"Głębokie państwo", tzw. deep state, to pozostająca w ukryciu przed opinią publiczną własnego kraju, nieformalna struktura władzy politycznej, mająca wpływ na politykę państwa i jego istotne decyzje, z możliwością samodzielnych działań i szerokich operacji. O głębokim państwie mówi się w Stanach Zjednoczonych, Włoszech czy też Turcji. A czy w Polsce funkcjonuje głębokie państwo?
Wojciech Błasiak
Czy w Polsce istnieje ”głębokie państwo"?
"Głębokie państwo", tzw. deep state, to pozostająca w ukryciu przed opinią publiczną własnego kraju, nieformalna struktura władzy politycznej, mająca wpływ na politykę państwa i jego istotne decyzje, z możliwością samodzielnych działań i szerokich operacji. O głębokim państwie mówi się w Stanach Zjednoczonych, Włoszech czy też Turcji. A czy w Polsce funkcjonuje głębokie państwo?
Niejawne struktury władzy politycznej w państwie
To głębokie państwo tworzą powiązane ze sobą zwykle sieciowo w różnorodny sposób grupy osób i poszczególne osoby z kręgów służb specjalnych, administracji państwowej, biznesu i świata przestępczego. Dysponują kapitałem politycznym w postaci sieci kontaktów i wpływów w państwie i gospodarce, kapitałem informacyjnym w postaci niejawnych i tajnych informacji oraz kapitałem ekonomicznym w postaci zasobów finansowych i materialnych. Sposobem funkcjonowania tego głębokiego państwa jest tajność jego istnienia i profesjonalne tego ukrywanie przed opinią publiczną własnego kraju.
Pojęcie głębokiego państwa od kilku już lat weszło do powszechnego publicystycznego użytku, a nawet rozpoczęto naukowe badania tego zjawiska. Wyrazem tego jest wydana w 2016 roku książka byłego analityka finansowego amerykańskiego Kongresu Mike'a Lofgrena "The Deep State", o amerykańskim głębokim państwie. Jak pisze Szymon Helma, M. Lofgren "przedstawił głębokie państwo jako hybrydę instytucji zajmujących się bezpieczeństwem narodowym, policji oraz kluczowych części innych instytucji: Departamentu Obrony, Departamentu Stanu, Departamentu Sprawiedliwości, Departamentu Skarbu i CIA" wraz z prywatnym komponentem "dużych firm wykonywujących zlecenia dla rządu" (S. Helma, "Klasyczna teoria elit i pojęcie głębokiego państwa", "Politeja", nr 1 (82), 2023).
Historycznie najbardziej spektakularną operacją głębokiego państwa w skali międzynarodowej był ukrywany po dziś dzień faktyczny zamach stanu w USA w 1963 roku, gdy amerykańskie głębokie państwo z szefami służb specjalnych na czele, zamordowało urzędującego prezydenta Stanów Zjednoczonych Johna Fitzgeralda Kennedy'iego. Sfabularyzowaną dokumentację tego zamachu przedstawił wybitny amerykański reżyser filmowy Oliver Stone, w swym znakomitym, a wyciszanym medialnie filmie "JFK.".
Dodam przy tej okazji, że to właśnie po tym zamachu amerykańska CIA ukuła i rozpowszechniła funkcjonujący po dziś dzień termin "teorii spiskowej", a potem "spiskowej teorii historii", aby ośmieszać i dezawuować tezy o zorganizowanym z udziałem służb specjalnych zamachu na JFK. Najważniejszym bowiem zadaniem każdego diabła na Ziemi, jest dowodzenie, że diabły nie istnieją, a każdy kto o nich mówi, jest wyznawczą diabelskiej teorii historii.
Niewidzialny mur
Do zadania pytania o to, czy w Polsce istnieje głębokie państwo, skłoniła mnie publiczna wypowiedź Wojciecha Sumlińskiego usłyszana kilka dni temu. W. Sumliński to jedna z najciekawszych postaci polskiego dziennikarstwa i w mojej ocenie jedna z najbardziej wybitnych i wiarygodnych. Jego zderzenie w 2008 roku z wojskowymi (byłe WSI) i cywilnymi (aktualne ABW) służbami specjalnymi, które próbowały zrobić z niego kryminalnego przestępcę, omal nie skończyło się jego samobójczą śmiercią. Jest pisarzem politycznym, dziennikarzem śledczym i publicystą oraz reżyserem i scenarzystą filmu dokumentalnego "Powrót do Jedwabnego" o współczesności stosunków polsko-żydowskich. Jest też autorem książek i artykułów o zabójstwie księdza Jerzego Popiełuszki - w tym ostatniej książki "Opowiem Wam, jak zginął. Lobotomia 4.0." z 2024 roku.
Otóż W. Sumliński stwierdził w wypowiedzi zamieszczonej na youtubie, że zwrócił się z osobistą prośbą do ówczesnego prezesa Instytutu Pamięci Narodowej, a obecnego prezydenta Polski Karola Nawrockiego, którego zna osobiście, o to, aby ten powierzył ponownie śledztwo w sprawie morderstwa księdza Popiełuszki prokuratorowi Andrzejowi Witkowskiemu oraz ujawnił dokumenty z tego śledztwa i śledztwa o Jedwabnym. Ostatecznie K. Nawrocki mimo danej obietnicy tego nie zrobił, tłumacząc się, że trafił na mur. I że gdyby to zrobił, nie byłoby go w IPN-ie.
Prokurator Andrzej Witkowski został dwukrotnie odsunięty od śledztwa w sprawie śmierci księdza Jerzego. Po raz pierwszy w 1991 roku, po tym jak podpisał nakaz aresztowania generała LWP Czesława Kiszczaka, komunistycznego ministra spraw wewnętrznych. Po raz drugi odsunięto go od śledztwa w 2004 roku. Ponieważ śledztwo trwa po dziś dzień, nie może on ujawnić wszystkiego tego co wie na temat mordu na księdzu Jerzym, bo popełniłby przestępstwo ujawniając tajemnice śledztwa, które się nadal toczy i oczywiście bez jakichkolwiek rezultatów.
Powiedział wszakże w jednym z wywiadów tak: "Ksiądz Jerzy Popiełuszko nie został zamordowany 19 października 1984 roku na tamie wiślanej we Włocławku, lecz 6 dni później, na terenie zarządzanych przez wojsko starych bunkrów pod Warszawą." Sprawcami zaś morderstwa nie są trzej oficerowie SB skazani w procesie toruńskim, lecz nieznani z nazwiska najpewniej oficerowie SB. Ksiądz Jerzy Popiełuszko zmarł prawdopodobnie w nocy z 24 na 25 października po wielodniowych ciężkich torturach w wojskowych bunkrach w Kazuniu Polskim.
Kto jest niewidzialnym murem?
Zasadnicze pytanie jakie tu w sposób oczywisty nasuwa, to pytanie o to, kto jest tym "murem", który od blisko już 35 lat skutecznie uniemożliwia przeprowadzenie do końca śledztwa w sprawie zamordowania przez komunistyczne służby specjalne kapelana "Solidarności" księdza Jerzego Popiełuszkę? Przez 35 lat zmieniały się wielokrotnie rządzące partie i rządy, wymieniali politycy i ministrowie sprawiedliwości oraz prezesi IPN-u, a prokurator A. Witkowski nie mógł dokończyć swego śledztwa. Kim byli i są ludzie, którzy tak skutecznie mu to uniemożliwiali i uniemożliwiają? Główni decydenci odpowiedzialni za tę śmierć - gen. LWP Wojciech Jaruzelski, gen. LWP Czesław Kiszczak i Mieczysław Rakowski, czyli triumwirat państwa stanu wojennego lat 1980-1988, już nie żyją. Bezpośredni sprawcy tej zbrodni, jeśli jeszcze żyją, mają już pewnie po 80-tce i nie mogą być już skuteczni w tworzeniu "muru". Więc kto?
Aby tworzyć niewidzialny mur paraliżujący działania prezesa IPN-u, ale i ministra sprawiedliwości i to przez dziesięciolecia, trzeba działać jako zorganizowana grupa ukryta co najmniej w strukturach państwa i zdolna monitorować oraz kontrolować, a w konsekwencji przeciwdziałać próbom wyjaśnienia kwestii tego morderstwa. Ta grupa może być fragmentem większej całości, czyli grup i osób tworzących głębokie państwo. Ale nie musi. To może być również wąska grupa działająca wyłącznie w tej akurat sprawie i nie mająca przełożenia na funkcjonowanie całości państwa.
Dlatego, aby ten dylemat rozwikłać trzeba spojrzeć na sposób funkcjonowania polskiego państwa w całości i tam poszukać odpowiedzi, czy "mur" w sprawie tego morderstwa to fragment większej całości zwanej głębokim państwem czy tylko ukryta grupa działająca w tej tylko sprawie z jakiś sobie znanych tylko powodów.
Aby rozwikłać ten dylemat trzeba się cofnąć do szokowej transformacji komunizmu w Polsce lat 1988-1991 i następnych. Wyniki moich badań nad tą transformacją opublikowałem w swej pracy - W. Błasiak, "Zaprzepaszczona rewolucja. Robotnicza rewolucja społeczna <<Solidarności>>: podłoże, przyczyny, przebieg, skutki i konsekwencje (w trzech studiach)", "Śląsk" Wydawnictwo Naukowe, Katowice 2018.
Socjotechniczny montaż komunistycznych służb specjalnych
Jednym z istotnych wniosków moich badań była teza, iż szokowa transformacja komunizmu w Polsce Ludowej lat 1988-1991 była socjotechnicznym montażem sterowanym i organizowanym centralnie, w sposób niejawny dla opinii publicznej, przez komunistyczne wojskowe służby specjalne. Był to socjotechniczny montaż społeczny, przez analogię do montażu filmu, poprzez proces łączenia zgodnie z scenariuszem gotowych oddzielnych ujęć, obrazów i dźwięków w nową całość.
Służby te posłużyły się metodami i technikami socjotechnicznej manipulacji polskim społeczeństwem wypracowanymi pierwotnie przez radzieckie służby specjalne GRU i KGB w ich dezinformacyjnych wojnach psychologicznych ze społeczeństwami i państwami Zachodu. Te metody i techniki opisał francuski pisarz Vladimir Volkoff, w swej książce "Montaż" z 1990 roku. Użyto ich w Polsce na masową skalę w okresie szokowej transformacji i selektywnie w latach następnych.
Potwierdzała to pośrednio dyrektywa szefa komunistycznej policji i służb specjalnych gen. LWP Cz. Kiszczaka, wydana w lutym 1989 roku na posiedzeniu kierownictwa Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. "Służba Bezpieczeństwa może i powinna - mówił wtedy Kiszczak - kreować różne stowarzyszenia, kluby a nawet partie polityczne. ... muszą być one przez nas operacyjnie opanowane. Musimy zapewnić operacyjne możliwości oddziaływania na te organizacje, kreowania ich działalności i kierowania ich polityką."
Podstawą tego socjotechnicznego montażu społecznego była stała i masowa dezinformacja i demotywacja ogółu polskiego społeczeństwa. W tym psychospołecznym dezinforacyjnym i demotywacyjnym demontażu, a następnie montażu, wystąpiły cztery grupy aktorów społecznych. Głównym aktorem, a zarazem autorem tego montażu z równoczesnym demontażem społeczeństwa, był centralny ośrodek prowadzący wojskowych służb specjalnych wspomagany służbami cywilnymi, a jego narzędziami i instrumentami społecznymi była (1) agentura wpływu, (2) tzw. pudła rezonansowe oraz (3) polityczne ośrodki wspomagające.
Ośrodkiem prowadzącym było niejawne centrum sterujące, ulokowane wewnątrz wojskowych służb specjalnych. Jego tajność była elementarnym warunkiem skuteczności socjotechnik montażu szokowej transformacji. Dzięki niej tworzono pozory autentyczności i żywiołowości zachodzących procesów i działań. Po to, by wyświetlający się opinii publicznej "film" na scenie społecznej, był uznawany za autentyczne działania i procesy społeczne.
Zasadniczym instrumentem montażu szokowej transformacji w rękach ośrodka prowadzącego była agentura wpływu. Agenci wpływu to osoby, ale i instytucje, wykonujący zadania zlecane przez ośrodek prowadzący - od podejmowania i wpływania na decyzje, po uzasadnianie, motywowanie i opiniowanie. Rekrutowano ich spośród blisko 100 tys. agentów SB i kilku tysięcy agentów WSW. To były zwykle wpływowe społecznie osoby kreowane i uznawane za autorytety oraz osoby ulokowane w kluczowych instytucjach państwa, gospodarki oraz mediów, nauki i kultury, a także same instytucje, media i organizacje, a nawet partie polityczne.
Agenci wpływu działali tu niejawnie, czyli "pod przykryciem", jako politycy, dziennikarze, publicyści, artyści, naukowcy czy menadżerowie gospodarczy. Ich celem było zarówno oddziaływanie na funkcjonowanie państwa i gospodarki, jak i oddziaływanie na opinię publiczną społeczeństwa czy poszczególne jego grupy i środowiska, dla formowania ich opinii i poglądów. W ten sposób sterowano i manipulowano oficjalnym dyskursem publicznym.
Kolejnym elementem struktury socjotechnicznego montażu szokowej transformacji były tzw. "pudła rezonansowe". "Pudła rezonansowe" to zarówno poszczególne osoby, jak dziennikarze, publicyści, politycy czy celebryci, jak i instytucje rozpowszechniania informacji, jak gazety, czasopisma czy media elektroniczne. Ich rola polega na nagłaśniającym i wzmacniającym powtarzaniu i rozpowszechnianiu informacji i obrazów tworzonych przez agentów wpływu, acz bez wiedzy o ich źródłowym pochodzeniu i agenturalnych intencjach. Motywy tego wzmacniającego nagłaśniania to zarówno chęć zdobycia różnorodnych profitów, jak i zwykła poprawność publiczna czy próżność.
A ostatnim elementem tej struktury w specyficznie polskich warunkach stały się trzy środowiska polityczne, tworzące oficjalne i jawne instytucje w państwie. Pierwszym ośrodkiem wspierającym szokową transformację była partia komunistyczna PZPR oraz jej następcy w postaci postkomunistycznej socjaldemokracji, czy szerzej postkomunistycznej lewicy, wraz z komunistycznym i postkomunistycznym satelitą politycznym ZSL-PSL. Drugim co ważności ośrodkiem wsparcia było szeroko rozumiane środowisko polityczne postsolidarnościowej grupy personifikowane osobą Jacka Kuronia, z kluczową rolą środowiska redakcji "Gazety Wyborczej", personifikowane osobą jej redaktora naczelnego Adama Michnika. Trzecim było środowiska skupione wokół neo-Solidarności, a personifikowane osobą Lecha Wałęsy.
Głębokie państwo komunistycznych służb specjalnych
Tak więc szokowej transformacji lat 1988-1991 dokonało w istocie komunistyczne głębokie państwo, z decydującą rolą komunistycznych wojskowych służb specjalnych. W polskich naukach społecznych ich rolę w transformacji podkreślała nieżyjąca już prof. Jadwiga Staniszkis, a dokumentował Sławomir Cenckiewicz. Również Andrzej Zybertowicz przedstawiał w swoich pracach tezę o tej kluczowej roli również służb cywilnych.
Struktury wojskowych służb specjalnych, od Wojskowej Służby Wewnętrznej po Wojskowe Służby Informacyjne, pozostały nienaruszone przez blisko 18 lat do czasu rozwiązania WSI w 2006 roku. Pośrednim tego dowodem jest tzw. raport Macierewicza z 2007 roku. "Tysiąc najważniejszych przedsiębiorstw w Polsce - opisuje jego zawartość Antoni Macierewicz - jest kierowanych przez ludzi związanych z agenturą II Zarządu Sztabu Generalnego LWP, WSW, WSI. ... Komisja weryfikacyjna podczas swojej działalności ustaliła kilkadziesiąt nazwisk polityków, ponad 200 dziennikarzy i 11 tysięcy przedsiębiorców współpracujących ze służbami komunistycznymi i WSI."
Juz w latach 1989-1991 głębokim przekształceniem uległo centrum komunistycznego głębokiego państwa czyli ukryty ośrodek wojskowych służb specjalnych, Stał się on głównym ośrodkiem formowania prywatnych kapitałów. J. Staniszkis twierdziła, że było tak juz od 1987 roku. Kluczowym, choć nie wyłącznym tego sposobem w tych latach było tworzenie kapitałów w oparciu o spekulacje finansowe, co obrazuje największa afera finansowa tych lat znana jako "afera FOZZ", czyli afera Funduszu Obsługi Zadłużenia Zagranicznego, nazwana przez Jerzego Przystawę "matką wszystkich afer".
Fundusz FOZZ utworzono z początkiem 1989 roku, oficjalnie dla przeprowadzania operacji ukrytego wykupywania polskiego długu zagranicznego na rynkach wtórnych. Oficjalnie przeznaczono na to z budżetu państwa 1,7 mld dolarów. Do tego dochodziły jeszcze inne środki z innych źródeł państwowych. Jak twierdził były dyrektor FOZZ, Grzegorz Żemek, w 1989 roku FOZZ dysponował łącznie kwotą ówczesnych 5 mld dolarów. Na czele FOZZ stanęli oficerowie wojskowych służb specjalnych, a FOZZ kontrolowała opisana w raporcie Macierewicza specjalna "grupa Y", bezpośrednio podległa radzieckiemu wywiadowi wojskowemu GRU.
Ale sednem działalności FOZZ nie stał się ukryty wykup polskich długów za granicami kraju, ale ukryte wykorzystanie owych 5 mld dolarów do walutowych operacji spekulacyjnych w kraju. Wykorzystano do tego mechanizm, który nieżyjący już prof. Jerzy Przystawa, który nagłośnił w 1992 roku tę aferę, nazywał "złamaniem parytetu stóp procentowych". Państwowe dolary FOZZ pożyczano nielegalnie prywatnym firmom i osobom z kraju i zagranicy, które to zakładały konta dewizowe w polskich bankach, tradycyjnie oprocentowane na kilka procent. Następnie dolary zamieniano na złote, które w warunkach hiperinflacji lat 1990/1991 były oprocentowane rocznie na kilkaset do kilkudziesięciu procent. Po czym ponownie zamieniano złote na dolary, w warunkach stałego kursu dolara w stosunku do złotówki, zwielokrotniając stany kont dewizowych.
Afera FOZZ czyli "matka wszystkich afer III RP"
Odkrywca afery FOZZ, Michał Tadeusz Falzmann, starszy inspektor NIK, nazwał to "rabunkiem finansów państwa" i oszacował straty z tego tytułu na co najmniej kilkanaście miliardów dolarów - Mieczysław Dakowski, Jerzy Przystawa "Via Bank i FOZZ. O rabunku finansów Polski", 1992. Efektem był ukrywany skrzętnie przed opinią publiczną kryzys polskiego systemu bankowego od połowy 1992 roku, zażegnany ostatecznie dopiero w 1994 roku po szerokiej akcji sanacyjnej Narodowego Banku Polskiego - "Informacja o wynikach kontroli praktyki dokapitalizowania i wspierania kredytem refinansowym przez Narodowy Bank Polski banków wymagających pomocy", NIK, 1995.
W ten sposób dzięki aferze FOZZ utworzono wielomiliardowe kapitały finansowe nowej postkomunistycznej oligarchii polityczno-finansowej, zmieniający strukturę społeczną III RP. Afera FOZZ po dziś dzień jest objęta całkowitą zmową milczenia zarówno w świecie nauk społecznych, jak i w świecie mediów, a jej mechanizm złamania parytetu stóp procentowych, nigdy nie został upubliczniony. Wykaz osób i firm uczestniczących w rabunku finansowym Polski znajdował się w dokumentacji FOZZ i informacja o tym nigdy nie przedostała się do opinii publicznej. W 2015 roku minister finansów zatwierdził zamknięcie bilansu "FOZZ w likwidacji", przekazując jak rozumiem dokumentację do zniszczenia. Beneficjenci FOZZ mogli już odetchnąć z ulgą.
Ta nowo stworzona w wyniku szokowej transformacji polskiego komunizmu i ewoluująca w następnych latach postkomunistyczna oligarchia polityczno-finansowa, stała się rdzeniem głębokiego państwa III RP. Myślę, że stała ona wręcz grupą panującą społecznie. To panowanie polegało i polega na zdolności stałego wywierania wpływu na cały aparat polskiego państwa w postaci jego władzy wykonawczej, ustawodawczej i sądowniczej, a także systemu medialnego.
Jest to grupa ukrywająca w sposób profesjonalny swoje istnienie. Dlatego była i jest niezauważalna nie tylko dla opinii publicznej, ale również dla dziennikarzy, publicystów i naukowców. Choć myślę, że już nie dla polityków i służb specjalnych, którzy i które muszą mieć o niej jakąś wiedzę, ze względu na bezpośrednią styczność.
Socjopolityczna "czarna dziura" polskiego państwa
Ten rdzeń głębokiego państwa w Polsce ma formę istnienie analogiczną do kosmicznej "czarnej dziury". O jej istnieniu świadczą tylko pośrednio jej skutki dla otoczenia społecznego. Choć bezpośrednio można o niej wiedzieć wyłącznie z poziomu służb specjalnych.
I jedyny bezpośredni dowód na jej istnienie w III RP to właśnie wypowiedź byłego szefa ABW z czasów rządów PiS lat 2006-2007, Bogdana Świączkowskiego, dla "Gazety Polskiej" w 2011 roku o tytule "Tusk to tylko kukiełka". "Mogę powiedzieć tak - ujawnił w oględnych słowach Świączkowski - w czasach kiedy byłem szefem służb specjalnych, dochodziły do nas informacje, że pewne grupy ludzi przygotowują się do tego, żeby podejmować strategiczne decyzje o losach Polski. (...) a te osoby dbają o to, żeby być w cieniu. To znaczy funkcjonować w życiu publicznym, ale jako właściciele firm, przedsiębiorcy, nie starają się być na świeczniku. Ci główni gracze są zawsze w cieniu. (...) W moim przekonaniu [to - WB] wyselekcjonowana przez Służbę Bezpieczeństwa i służby wojskowe na przełomie lat 80. i 90. tzw. grupa biznesmenów i ich oficerowie prowadzący."
Odpowiadam więc na tytułowe pytanie swojego tekstu: tak, głębokie państwo istnieje w Polsce i to ono stoi za niemożnością dokończenia śledztwa w sprawie zamordowania księdza Jerzego Popiełuszki przez Andrzeja Witkowskiego. Myślę, że stoi również za śmiercią odkrywcy afery FOZZ Michała T. Falzmanna i śmiercią jego bezpośredniego przełożonego prezesa NIK Waleriana Pańki w 1991 roku. Podobnie jak stoi za śmiercią szefa Samoobrony Andrzeja Leppera w 2011 roku i za śmiercią gen. Sławomira Petelickiego w 2012.
Szerzej zaś rzecz ujmując twierdzę, że nie można zrozumieć tego, co się działo i dzieje na oficjalnej polskiej scenie politycznej bez uwzględnienia działalności głębokiego państwa. Nie można nawet zrozumieć dlaczego akurat tacy, a nie inni politycy na niej funkcjonują. Sądzę, że głębokie państwo wręcz kreuje powolnych sobie polityków i partie polityczne, a eliminuje groźnych dla swego istnienia. A zakładając prawdziwość sugestii B. Świączkowskiego, że "Tusk to tylko kukiełka", nie można wykluczyć, że za łamiącymi Konstytucję posunięciami rządu premiera Donalda Tuska i polityką kryminalizacji polityków PiS, stoi właśnie polskie głębokie państwo.
Eliminacja tego głębokiego państwa w Polsce jest niezwykle trudne. Ale nie niemożliwe. Podstawą możliwości jego skutecznego wpływu na polską scenę polityczną i aparat państwa daje łatwość podporządkowywania sobie polskich polityków, a w konsekwencji również wysokich urzędników państwowych. Tę łatwość stwarza sytuacja, w której posłowie są bezpośrednio zależni od liderów swych partii i to całkowicie. Nie są bowiem bezpośrednio zależni od swoich wyborców. A ta właśnie zależność jest socjopolityczną gwarancją ich politycznej niezależności i odporności na korupcję oraz zewnętrzne naciski, podporządkowania i uzależniania. To bowiem szeroko rozumiana korupcja czy też skuteczność zewnętrznych nacisków na polityków i wysokich urzędników państwowych poprzez ich różne formy uzależnienia, tworzy mur, który uniemożliwił prezesowi IPN i ministrowi sprawiedliwości przywrócenie śledztwa w sprawie śmierci księdza Jerzego prokuratorowi A. Witkowskiemu.
Bezpośrednią zależność, i to całkowitą, posłów od liderów swych partii tworzy proporcjonalna ordynacja wyborcza, w której los polityka zależy wyłącznie od jego miejsca na partyjnej liście wyborczej, a obywatele nie mają swobody kandydowania. Bezpośrednią zależność, i to całkowitą posłów od swych wyborców, tworzy ordynacja jednomandatowych kręgów wyborczych, w której los polityka zależy wyłącznie od zdobycia poparcia większości wyborców w swym okręgu, a wszyscy obywatele mają taka samą swobodę kandydowania. Warunkiem podstawowym likwidacji głębokiego państwa w Polsce jest więc zmiana ordynacji wyborczej do Sejmu; z ordynacji proporcjonalnej, na ordynację jednomandatowych okręgów wyborczych
30.10.2025.
Inne tematy w dziale Polityka