Mam to szczęście, że mieszkam w mieście geniuszy. Ludzi o wielkiej wyobraźni, wyjątkowych zdolnościach i zadziwiającej wiedzy. Ja się do nich nie zaliczam, ale mniejsza z tym.
Zacznę od cytatu:
„W 2010 roku cykl interdyscyplinarnych wydarzeń Synchronicity poświęcony jest mikro przestrzeniom oraz sposobom stosowanym przez mieszkańców dużych miast na synchronizację swoich potrzeb z faktycznymi (nie)możliwościami. Niewielki lokal wynajmowany przez Bęc Zmianę w centrum Warszawy stanowi inspirację oraz wyzwanie dla zaproszonych do współpracy architektów, artystów i dizajnerów.
Rozpoczynamy od spojrzenia w przestrzenie wewnętrzne: Ania Witkowska i Adam Witkowski, dwoje artystów często odnoszących się w swoich pracach do świata popkultury, wykonało replikę słynnej Dream Machine. Urządzenie to, skonstruowane w latach 60. przez beatników Briona Gysina i Williama S. Burroughsa oraz matematyka Iana Sommerville'a, wywołuje w mózgu fale alfa (8-12 Hz), charakterystyczne dla stanu głębokiej relaksacji, medytacji, zasypiania. Unieważniając świat zewnętrzny, koncentruje nas na wewnętrznych, nieograniczonych, przestrzeniach. Wystawę dopełniają prace wideo”.
Jeżeli ktoś wejdzie na stronę, z której zaczerpnąłem ów cytat, znajdzie milutki znaczek i napis: „Projekt realizowany jest dzięki dotacji otrzymanej od Miasta Stołecznego Warszawy”.
Chyba już wiadomo, że mianem geniuszy określiłem Anię i Adama Witkowskich. Ale nie tylko ich. Na większy szacunek zasługuje pani Bogna Świątkowska, prezes Fundacji Nowej Kultury Bęc Zmiana, bo to przecież ona zdobyła pieniądze na ów wspaniały projekt. A najbardziej podziwiać należy Hannę Gronkiewicz-Waltz, która te pieniądze dała.
Co zrobilibyśmy, gdyby nie Pani Prezydent, Pani Prezes i dwoje młodych (ale już doświadczonych w korzystaniu ze źródeł nie tylko wiedzy, jak się zdaje) artystów? Czy Warszawa mogłaby istnieć bez projektu Synchronicity_3, o którego drugiej części, czyli blaszaku ze Stadionu X-lecia, już pisałem?
Musielibyśmy wpisać w Google zaklęcie: „How to make a dream maschine” i postąpić zgodnie z instrukcją, która pojawi się w pierwszym znalezionym artykule (Izzy, Warszawa Ci dziękuje!). Albo, jeśli metody Izzy, czyli całe to rachowanie, przypominające czasy sukcesów Adama Słodowego, są dla nas zbyt skomplikowane, możemy poszukać dalej (wpisując "how to buy", gdyby ktoś poza Urzędem Miasta nie wiedział) i znaleźć dostawcę gotowego rulonu (koszt od 20 dolarów do 25 funtów szterlingów) z tektury o gramaturze 250 (koszt około 5 złotych w detalu). Jeżeli mamy adapter i żarówkę 100W, to poza odrobiną kabla, kleju i taśmy, potrzebujemy tylko nożyczek.
To prawie wszystko.
Pozostaje tylko pytanie, gdzie tu miejsce dla geniuszu Hanny Gronkiewicz-Waltz?
Elementarne – nikt inny nie dałby za tę lampę i blaszany kramik 75 tysięcy złotych, a ona dała.
Podobnie z panią Świątkowską – chyba nikt inny nie dostałby aż takich pieniędzy, żeby je w ramach działalności non profit wydać na takie rzeczy.
A wszystko jest cudownie legalne.
„I to nie jest nasze ostatnie słowo!” – jak rzekł prezes Ochódzki Ryszard o misiu, który otwierał oczy niedowiarkom.
Inne tematy w dziale Rozmaitości