Nie wiem ile znanych postaci ze światka popkultury poznaliście, bo ja poznałem tylko jedną. Może nawet "poznałem" to za dużo powiedziane: mogę jedynie powiedzieć, że wódki nie piłem z... Ale od początku.
Działo się to bodaj jesienią 1988. Mieszkałem wtedy w akademiku "Szklany Dom"[1]. Pewnego dnia do pokoju wpada kolega o wdzięcznym pseudo La Bamba i narzeka że stracił 500 złotych. "Jak to straciłeś?" dopytuję się. "A dałem brudasom 500 złotych a chciałem dać 50". Na moje pytanie, o jakich "brudasów" chodzi, La Bamba odrzekł: "Żebracy, grali w przejściu podziemnym na Świdnickiej. Przez pomyłkę rzuciłem im nie ten banknot, co trzeba. Ale przynajmniej nie wszystko się zmarnuje, bo zaprosiłem ich do naszego pokoju, to przynajmniej napijemy się za te pieniądze".
No i tu muszę wyjaśnić, że mieszkałem z trzema kolegami (prawo) i byłem jedynym niepijącym w tym gronie. Już na początku pobytu stwierdziłem, że jestem harcerzem (co akurat prawdą nie było) i prawo harcerskie zabrania mi pić alkohol[2]. Wizja pijackiej imprezy z jakimiś bezdomnymi grajkami nie podobała mi się zbytnio, ale nie takie imprezy przeżywałem pisząc sążniste wypracowania z pracowni fizycznej :)
Pod wieczór w pokoju pojawili się trzej "bezdomni". Ich lider, od razu wynalazł w pokoju bezpieczne miejsce na gitarę, która była dla niego raczej drogocenna: "Oryginalna" mówił[3]. Potem było już typowo: wódka poszła w ruch, a domownicy wyciągali jakieś zaimprowizowane jedzenie. "Lider" nie pił, tłumacząc się wrzodami żołądka. Robił wrażenie spokojnego i poukładanego. Słyszałem, jak przedstawiając się, mówił o swoim pobycie w więzieniu i o tym, że nagrał płytę z Pudelsami. Słuchałem piąte przez dziesiąte, myśląc sobie: "Co ty tam opowiadasz, płytę z Pudelsami to nagrał Maleńczuk, a nie jakiś bezdomny z przejścia na Świdnickiej".
W pewnym momencie zaimprowizowano krótki koncert. Wspomniany kolega zza ściany podgrywał coś w rodzaju solówek, a "bezdomny" grał i śpiewał. Już pierwsze wersy wyśpiewane mocnym głosem zapaliły lampkę w moje głowie: przecież to Maleńczuk! Zaśpiewał trzy proste piosenki o prostych ludziach - wśród nich historię Edka Leszczyka (teskt poniżej).
Bardzo szybko okazało się, że w pokoju jest jedynie dwóch niepijących: ja i Maleńczuk. Siedliśmy więc razem na uboczu i zaczęliśmy gadać, no bo z resztą kontakt był z każdą minutą coraz trudniejszy. Rozmawialiśmy dość długo o różnych rzeczach, a to o tym czy w Krakowie są zespoły rockowe, kiedy zacznie się jego prawdziwa kariera itp. Kiedy zrobiło się późno, przeprosiłem gościa i stwierdziłem, że jutro mam ważne zajęcia od 8 rano, więc muszę się wyspać. Rozebrałem sobie łóżko, zostawiając Maleńczuka i resztę imprezy samych sobie i poszedłem spać.
Kiedy rano wychodziłem, Maleńczuk spał jeszcze na wykombinowanym materacu koło mojego łóżka, kiedy wróciłem z zajęć nie było już ani jego ani jego dwóch kompanów. Od tamtej pory mogę mówić: "Z Maleńczukiem wódki nie piłem".
Edek Leszczyk miał narzeczoną w Bytomiu
Już pociągiem jechał na ślub
Myślę że nie chciał źle - buty i koszulę
Zawinięte w gazetę wiózł
Do Bytomia z Gdańska jest siedemset kilometrów
Pociąg trochę jechał trochę stał
Buty i koszula leżały na półce
Edek Leszczyk trochę na siedzeniu spał
W domu narzeczonej atmosfera napięta
Wiadomo - przecież jutro ślub
Matka się w kuchni krząta i sprząta
Teść wódkę stawia na stół
Edek któremu złodzieje w pociągu
Koszulę i buty ukradli
Chciał zrobić kawał i "ślubu nie będzie"
Powiedział przy kolacji
Chciał tylko żartem powiedzieć przyszłej żonie
Że ślubu nie będzie bo buty ukradli
Lecz ona milcząc zbierała talerze
Więc zdanie powtórzył dosadniej:
"Ślubu nie będzie!" - teść ściszył telewizor
W kuchni szczęknęły talerze
Edek chciał tylko powiedzieć
Że bez butów ślubu nie bierze
Kawał jak widać udaje się świetnie
Pomyślał Leszczyk i wypił herbaty
Żona pobladła ojciec poczerwieniał
A przecież to tylko żarty
Życie najlepsze układa piosenki
Najlepsze sceny ustawia los
To co się stało - stać się musiało
Oto znowu Leszczyka głos:
Ślubu nie będzie - teść zgasił telewizor
Teściowa krzyknęła że skona
Pies zaczął szczekać teść zaczął szczekać
Szczekała też narzeczona
Edek spokojnie podniósł się z wersalki
Spokojnie założył trampki
Poszedł na dworzec tam wsiadł w jakiś pociąg
Jakiś tam - nie wiadomo jaki
(lata 80-te, M. Maleńczuk)
[1] Nie wiem na ile rzeczywiście był on "kultowy". W każdym razie jego wieloletni mieszkańcy nie mieli co do tego żadnych wątpliwości. Zawsze z dumą mówili o "Szklance" bo tak skrótowo go nazywali.
[2] Jak teraz to czytam, to widzę jak dziecinną wymówkę sobie wybrałem. Ale fakt faktem, że nie miałem kłopotu ze zwyczajowym "Napij się, ze mną się nie napijesz?"
[3] Kolega z pokoju obok, którzy brzdąkał sobie amatorsko twierdził, że nie jest oryginalna. Kto go tam wie?
Inne tematy w dziale Kultura