Już w drugiej kolumnie artykułu opublikowanego w "Do Rzeczy" czytamy: "Bezpośrednią inspiracją do przygotowania tekstu były dwie okoliczności: WYJĄTKOWA AKTYWNOŚĆ MEDIALNA PROF. KIEŻUNA, KTÓRĄ UMOŻLIWIŁY MU ZWŁASZCZA PRAWICOWE MEDIA, ORAZ POSTAWA TYCH, KTÓRZY ZNAJĄC PRAWDĘ O JEGO UWIKŁANIU W KONTAKTY Z SB, W DALSZYM CIĄGU KREOWALI JEGO WIZERUNEK BEZ SKAZY, WPROWADZAJĄC W BŁĄD WIELU POLAKÓW SZUKAJĄCYCH IDEAŁU I PRAWDZIWYCH AUTORYTETÓW".
Trzeba przyznać, że szczere - do bólu - postawienie sprawy i mocne "przesłanie"!
Bo oznacza to, ni mniej ni więcej, że gdyby Pan prof. nie zabierał głosu w sprawach publicznych - bardziej czy mniej odległych - to byśmy go nie ruszyli; mógłby spokojnie dokończyć żywota.. Ale, niestety, zabierał głos, i do tego nie chwalił "aktualnie obowiązującej linii partii i Rządu". Tośmy postanowili mu "przyłożyć"!
Czytajcie i słuchajcie wszyscy inni, którzy chcieli by pójść w jego ślady: czeka was taki sam cios i los! Nie bądźcie bezpieczni!
Nie udawajcie autorytetów - autorytety są wyłącznie po naszej, partyjno-rządowej stronie! Nawet nie myślcie, że możecie być autorytetami - to my decydujemy o tym, kto na taki tytuł może zasłuzyć! Amen!
Czekamy na dalszy ciąg. Pamiętają Państwo taką żartobliwą "przeróbkę" znanej piosenki:
"Komu w paszczękę, komu w paszczękę, komu w paszczękę, komu?!".
A co na to "prawdziwe, rządowe autorytety"?
Inne tematy w dziale Rozmaitości