Wojciech Sumlinski Wojciech Sumlinski
4132
BLOG

Żydowsko - niemiecka hucpa

Wojciech Sumlinski Wojciech Sumlinski Polityka historyczna Obserwuj temat Obserwuj notkę 68

Zdjęcie piłkarzy Izraela przed meczem z Polską na Stadionie Narodowym w Warszawie pod - jak podpisano - "Pomnikiem Powstania Warszawskiego", w rzeczywistości wykonano pod warszawskim Pomnikiem Bohaterów Getta. I tylko ktoś naprawdę bardzo naiwny mógłby pomyśleć, że opatrzenie takiego zdjęcia takim właśnie napisem jest pomyłką, ta bowiem narracja funkcjonuje od bardzo, bardzo dawna. Po raz pierwszy usłyszałem o tym przed laty od dr Ewy Kurek, która ze zdumieniem słuchała historyjki serwowanej przez jej przyjaciela, Żyda - nauczyciela w Izraelu w odpowiedniku polskiego LO - jak to jego ojciec walczył w Powstaniu Warszawskim. - O, to Twój ojciec walczył w AK? - spytała zaskoczona. - W żadnym AK - padła odpowiedź. - Mój ojciec walczył w Powstaniu Warszawskim. W Getcie - dodał tonem zaskoczenia, że trzeba takie rzeczy doprecyzowywać. Słowo do słowa i okazało się, że dla owego nieszczęśnika, który - jeśli wierzyć relacji Ewy Kurek, a nie mam podstaw, by jej nie wierzyć, zwłaszcza, że później podobne relacje poznawałem z wielu innych źródeł - Powstanie w Getcie było po prostu Powstaniem Warszawskim i nieszczęsny ów człowiek mówił to, co mówił, z absolutnym przekonaniem, w tzw. "dobrej wierze", jakby naprawdę w to wierzył i jakby stanowiło to oczywistą oczywistość. Jakim cudem "zgubił" czas pomiędzy kwietniem 1943, kiedy miało miejsce powstanie w Getcie, a sierpniem 1944, gdy wybuchło Powstanie Warszawskie, nie bardzo wiadomo - ale wiadomo, że nie takie brednie da się przeforsować, jako "prawdy stanowiące "oczywistą oczywistość", przy odpowiedniej dawce nakładów i konsekwencji. A przecież rozmówca Ewy Kurek nie był to żadnym półanalfebetą, debilem czy dziwakiem, który pół wieku mieszkał pod lodem i nie wiedział, na jakim świecie żyje - było dokładnie odwrotnie: należał do intelektualnej elity żydowskiej i był wychowawcą izraelskiej młodzieży, z tytułem profesora. - Gdy słuchałam takiej narracji po raz pierwszy, nie wierzyłam własnym uszom - relacjonowała mi Ewa Kurek. - I dopiero jakiś czas później, gdy podobne brednie padały w dziesiątkach innych przekazów i moich rozmów, od Tel Awiwu po Nowy Jork, zrozumiałam, że taki przekaz, to nie żaden nieświadomy błąd, a po prostu element świadomej narracji, ogniwo w łańcuchu zdarzeń, które nie znalazło się w tym łańcuchu przypadkiem. Chodziło i wciąż chodzi po prostu o to, by przekaz był spójny i jednotorowy: Żydzi z "nazistami" (sic!) walczyli - Polacy z nimi kolaborowali. Fakty są takie, że bez względu na to, jak bardzo nam się to nie podoba, musimy mieć świadomość, iż taki właśnie przekaz zaczyna w świecie dominować, o co zadbali pospołu i Żydzi - którzy konsekwentnie dążą do bandyckiego wyłudzenia od Polski nienależnych im roszczeń za rzekomy polski nazizm i rzekomą grabież - i Niemcy - którzy skutecznie "odcięli się" od swoich zbrodni, jakich nie znał wcześniej świat, wprowadzając narrację o nazistach z nieistniejącego państwa "Nazizja " (vide ostatnia brednia Angeli Merkel - jedna z tysięcy tego typu forsowanych przez naszych zachodnich sąsiadów - przy okazji rocznicy lądowania aliantów w Normandii o "wyzwoleniu Niemców od nazistów"). Tak więc żydowsko - niemiecka hucpa trwa w najlepsze, przy milczącej postawie lub w najlepszym razie spolegliwej postawie polskich władz (gdzie np. dementi w sprawie podpisu pod zdjęciem piłkarskiej reprezentacji Izraela i co działoby się - jaki byłby wrzask - gdyby podobnie prowokacyjną postawę zademonstrowała polska reprezentacja w Izraelu?) i w tym aspekcie jako element farsy - swoistej "wisienki na torcie" - postrzegam oddelegowanie do czekającego nas dziś piłkarskiego spotkania pomiędzy Polską i Izraelem sędziego z Niemiec. W tym kontekście, w kontekście prowokacji izraelskiej reprezentacji i w ogóle w kontekście całokształtu relacji polsko - żydowskich czekające nas spotkanie piłkarskie zapowiada się równie "ciekawie", jak pamiętny mecz Polska - Związek Radziecki z 1957, gdzie wydarzenie sportowe zostało jednak mocno obciążone pozasportową otoczką, choć oczywiście wszyscy decydenci zaklinali rzeczywistość, udając, że takiej otoczki nie ma. Jak będzie teraz i co wydarzy się na boisku (chciałbym się mylić, ale nie spodziewam się, niestety, by ze strony niemiecko - izraelskiej dominował duch "fair play"), czas pokaże. Tak jednak czy inaczej, jedno przynajmniej nie ulega wątpliwości: o prawdę historyczną - i zresztą nie tylko historyczną - dotycząca naszego kraju musimy zadbać sami, bo nikt inny za nas tego nie zrobi. To bardzo ważne. Jeżeli nawet nie z innych powodów, to choćby dlatego, że naród, który zapomni o swojej przeszłości, ryzykuje jej powtórzenie. Tylko tyle i aż tyle.                                                                       Wojciech Sumliński sumlinski.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka