"Odpowiadam za to co powiedziałem,  a nie za to, co zrozumiałeś" Czyżby? /ElMalchico
"Odpowiadam za to co powiedziałem, a nie za to, co zrozumiałeś" Czyżby? /ElMalchico
ElMalchico ElMalchico
408
BLOG

Zagłada domu Cavendish-ów.

ElMalchico ElMalchico Sztuka Obserwuj temat Obserwuj notkę 7

Słynny banan na ścianie to kompozycja Maurizio Cattelana, włoskiego artysty-kontestatora, w którego artystycznej biografii pojawia się również wątek polski. Jego słynną rzeźbę "La nona ora", przedstawiajacą Jana Pawła II przygniecionego wielkim meteorytem, zniszczył Witold Tomczak, poseł na sejm III kadencji z ramienia ZChN (w ostatnich wyborach reprezentował chyba Konfederację)

Dygresja. Całe lata temu w polskim parlamencie funkcjonowała partia ZChN, formacja złowrogich kato-talibów, manifestujących swe przywiązanie do swojego pojmowania wiary katolickiej i tak zwanych wartości narodowych. W szeregach formacji zasiadały tuzy pokroju Ryśka Czarneckiego, wędrownego kondotiera, który z niejednego partyjnego pieca diety pobierał, obecnie zagończyka PiS.
Innym wielkim w ZChN był Wiesława Chrzanowski - wieloletni TW Służby Bezpieczeństwa, złamany całe lata przed okrągłym stołem i trzymany w szachu swą teczką, gorący orędownik zaprzestania lustracji. Na mieście mówią, że to dzięki niemu nie doszło do wyjaśnienia afery FOZZ czy Art B. Kiedyś to były afery panie, nie to co teraz.
W jednej ławie poselskiej zasiadał z nimi jurny Stefan Niesiołowski, debiutujący jako inkwizytor-amator, zgłoszeniem do prokuratury nie kogo innego jak Pawła Kukiza (a jakże, a jakże) za popełnienie przestępstwa z artykułu 196 kk. "Obrażanie uczuć religijnych innych osób. Dz.U.2019.0.1950 t.j. - Ustawa z dnia 6 czerwca 1997 r. - Kodeks karny. Kto obraża uczucia religijne innych osób, znieważając publicznie przedmiot czci religijnej lub miejsce przeznaczone do publicznego wykonywania obrzędów religijnych, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2." Podejrzany miał naruszyć uczucia religijne posła swą interpretacją pieśni kościelnej incipit: "Pan Jezus już się zbliża". Utwór zafunkcjonował pod tytułem "ZChN zbliża się" i zaczynał się od słynnych słów: "Ksiądz proboszcz już się zbliża...", a kończy się sceną rozjechania kota i skasowaniem nowej Toyoty przez nawalonego w sztok duchownego.


Innym wielkim ZChN-owcem był Marek Jurek, bardzo przytomny i ideowy człowiek, na którego lewactwo wylało jezioro szamba, oskarżając go o oszołomstwo, manifestujące się optowaniem za koronowanie Jezusa na króla Polski. W zasadzie całość jego poglądów sprowadzono li tylko do tego jednego pomysłu. Za co do dzisiaj odpłaca się soczystym batożeniem z mównicy parlamentu europejskiego, ciesząc się poparciem Ordo Iuris.


Członkowie tej partii nie rozpłynęli się we mgle. Znaczna ich część zasiliła szeregi ugrupowań, wchodzących w skład Prawa i Sprawiedliwości. Tak na marginesie. Każdy, kto pamięta czasy ich rządów, nie odmówi racji autorowi niniejszego tekstu: chłopaki ostro przeginali i zrobili dla zniechęcenia ludzi do religii i kościoła więcej niż ostatnich pięciu pierwszych sekretarzy PZPR (partia komunistyczna w Polsce - dla gimbazy, która nie uważała na historii).


Po pierwsze, już opisane powyżej akcje, takie jak ściganie muzyków rockowych za muzykę (Paweł Kukiz, Kazik Staszewski "coście skur* uczynili z tą krainą" - też zabolało) musiały przełożyć się negatywnie na poparcie wśród młodzieży.


Po drugie: wprowadzenie lekcji religii do szkół, a zwłaszcza okoliczności z wynagradzaniem katechetów i nadanie im licznych przywilejów. Otóż na początku mowa była, że do szkół wejdą duchowni z misją krzewienia wiary wśród młodzieży. Młodzieży - dodajmy na marginesie - wierzącej nie tylko w dogmaty wiary, ale również w to, że Kościół stoi w twardej opozycji do komunizmu, a bycie pobożnym to manifest bycia polskim patriotą. Misja, jak to misja, miała być w gratisie. Wtedy jakaś mądra głowa, chcąca się przypodobać, wpadła na pomysł, że przecież nie ma w Polsce pojęcia "praca społeczna", gdyż prawo do wynagrodzenia to prawo niezbywalne i coś takiego jak praca za darmo nie ma prawa istnieć w ojczyźnie wolnej. Nieco cachnęli się nauczyciele, zmuszani całymi latami do społecznego prowadzenia tzw. kół zainteresowań. Z miejsca zaroiło się w szkołach od "czarnych sukni" - jak, wzorem lektur Karola Maya, nazywaliśmy duchownych. Kadra nauczycielska, wychowana w komunizmie, powinność swej służby znała i tak jak kiedyś padała plackiem przed każdym czerwonym kacykiem z komitetu partii, tak teraz całowała w pierścień dowolnego nosiciela sutanny.

Z własnych wspomnień przywołać mogę epizod. Do naszej szkoły przyszedł młody ksiądz. Taki fajny. Wysportowany, równiacha, w piłkę pokopał, papieroska zapalił itp. Pochwalił się dyrektorowi, że lubi ćwiczyć, ale nie ma czasu chodzić na siłownię. Co się stało? Na najbliższej godzinie wychowawczej dwie klasy zaniosły na plebanię ławeczkę do wyciskania leżąc, sztangę olimpijską wraz z około 150 kg obciążenia i zestaw hantli. Okazało się, że to wszystko leżało w magazynku od lat, ale dyrowi nie chciało się robić siłowni.


To tylko przykład, ale ilustrował zjawisko. Cały aparat represji urzędniczo-administracyjnej wykonał zwrot i padł na kolana. Nauczycielki rosyjskiego, kiedyś tropiące uciekinierów z pochodów pierwszomajowych, teraz brutalnie ścigały uciekinierów z wiosennych rekolekcji. Urzędnicy ustawiali się w kolejki pod plebaniami. Wszystko musiało odbywać się w asyście duchownych, a każda kropelka wody ze świętego wodomierza musiała być słono opłacona. Największe dramaty rozgrywały się na prowincji, gdzie ziarna pychy (grzech główny nr 1) padły na podatny grunt carsko-feudalnej mentalności pokłonnej przed wielkimi. Wszelka władza deprawuje. Czemuż zatem odrzucać dary lokalnych notabli?

Małolat ma to do siebie, że jeszcze nie zna się na zawieraniu trudnych kompromisów z życiem. Jak coś śmierdzi, to śmierdzi. Bardzo często słyszy wtedy diagnozę, potwierdzającą prawidłowy rozwój: "Nie pyskuj" okraszone obrzydliwym, kołtuńskim "Pokorne ciele dwie matki ssie". Nie byłem cielęciem. Byłem zbuntowanym kłębkiem hormonów i gniewu. Dlatego w wieku piętnastu lat podjąłem decyzję o wystąpieniu z kościoła. Denerwował mnie bardzo. Moja apostazja to była wręcz wrogość. Zacząłem chodzić na lekcje religii z intencją rozbicia ich i zdenerwowania księdza. Metod było wiele. Trudne pytania o celibat, pedofilię, kochanki po parafiach, koperty na kolendę, samochody, świątynie - aż po drwiny ze świętych i dogmatów, za co zazwyczaj wylatywało się za drzwi (wtedy jeszcze można było - dzisiaj to czyn zabroniony prawem, skutkujący pozwem za zaniechanie opieki nad nieletnim powierzonym pieczy). Do tego ci cholerni politycy, klękający przed każdym obrazkiem. I klecha na każdej imprezie. Widziałem wszystkie grzechy czerwonej swołoczy, ubrane w nowe szaty. Nie wiem czy moje doświadczenie było czymś unikalnym. Posunę się do stwierdzenia, że amok chrześcijańsko-narodowy z wczesnych lat 90-tych XX wieku, wyrządził polskiej religijności więcej zła niż poprzednie dziesięciolecia władzy komunistów.

Powiem coś więcej (piszę to jako czterdziestolatek+, wierzący i praktykujący katolik): Papież pod meteorytem, zjechanie duchowieństwa przez jakiegoś artystę, satyryczne i chamskie teksty w "NIE" - odbierało się jako głosy wolności wobec wszechogarniającej katolicyzacji rzeczywistości. Koniec dygresji. Ładna wyszła. Taka nie za mała.

Dzieło banan na ścianie nosiło tytuł "Comedian". Składało się z prostackiego banana, kupionego na straganie, przyklejonego srebrną taśmą naprawczą do ściany. Taki żart ze wszystkiego i wszystkich. Instalacja została wyceniona na 120 tys. dolarów amerykańskich i spokojnie dostawała sobie plamek na ścianie, gdy na teren wystawy wkroczył inny artysta - David Datuma - i ją po prostu zjadł. Wytłumaczył wszystkim, że odegrał głodnego artystę, co zostało mu wybaczone. Cudowne.

Skupmy się na pierwotnej symbolice dzieła i na akcie jego podwójnej "recepcji". Co symbolizuje banana na ścianie? Europo, świecie białego człowieka - kończą się banany. Koniec kolonializmu i żerowania na biedzie trzeciego świata. Można i tak. A może chodziło o wymieranie cavendisha, najpopularniejszej handlowej odmiany banana, zagrożonej chorobą panamską, dziesiątkującą plantacje słodkich owoców? Zupełnie jakby artysta mówił: - Możesz być wszechobecny i popularny, ale nie unikniesz swego przeznaczenia. Co zrobisz człowieku, gdy znikną banany? Żegnaj Gienia! Świat się zmienia.

Oczywiście w grę wchodzi również zagranie w stylu: - Popatrz na siebie kołtunerio z pretensjami do bywania w galeriach sztuki współczesnej. Od ludzi poprzednich epok różni was tylko to, że nie potraficie odróżnić sztuki od banana przyklejonego do ściany taśmą. Otwieracie swoje portfele i płacicie mi równowartość dziesięcioletnich zarobków pracownika plantacji i jego rodziny, za jednego trywialnego banana. Jesteście beznadziejni. No tak. Za wyrafinowane naplucie w twarz warto i trzeba zapłacić. Chwila świadomości warta bywa każdych pieniędzy.


Drugą recepcję dzieła zafundował wszystkim wspomniany Datuma. Jego manifest brzmiał: - A ja jestem artystą w ciele człowieka i jestem k* głodny. I wziął i zjadł świętego banana. "Te psiary święte?" Dopełnieniem performensu mogłaby być defekacja artysty na podłożu równem: wczoraj wisiałeś w galerii - dziś stałeś się... Sami sobie zrymujcie

Odnoszę wrażenie, że to wszystko jakoś się łączy.

ElMalchico
O mnie ElMalchico

Różnie w życiu bywało. Dobra książka, kawa, aktywność fizyczna. Wielbiciel swojej żony. Silna alergia na postęp, afirmację rozpasania i cwaniactwo ubrane w strój liberalizmu.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura