Herta Müller, Człowiek jest tylko bażantem na tym świecie, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2009, ss. 112, cena 27,50.
Prymitywni i odrażający. Tacy są bohaterowie książki, której akcja toczy się myślami w ich własnych głowach, przeżartych zgnilizną wspomnień. Jedynie nadzieja na otrzymanie paszportu i wyrwanie się z Rumunii, budzi człowieka z maligny i podnosi go z rzygowin codzienności. A na co dzień pije wódkę z butelki, cuchnie oborą, uprawia seks pośród cmentarnych nagrobków, boi się rosnącej pod domem jabłoni, grzęźnie w błocie, na twarzy rosną mu czarne plamy. W górach musi być pięknie – mówi żona Kurschnera – tylko to tak daleko. Policzki kobiet są zwiędłe, ich oczy kłamią, kiedy płaczą, płaczą zawsze nad sobą a na ich ustach uśmiech ropuchy. Od czasu do czasu lubią pomarzyć. Gdyby morze nie było tak daleko, mewy przylatywałyby do wsi – mówi żona Windischa oglądając telewizję. Co by się wtedy zmieniło? Czy cokolwiek może się jeszcze zmienić? Podłoga jest krzywa, walizka pusta, nad łóżkiem wisi zdjęcie w czarnej ramie, czas się skończył. Od przeznaczenia nie ma ucieczki. Człowiek jest tylko bażantem na tym świecie. Odchodzi i nie wiadomo czy wróci. Windisch wkłada paszport do kieszeni. „Kto wie co z nami będzie” – wzdycha żona Windischa. Windisch patrzy w ostre światło lampy. Amalie i żona Windischa zamykają walizki. Puste walizki.
Świat opisany w książce Herty Müller budzi przerażenie. Jej bohaterowie nie mają nic dla siebie. Wszystko jest na sprzedaż , a droga waza z tancerką, czekolada i dziewictwo córki są jedynie prezentami dla tych, którzy mogą pomóc wydostać się z totalitarnego więzienia. Kim będą, gdy się z niego wyrwą? Czy nie będą czuli do siebie obrzydzenia?
Laureatka Nagrody Nobla widzi jedynie zniszczenie i śmierć, wstyd i pogardę. Dostrzega szczegóły, które z mikroskopijną dokładnością ukazują szpetotę relacji między ludźmi. Po mistrzowsku fotografuje z bliska, kadr po kadrze, i układa z miniaturowych obrazków codziennego życia, przerażającą karykaturę ludzkiej brzydoty. Krótkimi zdaniami zatrzymuje ślinę ściekającą po brodzie, ożywia ogień pożerający drzewo, wprawia w ruch rąbek spódnicy rzucający cień na trawę. Cień jest żywy. Wręcz materialny. Cień pada na twarz. Pada na żakiet. Plami. Niczym hiperrealistyczny malarz Herta Müller widzi brązowe ostrze nadłamanej trzciny, noc w dziobie koguta, gęsią skórkę na łydkach, oddech na dnie filiżanki. Autorka próbuje przebić się ze swoim talentem przez poranione życie i gubi się w koronkowych wzorach pod pępkiem nastoletniej Amalie. Czytelnikowi pozostają w pamięci jedynie „niebieskie żyły na bladych łydkach”. Książkę pani Müller polecam jedynie wytrawnym miłośnikom trudnej prozy.
Wojciech Żmudziński SJ
Ukończyłem studia filozoficzne (Kraków), teologię biblijną (Rzym), zarządzanie w oświacie (Nowy Jork). Opublikowałem siedem książek oraz artykuły w prasie polskiej i zagranicznej. Działam w kilku organizacjach pozarządowych. Jestem członkiem SDP i współpracuję z portalem deon.pl.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura