Wojciech Sumlinski Wojciech Sumlinski
2244
BLOG

ORLĘTA. GRODNO 39” – KŁAMSTWO 2022. A JAK BYŁO NAPRAWDĘ?

Wojciech Sumlinski Wojciech Sumlinski Społeczeństwo Obserwuj notkę 7
Po obejrzeniu filmu „Orlęta. Grodno 39” zastanawiałem się, czy taka historia, jak przedstawiona w tej baśni, mogła wydarzyć się naprawdę? To pytanie z gatunku: czy teoretycznie jest możliwe, że jakiś niemiecki chłopiec w Gdańsku 39, powodowany współczuciem do swoich polskich kolegów, pomagał ich ojcom- obrońcom Poczty Gdańskiej - walczącym z jego ojcem i innymi Niemcami - i zapłacił za to życiem?

Po obejrzeniu filmu „Orlęta. Grodno 39” zastanawiałem się, czy taka historia, jak przedstawiona w tej baśni, mogła wydarzyć się naprawdę? Nie wiem. Wielu rzeczy nie wiem, ale muszę założyć, że teoretycznie to możliwe. Mniej więcej tak, jak teoretycznie jest możliwe, że jakiś niemiecki chłopiec w Gdańsku 39, powodowany współczuciem do swoich polskich kolegów, pomagał ich ojcom- obrońcom Poczty Gdańskiej - walczącym z jego ojcem i innymi Niemcami - i zapłacił za to życiem. Możliwe? Cóż, są na tym świecie rzeczy, o których się filozofom nie śniło. A jednak każdy, kto posługuje się przede wszystkim wiedzą historyczną, ale także logiką i zdrowym rozsądkiem wie, że problem z obu tymi historyjkami – tą opowiedzianą w filmie „Orlęta. Grodno 39” i tą „gdańską” – polega na tym, że prawdopodobieństwa ich wystąpienia trzeba by szukać pod mikroskopem – tak jest „wielkie”. I to mniej więcej tyle, ile w telegraficznym skrócie można by powiedzieć o tym baśniowym filmie. Dlaczego zatem trzeba (właśnie nie tyle warto, co trzeba) poświęcić mu więcej uwagi? By odpowiedzieć na to pytanie, zacznijmy od początku – to będzie długa, ale w moim przekonaniu ważna rozprawa. Udając się na ten film wiedziałem o nim tyle, ile powiedział kolega, który obejrzał „dzieło” na pokazie prasowym: „powinieneś to zobaczyć, właśnie ty, autor filmu „Powrót do Jedwabnego” – i tyle. W premierowy wieczór udałem się więc do Multikina w Galerii Młociny w Warszawie i wraz z pozostałymi - siedmioma czy ośmioma - widzami zobaczyłem, co miałem zobaczyć. Zanim film rozpoczął się na dobre, zostaliśmy - w napisach - poinformowani, że przedwojenne Grodno było areną zwalczania przez Polaków mniejszości narodowych - a później było już tylko „ciekawiej”. Najprościej rzecz ujmując jest to historia szóstoklasisty, Leona - najczęściej nazywanego Leosiem - Rotmana, który podobnie jak inni Żydzi mieszkający w przedwojennym Grodnie, był obywatelem drugiej kategorii. Wyśmiewani i prześladowani przez (w filmie absolutnie obrzydliwych) ONR – owców, bici przez polskich nacjonalistów, zamykani do więzień przez policjantów, z reguły odpłacają dobrem za zło i tylko z rzadka protestują, czy przeciwstawiają się przemocy. Podobnie Leoś. Koledzy i nauczyciele co i rusz wypominają mu, że jest Żydem i jako taki nie zagra wymarzonej roli Zbyszka z Bogdańca w szkolnym przedstawieniu, dyrektor szkoły odbiera mu dziecięce marzenie wyjazdu na obóz harcerski - bo Żyd, no i brat komunista (zamknięty w więzieniu) - co dla Leosia jest katastrofą, która omal nie doprowadza do tragedii (ulega wypadkowi i trafia do szpitala). Ale gdy przychodzi godzina próby i do Grodna wchodzą Sowieci, to właśnie Leoś zostaje bohaterem. Na początku września jeszcze się z niego śmieją. Gdy wbiega do płonącej szkoły, by ratować Ewelinę – szkolną koleżankę, którą jest zauroczony – nauczyciele posądzają go, że uciekł przed bombardowaniem do płonącego budynku czyli ze strachu zwariował - akt poświęcenia oceniony jako tchórzostwo i szaleństwo zarazem, czy może być większa niesprawiedliwość? – gdy pomaga żołnierzom na barykadzie, ci z niego kpią („przysłali nam posiłki, szkoda, że koszerne”) i serwują dowcipy o Żydach. Gdy jednak Leoś przyprowadza na barykadę prześladowanego wcześniej przez Polaków żydowskiego zegarmistrza, który znów odpłaca dobrem za zło i naprawia działko Boforsa - dzięki czemu udaje się odeprzeć szturm Sowietów – a następnie ryzykując życiem chłopiec dostarcza żołnierzom wodę i w końcu sam niszczy trzy sowieckie czołgi - zostaje bohaterem. I jest nim do samego końca, do ostatnich chwil... Wychodzący z kina widz – zapewne będą to setki tysięcy młodych, nieświadomych faktów historycznych, widzów, bo, niestety, nie mam wątpliwości, że na ten film szkoły ruszą do kin falami – wróci do domu z przekonaniem, że być Polakiem, to naprawdę wielki wstyd i w ogóle fatalna sprawa, szkoda nawet słów, a już zwłaszcza w kontrapunkcie do Żydów, narodu ludzi dobrych, szlachetnych i dzielnych. Nie wiem, na ile takie przesłanie było świadomym zamysłem twórców, a na ile tak im po prostu wyszło, ale tak to właśnie wygląda – jednym słowem kolejny antypolski film za polskie pieniądze (finansowanie PISF), do tego w warstwie manipulacyjnej znacznie bardziej niebezpieczny od ścieku Smarzowskiego „Wesele 2”, bo zdecydowanie mniej toporny, opatrzony niezłą muzyką i elementami, które mogą się podobać (np. niektóre sceny batalistyczne), a więc - niestety - mający większa szansę trafić do szerszej publiczności. Mówiąc szczerze nie wierzę, że antypolska-prożydowska wymowa „Grodna 39”, to przypadek, z jednego prostego powodu – bo żyję na tym świecie dość, by wiedzieć, że w tym temacie i w ogóle w takich sprawach przypadków nie ma i nigdy nie było. A gdybym miał w tej sprawie jeszcze jakieś wątpliwości, musiałbym je stracić po spointowaniu przez autorów ważnych scen. Jest bowiem w tym filmie jedna lub dwie sceny, które znającemu fakty historyczne widzowi, na zasadzie światełka w tunelu, na jedną maleńką chwilkę, przywracają nadzieję w uczciwość twórców. Chodzi o sytuację, w której Żydzi, w tym brat Leosia, szykują się do walki, i to nie z Sowietami, a z polskimi żołnierzami. Nadzieja ta jednak szybko znika, niczym mydlana bańka, a światełko w tunelu staje się światłami pędzącej na nas lokomotywy, gdy okazuje się, że to nie tyle Żydzi zdradzili, co po prostu… komuniści i sowieccy dywersanci – wszystko to pokazane niejasno i zamazane, jakby twórcy rozumieli, że ominąć tego wątku nie sposób, ale zarazem obawiali się pokazać go w prawdzie, by nie narazić się wiadomo komu. Ostatecznym już domknięciem i odarciem ze złudzeni są napisy końcowe, wyjaśniające - by i tak urobionemu już przekazem widzowi nie pozostawić najmniejszych wątpliwości – że wkraczający do Polski Sowieci rozjeżdżali czołgami (bo szkoda im było kul) wszystkich mieszkańców Polski, bez względu na narodowość. Tak więc Żydzi i Polacy ramię w ramię bronili Polski przed nawałą bolszewicką ze wschodu i choć ci pierwsi byli wcześniej prześladowani przez tych drugich, nie zważali na to – bo tacy to dobrzy byli ludzie. Piękne – tyle, że całkowicie nieprawdziwe. Jak bowiem było naprawdę? Pokazujemy to w blokowanym przez Żydów filmie, po którym zniszczono nasz kanał na you tube, i w trylogii „Powrót do Jedwabnego”, gdzie - docierając do archiwów, o których nikt już nie pamięta, okrytych kurzem pamiętników i wspomnień, parafialnych kronik i żyjących wciąż jeszcze świadków historii, których zostało już tak niewielu – odtworzyć historię prawdziwą. W książce „Powrót do Jedwabnego 2” zamieściliśmy m.in. te fakty, fragmenty pamiętników i dokumenty, które odnoszą się do wydarzeń z września 1939 z Grodna i okolic. Oto one:

„Na dobre zaczęło się 17 września 1939, w dniu wkroczenia Sowietów do Polski, ale natężenie dywersji pokazuje, że przygotowania do wbicia noża w plecy polskim żołnierzom i polskim sąsiadom musiały zacząć się dużo wcześniej. Po wielu tygodniach analiz zebranego materiału dokonaliśmy z Tomkiem Budzyńskim, majorem ABW i byłym szefem delegatury tej służby w Lublinie, a w cywilu historykiem – kompleksowej analizy. Całość przypominała tło, które stopniowo wypełnialiśmy szczegółami. To były raczej pojedyncze obrazy, niż dłuższe sceny, ale i tak unaoczniły nam skalę zdrady i pozwoliły dokonać zapisu wydarzeń. 17 września 1939 o 2 w nocy Wacław Grzybowski, szef polskiej misji dyplomatycznej w Rosji, notuje: „Potiomkin, zastępca Mołotowa chciał mi doręczyć oficjalną notę, której nie przyjąłem. Powiedział mi brutalnie, że rząd polski i Naczelny Wódz uciekli do Rumunii i że Polska jest zajęta przez wojska niemieckie. Dla ratowania Białorusinów i Ukraińców wojska sowieckie wkraczają dziś, 17 września 1939 , o godz. 4 rano do Polski. Odpowiedziałem mu, że jest to jednostronny i samowolny akt rządu sowieckiego w stosunku do Polski, z którą ma pakt o nieagresji, wciąż obowiązujący tak rząd sowiecki, jak i rząd polski. Potiomkin odpowiedział, że rząd polski nie istnieje, nie istnieje więc i pakt i polscy dyplomaci. Od tej chwili nie przysługują Polakom tytuły dyplomatów. Jest po prostu grupa Polaków zamieszkałych w Sowieckiej Rosji, którzy za czyny niezgodne z prawodawstwem sowieckim będą sądzeni przez sądy sowieckie. Z oburzeniem odrzuciłem samowolne pozbawienie nas przywilejów dyplomatycznych i oświadczyłem mu na odchodnym, że dziś jeszcze wniosę protest na ręce Dziekana Korpusu Dyplomatycznego i przez niego zażądam od Narkomindiełu wydania nam, polskim dyplomatom, wiz wyjazdowych ze Związku Sowieckiego”. Około 3.00 jednostki Armii Czerwonej znajdują się na pozycjach wyjściowych, czekają na sygnał do ataku. Tuż przed 5.00 ruszają, mając przed sobą właściwie bezbronną, bo ogarniętą niemiecką inwazją Polskę. Prawie pół miliona żołnierzy zgrupowanych w dwóch frontach Białoruskim i Ukraińskim, przekracza polską granicę, której strzeże siedemnaście batalionów i sześć szwadronów Korpusu Ochrony Pogranicza, wypełnionego w znacznej części rezerwistami. Do tego kilka innych oddziałów – siła, która nie ma szans powstrzymać fali. Następujące jedne po drugich dramatyczne wydarzenia, to dla wojskowych test nie tyle nawet bojowej zdolności, bo wobec sowieckiego ciosu w plecy wynik tej wojny jest już przesadzony, co determinacji i honoru. Dla cywilnych mieszkańców wschodniej Polski – to test lojalności. Ten pierwszy, sprowadzony do słów Gloria Victis, drugi – w wielu przypadkach sprowadza się do jednego tylko słowa: zdrada. Natychmiast po wkroczeniu Sowietów Żydzi przyłączają się do najeźdźców. Pełnią rolę przewodników. Przyodziani w czerwone opaski na ramieniu prowadzą całe grupy czołgów. Na spotkanie jednej z takich grup wychodzi zwiad szwadronu Korpusu Ochrony Pogranicza „Krasne”, który napotyka sowieckich czołgistów. Ułan Sawicki bez namysłu strzela i zabija jednego z nich. Trafiony serią z broni maszynowej ginie na miejscu. Sowiecki czołg rozjeżdża nieżyjącego już żołnierza manewrując tak, by nie został po nim nawet najmniejszy ślad. Potem, przez długie tygodnie, matka Sawickiego będzie przychodzić w to miejsce i brać ziemię do woreczków, z której utworzy mogiłę. Jedna z wielu zapomnianych historii, zapisanych w okrytym kurzem rejestrze. W tamtym czasie było wiele takich historii. Trwająca od siedemnastu dni na zachodzie, północy i południu wojna z Niemcami wykrwawia i dramatycznie osłabia państwo polskie. Do 17 września jednak mieszkający na wschodnich rubieżach kraju Białorusini, Ukraińcy i Żydzi nie ujawniają wrogich zamiarów. Jeszcze mają obawy, jeszcze się przypatrują, czekają na odpowiedni moment. Agresja Sowietów 17 września, to jakby sygnał do zrzucenia masek. Tłumy Żydów wychodzą naprzeciw Armii Czerwonej. Wilno, Grodno, Sokółka, Bielsk Podlaski, Augustów, Biała Podlaska, Jedwabne, Siemiatycze, dziesiątki innych miast i miasteczek – wszędzie powitania Sowietów czerwonymi flagami i bramami z kwiatów. Na kwiatach się jednak nie kończy. Ukraińcy i Żydzi otwarcie występują przeciwko resztkom Wojska Polskiego i polskiej ludności cywilnej. Halina Balcerak, dziesięcioletnia dziewczynka, która mieszkała w przygranicznym Dziśnie, napisze we wspomnieniach o ogromnej radości Żydów i jeszcze większej rozpaczy Polaków. Żydzi w Dziśnie gromadzą się w centrum miasteczka, w Alei Józefa Poniatowskiego – z pochodniami. Na rynku niszczą popiersie Marszałka Józefa Piłsudskiego, do Polaków odnoszą się z pogardą i nienawiścią. Nazajutrz żaden z nich nie będzie miał wstępu do żydowskich sklepów – te będą otwarte tylko dla Żydów i Rosjan. Historia Dzisny – to historia wielu polskich miast, miasteczek i wsi, bo podobne sceny mają miejsce na całym polsko-radzieckim pograniczu. Z każdym kolejnym dniem jest coraz gorzej. Żydowska „milicja” wspiera Sowietów w walce z Polakami o Pińsk, potem dokonuje aresztowań, niejednokrotnie mordując na miejscu bezbronnych polskich jeńców. To o takich dramatycznych wydarzeniach generał Stefan Grot-Rowecki napisze do Londynu: „Ujawniło się, że ogół żydowski we wszystkich miejscowościach, a już szczególnie na Wołyniu, Polesiu i Podlasiu zorganizował samorzutnie rewkomy i czerwoną milicję, że po wkroczeniu bolszewików rzucił się z całą furią na urzędy polskie, urządzał masowe samosądy nad funkcjonariuszami państwa polskiego, działaczami polskimi, masowo wyłapując ich jako antysemitów i oddając na łup przybranych w czerwone kokardy mętów społecznych”. Prosowieckie grupy dywersyjne opanowują kolejne stacje na ważnej strategicznie trasie kolejowej Brześć – Pińsk: Antopol, Drohiczyn Poleski, Janów Poleski Horodec. Bojówki żydowskie ujawniają się też w Białymstoku, Brześciu, Wilnie, Baranowiczach, Michałowie i Wiźnie. Żydowscy zdrajcy otrzymują wsparcie grup komunistów, białoruskich i ukraińskich. Dochodzi też do co najmniej dziewięciu przypadków desantu – zrzutów spadochronowych, które mają doprowadzić do ostatecznej destabilizacji słabnącej polskiej obrony. Morderstwa na cywilach są już właściwie normą, na porządku dziennym. Zbrodnie Żydów na bezbronnej ludności staną się aktem męczeństwa podobnym do tego, jakiego kilka lat później doświadczą Polacy na Wołyniu ze strony Ukraińców. W najtrudniejszym położeniu znajdują się majętni Polacy mieszkający na wsiach, w oddaleniu od zabudowań miejskich. „Rżnąć polskich panów” – to hasło, które staje się sygnałem do gwałtów i zbrodni. W Brzostowicy Małej uzbrojona w noże i siekiery banda pod przewodnictwem Żyda Zusko Ajzika zajmuje dwór miejscowych ziemian, których Żydzi mordują razem z innymi schwytanymi w okolicy Polakami. Przed śmiercią związują ofiarom ręce, biją kijami, zmuszają do zjedzenia wapna, na koniec zakopują – żywcem! Sparaliżowaną hrabinę Wołkowicką na miejsce rzezi ciągną za włosy. Nim zginie, z rozkazu Motela Zhaka – który współkieruje komitetem rewolucyjnym – doświadczy piekła tortur. Podobnie jak hrabia Antoni Wołkowicki, jego żona Ludwika, pułkownik Zygmunt Wojnicz-Sianożęcki, miejscowy wójt, sekretarz gminy, nauczyciel, listonosz i pięćdziesięciu innych pomordowanych. W niewielkim miasteczku w powiecie Wołkowyskim – Świsłoczy banda żydowsko-ukraińska bestialsko morduje trzech polskich policjantów na oczach ich rodzin. Do kolejnych zbrodni Żydów na Polakach dochodzi w gminie Żydomla, gdzie oprawcy zabijają ofiary siekierami, młotami, nożami. Powszechnym zjawiskiem są ataki na szlacheckie dwory. W Łęczówce, opodal Podhajców, miejscowego ziemianina przywiązują do słupa, potem dosłownie obdzierają go ze skóry. Dogorywającego zmuszają do oglądania egzekucji całej rodziny. Do zorganizowanej dywersji dochodzi w grodzieńskim miasteczku Sidel, w którym polska ludność przed wybuchem wojny ufundowała 76 Pułkowi Piechoty z Grodna ciężki karabin maszynowy. Okoliczni Żydzi i Białorusini w liczbie trzystu atakują z zaskoczenia, aresztując żołnierzy i policjantów. Na wieść o napadzie z Grodna zostaje wysłana do Skidla ekspedycja karna, żołnierze i niewielki oddział pomocniczy złożony z piętnastu funkcjonariuszy policji i straży leśnej. Polacy ruszają do ataku. Przerażeni buntownicy uciekają, część kryje się po piwnicach, inni szukają schronienia w okolicznych lasach. Jeńcy zostają uwolnieni – ale radość jest krótka, bo niebawem przybywają sowieckie czołgi. Po kilkugodzinnej walce, atakowani przez Sowietów i ostrzeliwani przez Żydów, Polacy, pozostawiając czterdziestu poległych, wycofują się do Grodna. To kolejne miasto, które znajdzie się na mapie sowieckiej – wspieranej przez Żydów – agresji. Przed wojną w Grodnie stacjonował jeden z silniejszych garnizonów Wojska Polskiego, jednak tuż przed wybuchem wojny część żołnierzy wysłano do rejonu koncentracji Armii „Prusy”, a potem, na początku września, większość pozostałych skierowano do obrony Lwowa. W tej sytuacji, zaatakowane przez wielokrotnie liczniejsze odziały sowieckie, wspierane przez żydowskie grupy dywersyjne miasto nie broni się długo, raptem kilka dni. Ale sam fakt, że się broni, wywołuje wściekłość napastników. Sporządzenie listy osób, które mają zostać ukarane Sowieci zostawiają Żydom. Ci wpisują na listę śmierci sto trzydzieści osób. Następnego dnia wszyscy zostają rozstrzelani. Kolejny cel to Wilno. Na chwilę przed rozpoczęciem walk o to miasto mają miejsce wzruszające wydarzenia. Na Cmentarzu na Rossie – jednym z czterech polskich nekropolii narodowych, gdzie pochowano serce Marszałka Piłsudskiego. 17 września całe Wilno żyje komunikatem nadanym przez radio: „dziś o świcie Armia Sowiecka przekroczyła granicę. Jak donoszą z posterunków, bolszewicy osiągnęli już starą linię demarkacyjną z 1920. Nieznane są ich zamiary”. Nazajutrz nad cmentarzem pojawiają się samoloty – PWS-26 oraz RWD popularnie zwane „erwudziakami” – by oddać hołd Marszałkowi. Przelatują tak nisko, że niemal zahaczają o gałęzie drzew nad cmentarzem. Po południu na Rossie pojawia się oddział Legii Oficerskiej, by złożyć „ostatni meldunek”. Jak opisał ten wieczór jeden z oficerów „późnym wieczorem z oddali dochodziły już strzały artyleryjskie, ale na samym cmentarzu panowała jeszcze względna cisza. Kapitan Bohatyrewicz przed płytą nagrobną Marszałka zakomenderował: „ostatnia warta honorowa przy grobie serca Marszałka Piłsudskiego i jego matki”. Niedługo potem ruszono do walki z Sowietami – i wspierającymi ich Żydami. Jeden żydowskich agresorów opisuje je tak: „Wielki ciężar został zdjęty z serca ludzi. Nie jest łatwo opisać emocje jakie ogarnęły mnie, kiedy zobaczyłem rosyjski czołg na ulicy naprzeciwko naszej bramy, obsługiwany przez młodych uśmiechniętych ludzi z czerwonymi gwiazdami na czapkach. Tłum zebrał się wokół stojących pojazdów; ktoś krzyknął: Niech żyje władza sowiecka” i wszyscy zaczęli klaskać. Niewielu nie-Żydów można było zauważyć w tłumie. To w większości Żydzi wyrażali publicznie swój entuzjazm”. Inna relacja, polska: „Wśród tłumu dotarłem obok ratusza. Witano Krasną Armię w całej okazałości i z całą okazałością. Szczypałem się od czasu do czasu, by się przekonać czy jestem przytomny. Ciągle podejrzewałem, że to koszmarny sen. Tyle krzyków radosnych, wiwatów na cześć Stalina, Woroszyłowa, Mołotowa, Krasnej armii nie słyszałem nigdzie i nigdy. Cały ten entuzjazm wywołali Żydzi. Nie było chyba organizacji żydowskiej, która by nie miała swych powitalnych przedstawicieli. Krzykom i wiwatom nie było końca. Żydóweczki były bezkonkurencyjne”. Wszystkie te wydarzenia to początek kooperacji Sowietów i Żydów. Od tego momentu Żydzi przejmują stanowiska w administracji. Setki stanowisk, są wszędzie. Opisuje to żydowski historyk Dov Levin: „W tym czasie w sowieckiej administracji wojskowej panowało przekonanie, że mniejszość żydowska była jednym z najbardziej oddanych środowisk. Było to szczególnie prawdziwe we wschodniej Polsce, gdzie władze sowieckie nie miały czasu na odpowiednie przygotowanie do nowej sytuacji z powodu szaleńczego tempa wydarzeń na jesieni 1939 roku. Żydzi byli widoczni we wszystkich gałęziach administracji państwowej w czasie, kiedy reżim sowiecki umacniał się przed oficjalną aneksją Zachodniej Ukrainy i Zachodniej Białorusi w listopadzie 1939 roku. (…) Ukształtowała się wówczas nowa żydowska elita, złożona z urzędników i zwolenników nowej władzy. Jej członkami byli ludzie, którzy do nadejścia Armii Czerwonej znajdowali się na marginesie żydowskiego życia publicznego”. Przyszły generał Nikodem Sulik walczący u boku generała Władysława Andersa zanotował: „Żydzi są dla NKWD nieocenionym wprost biczem przeciw ludności polskiej”. Zastanawiające, skąd bierze się tak chętny stosunek Żydów do wymazania Polski z mapy świata. To nie wynik sympatii do Sowietów – o nie. Zbyt wielu, zbyt dobrze pamięta rok 1920, przesuwający się front i okrucieństwa bolszewików. To chłodna kalkulacja i zakorzeniona nienawiść do tego, co polskie. Postawione w Pabianicach i w Łodzi bramy z kwiatów i wiwaty tysięcy Żydów – na część wkraczających Niemców to efekt obu tych czynników. Podobnie Żydzi witają komisje niemieckie przybywające do Lwowa, Włodzimierza, Brześcia. Żydzi wiwatują na cześć Hitlera, krzyczą: „niech żyje Hitler”. Podobnie w Międzyrzecu Koreckim – wkraczający Niemcy zastają powitalną bramę i suto zastawione stoły. Mieszkaniec Miedzyrzeca Julian Jamróz, we wspomnieniach pisze: byłem znowu na rynku i widziałem, z jakim entuzjazmem Żydzi witali Niemców. Ci zbaranieli, byli zdziwieni i wściekli. Oficerowie zaczęli bić po twarzach i kopać starszyznę żydowską, a żołnierze wywracać przygotowane stoły”. Kto zna taką historię?

Przytoczone fakty, to ledwie drobny fragment bezmiaru tragedii Września na wschodzie Polski, opowieści o żydowskiej zdradzie i opisów prawdziwych wydarzeń z Grodna i okolic z 39. Jak w tej sytuacji przeciwstawiać się kłamstwu zawartemu w takich obrazach – realizowanych za pieniądze Polaków (!!!) – jak „Orlęta. Grodno 39”? To trudne, wręcz rozpaczliwie beznadziejne. Bo dysproporcja sił olbrzymia, bo potęga żydowskich wpływów i pieniędzy na świecie, bo w kraju kolejne rządy - i także ten rząd - sprzyjają kłamcom, bo władze IPN tchórzliwe i jak ognia, boją się dotykać tej części historii - w prawdzie, bo Fundacja Narodowa, dysponująca setkami milionów ze spółek Skarbu Państwu przez wiele lat swojej działalności nie zrobiła absolutnie nic, by pokazać prawdę o relacjach polsko-żydowskich, bo takie filmy jak „Powrót do Jedwabnego” realizowane za skromne pieniądze i powstające tylko i wyłącznie dzięki wsparciu zwykłych ludzi miast być pokazywane w każdej szkole, są wściekle atakowane i spychane do katakumb. To wszystko prawda. A jednak to, że tak jest, nie oznacza, że tak być musi - i na pewno nie oznacza, że mamy milczeć. Ze swojej strony robimy, co możemy - i dlatego w geście protestu przeciwko kolejnemu antypolskiemu kłamstwu zrealizowanemu za polskie pieniądze, do każdego zamówienia złożonego na naszym Sklepie na stronie Sumlinski.pl, począwszy od dziś aż do końca września, będziemy załączać książkę „Powrót do Jedwabnego 2”, której fragment powyżej – będzie to nasz prezent. Być może ktoś – najpewniej ktoś, kto sam zrobi niewiele, albo nic - powie, że to mało, być może ktoś inny doda – ktoś, kto wysili się na ironię czy złośliwość - że robimy to, bo pewnie nam zalega (jest dokładnie odwrotnie) - ale nic to. Wierząc, że nie wolno poddawać się nigdy, bo zawsze może zdarzyć się wszystko i że kropla draży skałę, a cierpliwy ugotuje kamienie na miękko, w dobie tego, co dzieje się wokół - wszechwładnego kłamstwa i zbierających się zewsząd czarnych chmur – rozumiemy też, że nie wolno stać z założonymi rękami, a każdy powinien zrobić tyle, ile może, na miarę swoich sił i możliwości: dla naszych przodków, nas samych i tych, którzy są po nas, dla pokolenia naszych dzieci. Bo jeżeli nie my zadbamy o fundamentalne sprawy, do których należy prawda o przeszłości, która, niestety, lub się powtarzać i nie ma końca w naszej teraźniejszości – to kto? Sumlinski.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo