Grzegorz Wszołek - gw1990 Grzegorz Wszołek - gw1990
1845
BLOG

Problem sumienia TW

Grzegorz Wszołek - gw1990 Grzegorz Wszołek - gw1990 Polityka Obserwuj notkę 45

Nie mam zamiaru usprawiedliwiać ani akceptować zachowania Janusza Korwina-Mikke, który splaszczakował Michała Boniego w miejscu publicznym, demonstrując przy okazji swoją głupotę, nasączoną rzekomo "fighterskim" wizerunkiem. Lider KNP mógł załatwić sprawę w bardziej cywilizowany sposób albo odwinąć Boniemu prywatnie, bo to zdaje się problem dwóch już sędziwych panów.

Natomiast w historii Michała Boniego co innego jest ciekawe. Chodzi o typowy przykład linii obrony, graniczącej z manipulacją. Pomińmy uderzenie w policzek - nie byłoby całej sprawy, hejtu, jak zwykł mawiać były minister cyfryzacji, wreszcie widniejącego nazwiska na liście Macierewicza, gdyby Boni nie wplątał się we współpracę z SB.

I tu znów zastrzeżenie - w przypadku Boniego jeszcze nikt nie wykonał poważnej kwerendy. Nie wiemy, czy komuś zaszkodził donosami, czy w ogóle donosił, choć zasada wiązania się z tajną policją jest oczywista: nie ma współpracy, która nie przynosiła tajnym służbom PRL korzyści. Co by się jednak takiego stało, gdyby Boni przyznał się publicznie, dajmy na to w 1990 roku, na fali przemian: "Dałem się złamać, SB mnie zwerbowała, przedstawiając materiały kompromitujące, zawierające intymne haki. Przepraszam, nikomu nie chciałem zaszkodzić". Słowo "przepraszam". Tak trudne do wykrztuszenia przez ogromną masę byłych tajnych współpracowników z różnych powodów, najczęściej z tchórzostwa. Gdyby Boni, a za nim reszta działaczy podziemia, przyznał się do jakiejkolwiek formy współdziałania z SB, tzw. lista Macierewicza nie musiałaby w ogóle powstawać.

Zamiast odwagi cywilnej, Boni wolał przez lata iść w zaparte. Do ciemnej plamy na życiorysie przyznał się dopiero w 2007 roku. Później kilka razy kabaretowo udawał w mediach, że chodziło jedynie o lojalkę, którą musiał podpisać. Lojalkę to podpisał Korwin, który za to - skoro plaszczakuje byłych TW za ciskane na niego gromy 20 lat temu - powinien sam sobie dać w mordę. Boni nie przyznawał się przez ponad ćwierćwieku do jakiejkolwiek formy współpracy z SB, a mało tego - "Gazeta Wyborcza" jako pierwsza wydawała wyroki w 1992 roku. O tych, którzy ośmielili się umieścić Boniego na liście z nazwiskami tajnych współpracowników SB, pisano w kategorii podludzi, taplających się w szambie. Publicyści deklarowali wprost - rzekomo w obronie Boniego - że do ekipy Olszewskiego czują pogardę i nienawiść. Kto nie wierzy, niech zajrzy do archiwalnych numerów "Wyborczej". Po ponad 20 latach, gdy Boni wreszcie przyznał się do epizodu współpracy z SB, żaden z tamtych redaktorów nie napisał: "Popełniłem błąd, mea culpa".

W zasadzie tylko problem sumienia ludzi, którzy w wielu wypadkach jedynie zabłądzili, a nie byli świniami, jest w tej sprawie interesujący. Odwagą jest przyznanie się do winy, tym bardziej, jeśli chce się pełnić służbę publiczną. Bez względu zatem na to, jak wyglądały kontakty Boniego z SB, za brak cywilnej odwagi, ktoś tu zwyczajnie minął się z powołaniem.

Publicysta i redaktor Salonu24, "Gazety Polskiej", "Gazety Polskiej Codziennie", kiedyś "Dziennika Polskiego" (2009-2011, 2021-2023).  Wszystkie zamieszczone teksty na tym blogu należą do mnie i mogą być kopiowane do użytku publicznego tylko za moją zgodą. Grzegorz Wszołek Utwórz swoją wizytówkę

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (45)

Inne tematy w dziale Polityka