polskich realiach - wiecznego tłumaczenia, że po pokoleniu rodziców teraz pokolenie dzieci ma zaciskać pasa - jesteśmy za czasów rządu PiS świadkami permanentnego cudu gospodarczego. Za to trzeba dziękować Morawieckiemu i Kaczyńskiemu, chwalić ich ile się da, bo niestety nie zostało nam to dane na zawsze. Być może jest to ostatni tak dobry rok, bo jesienią wybory i nie wiadomo, co się stanie.
Jest przecież oczywistością, że gdyby PiS władzę stracił, to natychmiast wrócą upiory przeszłości: pusty skarbiec, bezrobocie w granicach 15-20%, skok po kasę społeczeństwa i - a jakże by inaczej - kolejny europejski kryzys. Jakoś trzeba będzie przecież wytłumaczyć własną nieudolność. Rządził PiS była światowa koniunktura, przestał rządzić PiS i pojawił się ośmioletni gigantyczny światowy kryzys. Wrócił PiS do władzy i czary mary natychmiast znów przyszła do nas koniunktura. Ale odda PiS władzę i bach – trafi się kolejny kryzys. Nie będzie tak? No jasne, że będzie.
Zaczynała PO rządy od deficytu na poziomie -23,8 mld zł w 2009 r., by skończyć z deficytem na poziomie -46,1 mld zł w 2016 r. (pierwszy budżet po jesiennym objęciu władzy jest dziełem poprzedników). Oto skala kompromitacji. I teraz czekałaby nas powtórka. Za gospodarowanie publicznym groszem znowu bowiem wzięliby się „demokratyczni” „fachowcy”, których genialne recepty finansowe przerabialiśmy przez 25 lat.
Ci sami eksperci o planach budżetowych PiS mówili tak:
- „PiS przeprowadza dewastację w gospodarce” – Jacek Rostowski, grudzień 2016 r.,
- „PiS dopuścił się przestępstwa przeciw rozwojowi gospodarczemu Polski” – Leszek Balcerowicz, maj 2018 r.,
- „W 2018 roku możemy mieć 100 mld zł deficytu budżetowego” – Andrzej Rzońca, sierpień 2016 r.,
- „Program gospodarczy PiS doprowadzi do kryzysu finansowego Polski” - Dariusz Rosati, styczeń, 2016 r.
- „Budżet nie udźwignie obietnic PiS” – Marek Belka, listopad 2015 r.
- „Taka polityka rządu wywołuje biedę” - Paulina Henning – Kloska (Nowoczesna), październik 2018 r.
Gdy się czyta tego rodzaju opinie (a jest ich znacznie więcej), to ma się ochotę ich autorom powiedzieć, żeby się na zawsze zamknęli. Zniknęli z przestrzeni publicznej, nie męczyli sobą. Towarzystwo zdyskredytowanych gospodarczych nieudaczników, o zerowym poziomie osiągnięć, pozbawionych odpowiedzialności za słowo i minimum wiedzy. Z jedynym „dorobkiem” własnych rządów, gdy deficyt z poziomu – 42 mld zł za 2013 r. udało im się zmniejszyć do -28 mld zł w 2014 r. tylko dlatego, że ukradziono 150 mld zł z OFE. Po czym w roku 2015 znowu wrócono do deficytu – 42 mld zł. Im mniejsze były gospodarcze kompetencje PO, tym większa teraz zawiść i zarozumialstwo.
Wystarczyło trzy i pół roku, by PiS obalił wszystkie gospodarcze dogmaty III RP, łącznie z tym najgorszym, spopularyzowanym przez Balcerowicza, że niemożliwa jest trwała poprawa wyników budżetowych przy jednoczesnym wzroście wydatków społecznych. Tak jakby czynnik społeczny był ciężarem, a ludzie zbędnym balastem.
Po 2015 r. zobaczyliśmy, że jedynym ciężarem i zbędnością w polskiej polityce jest AntyPiS. Teraz skompromitowany na odcinku budżetowym.