Polityka polska wkroczyła najwyraźniej w głupi sezon, co oznacza niechybnie, że przyszło lato: słońce rozgrzewa umysły, tak polityków jak i dziennikarzy, a w rezultacie w głowach czołowych przedstawicieli tych dwóch zacnych profesji wylęgają się dziwaczne pomysły. Potwierdzeniem, że naprawdę przyszło lato, może być fakt, że czołowe miejsca w mediach – w tym także w naszym Salonie24 – zajęły dwie sprawy: decyzja czołowej partii opozycyjnej, by bojkotować jedną z głównych stacji telewizyjnych (mającą m.in. najbardziej opiniotwórzy kanał telewizji informacyjno-publicystycznej), jak również bezprecedensowo ostre wymiany inwektyw i oskarżeń między Prezydentem a Ministrem Spraw Zagranicznych. Obie te sprawy przysłoniły realne problemy, przed jakimi stoi Polska, co dowodzi – raz jeszcze to Państwu przypomnę – nieuchronnego i definitywnego nadejścia lata.
Jeśli chodzi o pierwszą sprawę, to moje stanowisko, jako nieuleczalnego liberała, jest proste i jasne: partie polityczne są organizacjami politycznymi co prawda, ale prywatnymi, a zatem ich kierownictwa mogą swobodnie decydować, w jakich mediach ich przedstawiciele mogą pojawiać się, a w jakich nie. Mało tego: wolność wypowiedzi – która powinna być wsparta dostępem do mediów, gwarantujących społeczną nośność wypowiedzi politycznych – nieuchronnie oznacza również prawo do milczenia, zupełnie tak, jak wolność wyboru religii i uczestniczenia w obrządkach swego ulubionego związku wyznaniowego oznacza również wolność nieuczestniczenia w żadnym.
Wybitny filozof irlandzko-australijsko-amerykański, obecnie wykładający w Princeton University, a mój serdeczny przyjaciel, Philip Pettit, opublikował kiedyś świetny rozdział w książce, którą współ-redagowałem, na temat „Prawa do milczenia”. Prawo to jest znane zresztą w rozmaitych szczegółowych kontekstach prawnych – np. w kontekście procesu karnego, gdzie każdy oskarżony (ale już nie świadek!) ma prawo do odmówienia zeznań, w domyśle: po to, by nie obciążać się.
Ta analogia może więc złośliwcom (ale nie mnie!), a także ludziom skrajnie niechętnym prezesowi Jarosławowi Kaczyńskiemu (więc tym bardziej nie mnie!) podsunąć podejrzenie, że jego milczenie w TVN-ie (rym marny, ale zawsze) podobne jest milczeniu oskarżonego, który ma coś do ukrycia. Analogia ta jest jednak złudna: raczej milczenie PiS-u w wybranych stacjach TV jest samo w sobie wypowiedzią, a raczej sygnałem: w tym sensie, milczenie jest takim właśnie komunikatem, o jakim pisał w swoim eseju Philip Pettit – milczenie nie oznacza braku treści ale jest samo w sobie określoną treścią. Na miejscu producentów programów publicystycznych TVN-24, przy rozmaitych dyskusjach, gdzie zwyczajowo ścierają się przedstawiciele różnych partii parlamentarnych („Ja Panu nie przerywałem!””), zawsze ustawiałbym jedno krzesło puste, zarezerwowane dla przedstawiciela PiS-u. Myślę, że – wbrew pozorom – byłoby to przejawem życzliwości a nie złośliwości względem tej partii, gdyż przypominałoby widzom o przekazie, jaki Jarosław Kaczyński zamierzał wysłać opinii publicznej swą decyzją o bojkocie. A skoro zamierzał, to pewno wiedział, co robi.
Druga sprawa, dominująca w głupim, bo letnim, sezonie polskiej polityki to niesnaski między Prezydentem a Ministrem Spraw Zagranicznych. Otóż wbrew większości komentatorów, a w szczególności wbrew histerycznemu komentarzowi Roberta Krasowskiego w Dzienniku, który z tego zrobił wręcz fundamentalny kryzys państwowy odbierający mu, tzn. redaktorowi Krasowskiemu, resztki wiary we wszystko co się rusza w polskiej polityce,
http://www.dziennik.pl/opinie/article209744/PO_i_PiS_zapomnialy_o_interesie_panstwa.html
nie rozdzierałbym szat. Ważne jest to, co oficjalnie mówią na tematy polityczne najwyżsi politycy państwa.
A że do prasy przeciekły ich wypowiedzi całkowicie osobiste, nieoficjalne, wręcz intymne, zawierające słowa „cham” albo „nadmiernie rozdęte ego” – co to za problem? Wskazuje to, że są ludźmi, jak wszyscy inni (o czym zresztą od dawna wiedziałem), mają ostre sympatie i antypatie, darzą się wzajemnie uczuciami intensywnymi – no to chyba dobrze, lepiej w każdym razie, niż gdyby byli zimnymi rybami albo mdłymi mięczakami. Pana Prezydenta znam osobiście i lubię jako człowieka; niczego z tego, co powiedział w kontekście prywatnym lub sami-prywatnym (czyli lucieńskim) tu nie zacytuję, ale powiem tylko, że jest człowiekiem mającym zdecydowane poglądy na wiele spraw i o ludziach publicznych – i bardzo dobrze, nawet jeśli z pewnymi z jego poglądów zgadzam się, a z innymi – nie. Z tego co wiem, minister Sikorski (którego nie znam osobiście) też jest silną osobowością, więc nic dziwnego, że na przecięciu może iskrzyć.
Dramatem byłoby, gdyby z tego iskrzenia wynikł paraliż polityki państwowej, ale nic na to nie wskazuje: z tego, co wiadomo (a wiadomo niewiele), do porozumienia z Amerykanami w sprawie tarczy anty-rakietowej nie doszło na razie z powodów, wynikających z kalkulacji politycznej, dokonanej przez rząd – i tak właśnie powinno być. Czy ta kalkulacja jest mądra czy nie - to już zupełnie inna sprawa, ale na razie nie mamy żadnych upublicznionych danych, pozwalających na dokonanie takiej oceny. Tak czy inaczej, nic nie wskazuje na to, by iskrzenie na linii Prezydent-Minister miało na to jakikolwiek wpływ.
Mamy jedynie przecieki, podkreślam: przecieki, świadczące zarówno o tym, że Prezydent i Minister bardzo się wzajemnie nie lubią, a także, że między ośrodkiem prezydenckim a rządem istnieje być może różnica zdań co do strategii dotyczącej negocjacji na temat tarczy. Tak długo jak są to tylko przecieki – wszystko jedno, kontrolowane czy nie, wiarygodne czy nie – dają one obu stronom pełną „deniability” i nie podważają możliwości prowadzenia negocjacji zgodnie ze strategią ośrodka odpowiedzialnego w ostatecznym rachunku za politykę zagraniczną, czyli rządu. Mamy też pewne wypowiedzi oficjalne – np. relację ministra Sikorskiego, że nagrywanie u Prezydenta motywowane było ewentualną chęcią postawienia Ministra przed Trybunałem Stanu – co lokuje się być może na samych granicach politycznego folkloru, dopuszczalnego w demokracji, ale w żadnym stopniu nie wpływa – jak sądzę – na możliwości działania rządu, Ministra, Prezydenta czy kogokolwiek. Pokazuje wyłącznie, że obaj Panowie bardzo się nie lubią. Wielkie mi odkrycie!
(Nota bene: zafrapowała mnie informacja, że na słynną już wypowiedź Sikorskiego o „chamie”, Pani Minister Fotyga zareagowała w ten sposób, że odwróciła się na pięcie i opuściła lokal. Świadczyłoby to o tym, że nie jest jednak Mistrzynią Ciętej Riposty i Ostrego Języczka. Ale może też dowodzić mojej tezy, postawionej w pierwszej części niniejszego uczonego wpisu, że milczenie czasem jest też formą wypowiedzi).
Obie sprawy, rozdęte do gigantycznych rozmiarów, wskazują zatem nie na jakiś kryzys polityczny ale na deficyt poważnych wiadomości w sezonie letnim, czyli głupim. No i dobrze. A tak na marginesie: nie, nie znam Rona Asmusa. A gdy ostatnim razem z nim rozmawiałem, powiedziałem mu, by przestał wtrącać się do polskiej polityki. Zwłaszcza w lecie.
PS: Tymczasem – żegnam się na pewien czas, bo udaję się w tereny dzikie, od cywilizacji zachodniej odległe, Internetowi nieprzyjazne. (Proszę zaprotokółować: powiedział, że się żegna na pewien czas).
Inne tematy w dziale Polityka