
Jeśli Putin się nie ugnie w sprawie Krymu, to z szeroko otwartej krymskiej puszki Pandory wylezie coś daleko groźniejszego niż kukiełki na patykach do tradycyjnych jasełek polskich: Pan, Wójt, Pleban, Rusek, Żyd, Miemiec i Banderowiec. Wylezie, przeciągając się i mrugając na świetle oczyma, złowrogi dżinn atomowy.
Ukraina otrzymała w Memorandum Budapeszteńskim z 1994 roku gwarancje integralności terytorialnej od Rosji, Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii, do których później dołączyły w drodze deklaracji Chiny i Francja. Otrzymała te gwarancje nie za darmo, tylko za pozbycie się 1900 sztuk broni atomowej. W chwili upadku Związku Radzieckiego, Ukraina posiadała więcej broni jądrowej niż Wielka Brytania, Francja i Chiny razem wzięte. Pozbyła się tej broni w zamian za zapewnienia bezpieczeństwa i integralności terytorialnej złożone jej przez pięć państw nuklearnych, w tym trzy mocarstwa. W dniu podpisania umowy, Krym był bezdyskusyjnym terytorium Ukrainy, a zatem podlega tym gwarancjom.
O ile te zapewnienia miałyby się teraz okazać niewarte papieru, na którym złożono podpisy, to nikt nigdy już nie wyrzeknie się broni atomowej w zamian za jakiekolwiek gwarancje, choćby twarzami do ziemi leżeli przed nim i całowali mu buty papież, Dalaj Lama i naczelny rabin Jerozolimy. Nie będzie żadnego rozbrojenia atomowego Iranu czy Korei Północnej. Przeciwnie, nastąpi szaleńczy wyścig do posiadania broni jądrowej, bo będzie jasne, że tylko ona może faktycznie zagwarantować suwerenność.
W niedługim czasie będziemy mieli zamiast dzisiejszych dziewięciu państw atomowych (Rosja, USA, Wielka Brytania, Chiny, Indie, Pakistan, Iran, Korea Północna i Izrael) powiedzmy jeszcze pięćdziesiąt dalszych, posiadających prymitywne, duże i nieporęczne, ale jak najbardziej na chodzie, ładunki jądrowe. Wkrótce ktoś praktycznie odkryje, że żeby zniszczyć historycznego wroga, na przykład za to, że jest szyitą zamiast sunnitą, wcale nie trzeba mieć kolosalnej rakiety zdolnej udźwignąć 50-kilotonową bombę ważącą siedem ton, ani nawet samolotu transportowego z otwieraną tylną rampą, bo wystarczy ciężarówka, którą kierowca odpali przed pałacem wroga z okrzykiem ‘Bóg jest wielki!’ upewniwszy się przedtem co do kierunku wiatru
Jakieś sto spośród pozostałych krajów, za biednych by zmajstrować sobie, kupić lub ukraść skądś broń atomową, czując się zagrożone, weźmie się do kręcenia broni masowej zagłady dla ubogich, czyli chemicznej – aby odnieść na tym polu sukces, trzeba mieć dwóch doktorantów chemii organicznej, laptopa z łączem internetowym i niedużą fabrykę środków owadobójczych.
No a potem hulaj dusza bez kontusza, a Królestwu Bożemu nie będzie końca:
Nalot atomowy Serbii na Albanię, za Kosowe Pole w 1389 roku; atak chemiczny Armenii na Istambuł, za tureckie ludobójstwo Ormian w 1915 roku; nalot litewski na Berlin, 50 kiloton, żeby dokończyć bitwę pod Grunwaldem; wojna atomowa między Wietnamem a Tajwanem o na wpół zanurzoną rafę na Morzu Południowochińskim; różnice zdań pomiędzy imamami z Mali i Mauretanii w kwestii właściwej godziny rozpoczęcia Ramadanu regulowane przy pomocy VX.
I tak dalej.
Inne tematy w dziale Rozmaitości