Jaka ona może być? Tylko taka, jaką zaserwują nam wpływowe środowiska w Polsce. Dzisiaj znowu wraca jak bumerang problem nie tylko opisywanych zdarzeń z przeszłości z udziałem osób, które miały wpływ na kształtowanie III RP, ale pytanie, czy w ogóle można to robić. Po ostatniej awanturze o śp. Bronisława Geremka tak właśnie wygląda spór.
Przypomnijmy: Jan Pospieszalski w programie w TVP przytoczył fragmenty dokumentu STASI, który ukazano z kolei w filmie „Towarzysz generał idzie na wojnę”. Źródło znane jest już z wcześniejszych publikacji i takiej wrzawy nigdy nie spowodowało. Zapisana została w nim rozmowa, jaką odbył Stanisław Ciosek z Bronisławem Geremkiem na kilka tygodni przed wprowadzeniem stanu wojennego w Polsce. Doradca „Solidarności” przekazał w niej swoją wizję związku zawodowego, którego nieuchronnie – według niego – dotknie pacyfikacja i trzeba będzie go budować od nowa. Ani dowodu na zdradę w tym nie ma, ani żadnego opluwania kogokolwiek. Tymczasem po audycji podniosło się gromkie larum. Środowiska, w których działał niegdyś zmarły Bronisław Geremek, rozdzierają szaty nad tym, jak można szargać autorytety, mit pięknej „Solidarności” i pisać historię na nowo.
Dzisiaj jakakolwiek dyskusja nad trudnymi kwestiami historii najnowszej jest niemożliwa. Szkodzi głównie strona, której głoszone poglądy utrudniają w jakimkolwiek stopniu prowadzenie badań. Już samo poddanie źródła pod publiczne dywagacje jest zbrodnią i opluwaniem zasłużonych. A czy Ci zasłużeni nie mieli w życiu ciemnych kart? Czy liczą się tylko te jasne? W dodatku mówimy tu o rzetelnej pracy historyka. Można przejść do porządku dziennego nad dyrdymałami takich znawców, jak Monika Olejnik, która nic a nic nie rozumie z ustaleń Cenckiewicza i Gontarczyka ws. działań SB wokół Lecha Wałęsy w latach osiemdziesiątych, ale z niedowierzaniem obserwuję głosy znanych historyków, którzy zamienili rzetelność, uczciwość i etos zawodu na środowiskowe profity. Jeden z warszawskich badaczy, który właśnie przygotowuje hagiografię KOR-u, krytykował niegdyś swoich kolegów po fachu w mediach za korzystanie ze źródeł tajnej policji. Zapomniał tylko, że w swoich pracach też z nich korzystał, bo to zupełnie podstawowa rzecz dla poznania realiów epoki PRL-owskiej.
Po sprawie Geremka mieliśmy do czynienia z kolejnym charakterystycznym przykładem, o którym już wzmiankowałem. Pion śledczy IPN w Białymstoku potwierdził ustalenia Cenckiewicza i Gontarczyka o tym, że SB próbowała skompromitować Lecha Wałęsę w 1982 r. w oczach komitetu noblowskiego, przypominając o jego wcześniejszej tajnej współpracy. Media bez chwili zastanowienia obwieściły, że wszystkie dokumenty nt. przywódcy „Solidarności” były sfałszowane. Przeciętny widz, który nie przeczytał publikacji historyków, już wyrobił sobie zdanie. Oświadczenie dr Cenckiewicza na pewno do szerokiego grona nie trafiło.
Jeżeli więc ktoś dziś pisze historię na nowo, to jej bohaterowie przy wsparciu medialnym, tak, by podtrzymać mity, zapewniające spokojną działalność w III RP. Bez zbędnych pytań, trudnych odpowiedzi, tłumaczeń. A że na tym cierpi nauka zwana historią – kogo to obchodzi?
Tekst ukazał się w najnowszej "Warszawskiej Gazecie"
Publicysta i redaktor Salonu24, "Gazety Polskiej", "Gazety Polskiej Codziennie", kiedyś "Dziennika Polskiego" (2009-2011, 2021-2023).
Wszystkie zamieszczone teksty na tym blogu należą do mnie i mogą być kopiowane do użytku publicznego tylko za moją zgodą.
Grzegorz Wszołek
Utwórz swoją wizytówkę
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka