Po pierwsze,
wyłącz telewizor.
Po drugie, punkt pierwszy to za mało.
Po trzecie wyrzuć odbiornik TV z domu. Ja tak uczyniłem lata temu.
Po czwarte, Internet może być znacznie ciekawszy (pod warunkiem, że znasz płynnie język angielski i potrafisz szukać informacji.
Po piąte, włącz umysł. Jak to zrobić? Nie wiem, ale polecam to, co poniżej.
- Czytaj trochę więcej niż jedną książkę na rok.
- Ogranicz oglądanie glutów multipleksowych.
- Raz w miesiącu (no dobra, raz na kwartał) idź do teatru
- Kilka razy w tygodniu (najlepiej codziennie) się ruszaj, choćby przez 30 minut (siłownia, bieganie, pływanie).
- Jak możesz, wyeliminuj lub zredukuj jazdę tramwajem, pociągiem, autobusem, samochodem, na rzecz nóg lub roweru.
- Zamiast na weekendowy "spacer" po kolejnym świeżo otwartym centrum handlowo-rozrywkowym, szumnie okrzykniętym "galerią", rusz dupsko na przechadzkę po lesie, nad jeziorem, z dala od gierkowskich jak i deweloperskich "concrete jungle" w postaci plomb i apartamentowców, zasrywających każdy wolnym metr kwadratowy.
- Ogranicz czytanie dzienników i tygodników. Gazety Wybiórczej nie tykaj w ogóle.
- Jeśli wyżyny intelektualne i przemyślenia (wcale niełatwe) autentycznie Cię interesują bardziej niż "niusy", zacznij szukać czasopism od miesięcznika w górę. Są takowe ogólnie dostępne na rynku (Foreign Affairs, Nowe Państwo, Niezależna Gazeta Polska, ARCANA, Fronda).
- Ucz się mieć własne zdanie. A to wcale niełatwa nauka. Własne zdanie, oznacza m.in. wygłaszanie poglądów swojego autorstwa, do których doszliśmy w jakimkolwiek procesie myślowym (wykorzystując zdrowy sceptycyzm, myślenie twórcze a nie odtwórcze, wiedzę teoretyczną, doświadczenie swoje i innych, krytykę konstruktywną, analogie, analizę, syntezę itd.). Własnym zdaniem NIE JEST bezmyślne powtarzanie frazesów autorstwa innych gwiazd, gwiazdeczek, redaktorów, redaktorzyn, pogodynek, medialnych autorytetów, profesorów na zawołanie...choć owa "elytka" intelektualna też klepie często bezmyślnie poglądy innych mądrzejszych od siebie, tylko po to, żeby mądrze brzmieć.
- Raz w miesiącu (minimum!) usiądź na tyłku przez godzinę, dwie i po prostu nic nie rób, wycisz się, naucz się relaksować. Poznaj potęgę refleksji nas sobą, nad zafajdaną telewizją, nad swoim życiem, nad światem.
- Uwolnij się od ekstremizmów w postaci political correctness.
- Olej aktywistów gejowskich (oni marzą, żeby o nich wciąż mówić).
- Powiedz żonie/partnerce, że ją kochasz.
- Sraj na antysemityzm i filosemityzm.
- Jak możesz weź siekierę i porąb drzewo na opał, albo skop działkę/ogródek, skoś trawnik, choćby pod blokiem.
- Pomóż bezinteresownie obcemu człowiekowi. Tak, BEZINTERESOWNIE!
- Jeśli nie masz ciekawych znajomych, to ich znajdź. Postaw na jakość ludzi, nie ich ilość. Ja mam tylko kilka osób (wliczając rodziców), z którymi się spotykam z własnej, bezinteresownej i nieprzymuszonej woli, a spotykam się nie częściej niż raz na miesiąc. No nie, teraz to kłamię. Mam w tych spotkaniach interes. Mogę być podczas nich sobą.
- Naucz się gotować. Gotowanie to pryszcz. Oczywiście nie każda potrwa jest banalna w przygotowaniu (sarninę przygotowywałem na Wielkanoc przez tydzień!), ale wiele tych najpopularniejszych to naprawdę pikuś, przy odrobinie motywacji i dobrej woli. Gotowanie relaksuje i odstresowuje. Ponadto gotując potrawę (do tego przy użyciu „surowców” z solidnego źródła, wcale niekoniecznie z sklepu z mięsem ekologicznym w cenie 80 zł/kg) własnoręcznie realizujesz proces przetwórczy. Jako osoba jeżdżąca po przedsiębiorstwach (i badająca je) i znająca proces gastronomiczny w restauracji tym bardziej polecam się przekwalifikować na domowego kucharza. Wtedy naprawdę otrzymasz jakość (jedzenia) na niska cenę.
- Jak możesz to podróżuj tak dużo, jak się da. Tak wiem, pieniądze, to jest ich permanentny brak. Bzdura. Jak masz codziennie na paczkę fajek za 7 PLN, i na piwo w knajpie raz w tygodniu, o wódzie i dragach nie wspominając, czy o drogich ciuszkach, dzięki którym się lepiej czujesz (choć przy ich produkcji straciło zdrowie wielu ludzi), to masz na weekend w polskich górach czy nad morzem, czy po prostu na wsi. Możesz nie mieć, żeby pojechać raz do roku za 15 000 PLN na Wyspy Marshalla (ja też nie na to nie mam, choć marzę o tym miejscu). Zamiast do obsranej i zrusyfikowanej Hurghady, Sharm-El-Sheikh, czy innych nudnych jak flaki z olejem tego typu miejsc, z kolei w basenie Morza Śródziemnego, wybierz się samochodem po Europie, po Polsce, nie tam gdzie Cię kieruje biuro podróży, ale tam gdzie TY masz ochotę przebywać.
Po co to wszystko? W pewnym momencie zobaczysz, że rzeczywiście:
This world is a comedy to those that think, a tragedy to those that feel.
Niezależny w poglądach (staram się być), otwarty na ciekawe opinie również. Kocham prawdę, nie znoszę obłudy. Szanuję rzetelną wiedzę i fachowość. Od lat denerwuje mnie nawet wyłączony odbiornik telewizyjny. Nie czytam dzienników ani tygodników (maks. raz, dwa razy/m-c The Economist). Od miesięcznika wzwyż się zaczyna zainteresowanie. Mam alergię na 'niusy'. Szanuję i rozumiem Adasia Miauczyńskiego, jednocześnie mu współczuję. Daję kredyt zaufania, ale raz nadużytego nie udzielam po raz drugi. Ustępuję, ale do czasu, potem już tylko prawy prosty w podbródek (ew. poprawka lewym hakiem). Irytuje mnie odmóżdżenie powszechne.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura