Xylomena Xylomena
36
BLOG

Co złego, to ja...

Xylomena Xylomena Rozmaitości Obserwuj notkę 0

Kto lubi słuchać, że źle się prowadzi i nie ma w sobie sprawiedliwości? Ja nie, nawet gdy o tym wiem, bo to tak, jakby ktoś kucharce tłumaczył, że coś przypaliła, gdy jako gotująca ma największe doświadczenie w rozpoznawaniu zapachów swoich dań i stoi najbliżej garów, czyli najszybciej czuje swąd.
A dopóki nie wiem, ani mi się śni słuchać o tym, co nie z mojej wiedzy wynika; brać to za pewnik.
Czym zatem jest to, co człowieka poucza o nim samym, skoro nie czyimś gadaniem? Zakładając, że taki proces zachodzi, a nie coś na odwrót - kiedy człowiek przestaje wiedzieć cokolwiek, łącznie z tym, czy zdanie, o które się z nim właśnie kłócą pochodziło od niego, czy trzeba się go wyprzeć, bo przecież on by nie mógł czegoś tak okropnego powiedzieć, jako ideał bez skazy (a odruchowo im mniej myśli, tym szybciej wyprze, bo przecież taki na sąd nie zasługuje wcale – skądże).  
Uczy właśnie sama przypalenizna – sam błąd. Tak – tak, wszyscy wiedzą, że człowiek uczy się na błędach. To dlaczego błędy nie każdego uczą? Może kogoś omijają?
Tego, kto zechce się szkolić w sztuce znajdowania winnych własnych błędów, z pewnością nie uczą. Niczego dobrego. Czy to nie doskonałe, że jak się uczysz, to dobra, a jak przestajesz, to zaczynasz mniemać, że jesteś uczonym?
Uczonym, ponieważ świat to tak ruchome piaski, że nie tylko nie ma nic przeciwko nazywaniu wiedzą tego drugiego sposobu, to nawet wymusza na człowieku udowadnianie niewinności, mienienie się sprawiedliwym kosztem wskazywania tych złych, jakichś, jakichkolwiek. Uczy zagryzać ofiary na dowód robienia „postępu” (cofania) w sprawiedliwości, czynieniu „jej” (sobie) zadość. No i zasadniczo wykazywania się tym sposobem „ludzką inteligencją”.
To taki skrót myślowy, że „świat”, bo jedynie mechanizmy społeczne, umawianie się ludzi.
Czy wszystkie prawa ludzi, to zmowy dla takiej przewrotności? Nieważne. Bo gdy nie używa się kroków – nie uznaje błędów, nie zaczerpnie się pożytku z samego Królestwa Bożego postawionego pod nos, czy jakiejś wspólnoty świętych za wzór.
Krok pierwszy – odróżnienie łaski od niełaski. Czy mam za co dziękować lub nad czym płakać?
Ja niczego takiego nie zamierzam podyktować, bo to nie do podyktowania. Prędzej sposób, jak jeden drugiego może rozzłościć lub załamać. Pociechy nie ma ani z zawstydzania „nie rycz, bo gorzej mają”, ani podkreślania sukcesu, który się widzi na własną modłę - „ale ci zazdroszczę”.  Tak jak krowie wpadłej do dołu nie da się odebrać głosu porównywaniem z tą, która urodziła martwe cielę, ani nie sposób podziwiać psa, który jest skory do merdania ogonem na widok tego, że drugi je, gdyż robi to tylko dotąd, dopóki sam ma szansę na jadło.
Do widzenia łaski, że mam dane, czego nie dałem/nie dałam – wszystko i wszystkich - potrzeba sprawiedliwości. Ducha sprawiedliwości. Zatem za co oskarżać niesprawiedliwego lub tego z bielmem ducha, co próbuje wypatrzeć, czy nie ma ciągle czegoś mniej od kogokolwiek lub spoza własnego sprawstwa, co nie od niego zależy? Nie takich rodziców, nie takie dziecko, nie taki dom lub pracę, nie takie ręce i nos, nie taki wiek, nie takie imię, nie taką płeć, nie takie umiejętności i tak bez zatrzymanki. Tacy nie są do oskarżania. Przecież niczego z tej całości nie odejmują, tylko istotnie mniej posiadają. Cokolwiek by im dać, co dla nich poświęcić, będzie poza ich możliwością zauważenia.  
Czy ten, co nie narzeka, to zaraz sprawiedliwy? Sprawiedliwego nie poznać po jego słowach, choćby to były dziękczynienia. Czyż nie  każda małpa potrafi naśladować gesty?
Poznać po duchu. I nie ma znaczenia, czy duch jest widziany, czy niewidzialny, żeby to rozpoznać. Powietrze też, a wiesz, kiedy go braknie, bez zamieniania go w ogień lub wodę dla dowodzenia, że istnieje. Sprawiedliwy nie ma zmartwienia z choroby, czego nie zrobił dla siebie, że choruje, ale kogo zaniedbał, kiedy cieszył się siłą. Nie liczy lat, co wspanialszego mógłby dostać jutro, niż dzisiaj. Nie jest głodny, bo się tego nie umiał nauczyć. Nie jest biedny, bo nie ma czego zazdrościć bogatym. Nie szuka znaczenia, bo trudno mu uwierzyć, że je zgubił. Ani za miłością się nie ugania, bo starcza mu zmartwień o marnotrawienie tej ilości, którą dostał.
Człowieka ze sprawiedliwością stępiałą zdaje się dotyczyć budzenie/zawstydzanie, kiedy próbuje udawać, że jej nie zna, nie odróżnia zła od dobra, kiedy udzielił sobie prawa do bycia na podobieństwo niesprawiedliwego, bo zdało mu się to czymś wygodniejszym, albo zmęczyła go zawiść o ducha, agresja za nieprzyswajanie rywalizacji, wyceny/punktacji. W każdym razie wolałabym, żeby dotyczyły go jakieś koła ratunkowe. Tak zupełnie z egoizmu, bo co się ze mną stanie, jeśli już nie przysługują?


Xylomena
O mnie Xylomena

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości