Zamki na Piasku Zamki na Piasku
401
BLOG

Uwag kilkanaście o stale modnych a martwych ideach w polityce wschodniej

Zamki na Piasku Zamki na Piasku Polityka Obserwuj notkę 53

Niezauważona śmierć

Czasami pewne idee umierają, ale z rozpędu lub z braku innych, lepszych i bardziej adekwatnych do swoich czasów, zapomina się urządzić im, nawet skromny pogrzeb. Sam fakt, że nie zostały oficjalnie uznane za martwe nie jest powodem do zmartwienia. Gorzej, gdy są używane mimo, że stały się bezużyteczne i zamiast dostojnie odpoczywać w muzeum historii idei zatruwają ludzkie umysły. 

Jeżeli ktoś przez chwilę pomyślał, że rzecz będzie o marksizmie to muszę od razu wyprowadzić z błędu: nie o marksizm tu chodzi, ale rzeczy daleko bardziej ważkie dla Polski. 

Dwie wiodące idee, konstruujące oś polskiej polityki zagranicznej wobec wschodnich sąsiadów, pozwalam sobie uznać za umarłe. Może bardziej precyzyjnie - jedna z nich jest dla mnie martwa, druga zaś zahibernowana i czekająca na lepszy czas. 

Pożegnanie z Jagiellonami

Najpierw o bliskiej mi (tak w ogóle) idei jagiellońskiej. Piękna, ambitna i nie do urzeczywistnienia. Nie jest to idea imperialna, ale idea pokojowej strefy polskich wpływów (co może być kwestionowane). 

Dlaczego ją uśmiercam? 

Nie zamierzam opisywać epoki w jakiej panowali Jagiellonowie. Tym zajęli się historycy. Definicji wymaga jedynie źródło ich siły - później systematycznie roztrwanianej. Kolejność jest trochę przypadkowa a trochę nie: siła militarna, siła wolności, nobilitacja i przywileje wynikające z przynależności do republikańskiego narodu politycznego. W każdym bądź razie bez siły militarnej atrakcyjność państwa władców z dynastii Jagiellonów byłaby niewielka. Słabi bowiem w celu zabezpieczania swoich włości i interesów na ogół (prawie zawsze) pożądają ochrony możniejszego protektora przed tymi, którzy im, w taki lub inny sposób, zagrażają. Polska jest dobrym przykładem tego sposobu myślenia szukając wsparcia Stanów Zjednoczonych. Nie ma tym nic nagannego (są tylko konsekwencje).

Dlaczego zatem ją uśmiercam? 

Militaria

Nie dysponujemy i długo jeszcze nie będziemy dysponować (jeżeli w ogóle) taką siłą militarną, która zachęcałaby państwa ościenne (Litwa, Białoruś, Ukraina) do szukania schronienia pod polskimi skrzydłami przed mocarstwową polityką Rosji. Siłą, na dodatek, wynikającą nie tylko z dokonywania zakupów uzbrojenia w innych państwach, ale pochodzącą przede wszystkim z własnych mocy technologicznych i produkcyjnych (wysoka zdolność innowacyjna, wysoka moc odtworzeniowa w razie konfliktu). 

Edukacja

Nie dysponujemy i długo jeszcze nie będziemy dysponować takimi ośrodkami akademickimi, których wpływy i siła oddziaływania mogłyby cudzoziemców kusić, inspirować, imponować, nobilitować, po prostu wydawać paszporty do lepszego świata (naukowego, intelektualnego, zawodowego). Nic zresztą w tym zakresie nie robimy. Zaplecze intelektualne wprawdzie liczne, ale ilość nie przeszła w jakość. Masa przygniotła jakość - jeżeli jeszcze jakaś tam była. 

Wolność gospodarcza

Nie wyróżniamy się też w jakiś szczególny sposób swobodami w zakresie prowadzenia działalności gospodarczej lub w zakresie jasności przepisów podatkowych (pewność prawa), instytucji zapewniających skuteczną ochronę prawną, racjonalności kontroli biznesu czy budowaniu takich relacji państwo - biznes w których - praktycznie - obowiązuje zasada zaufania a nie nieufności. Nie odstraszamy. Czasem wabimy. Ale nie wyróżniamy się w jakiś nadzwyczajny sposób na tle państw o dużym stopniu zbiurokratyzowania życia gospodarczego. 

Kultura

O kulturze, ważnym czynniku wpływania na formowanie innych nie wspomnę. Bo i nie ma specjalnie o czym. Podobnie jak i instytucjach w państwach ościennych, które wpływają na kolportowane w nich opinie, przekonania, wizje i poglądy krajowych elit politycznych. Też nie ma o czym. 

Wolności

Pewnym naszym plusem jest to, że na poziomie społeczeństwa cechujemy się jeszcze wysokim poziomem tolerancji w klasycznym tego słowa znaczeniu a zatem jesteśmy w stanie tworzyć przestrzeń w którym wolność słowa nie jest tylko mitycznym stworem prawnym, ale racje mogą się jeszcze ze sobą ścierać. Pomiędzy skrajnymi konserwatystami a skrajną lewicą jest nadal duża przestrzeń dla innych idei. Wspominam o tym tylko dlatego, że tolerancja i wolność słowa oparta na zdrowym rozsądku tworzy szerszą przestrzeń do rozwoju (także gospodarczego) niż jakiekolwiek ideologie (patrz: ZSRR, EU paraliżująca swoje zdolności konkurencyjne eko-ideologizmem). Ideologie duszące swym sztywnym gorsetem wolności gospodarcze.  Ten plus to za mało - naturalnie w kontekście idei jagiellońskiej. 

Dlaczego więc uśmiercam? 

Money, money honey

Bo na to potrzebne są pieniądze, pieniądze i jeszcze raz pieniądze. Bo to wymaga świadomego podążania w kierunku realizacji takiej idei przez przynajmniej jedno pokolenie. Przynajmniej jedno. Bo to wymaga trwałości, stabilności władzy politycznej. Bo to musiałoby być celem strategicznym każdej partii sprawującej władzę. Bo demokracja jest największym wrogiem tej idei - politycy mogą realizować tylko cele krótkofalowe, aby utrzymać poparcie społeczne. Nagrody, nawet z własnych podatków, musza być częste a wyrzeczenia nie są już akceptowane.  

Idea piękna, ambitna, porywająca. Nie te czasy, nie ten format polityków, nie ten ustrój polityczny. Kondycja polskiego społeczeństwa też temu nie sprzyja - naród w którym znacząca część jego członków co najmniej nie lubi swoi tożsamości traci od razu część szacunku obcych,. Nie popadając w żadną megalomanię trzeba znać swoją wartość a nie ciągle łazić po błotnistych bezdrożach w pokutnym worze (i po kiego diabła to robić?). Upraszając, ale nie wypaczając: 40 milionów osób zginęło podczas II wojny światowej wywołanej przez Niemcy. Czy Niemcy czują się z tym jakoś szczególnie niekomfortowo? Nie zauważyłem.  

Ukraina, Białoruś, Litwa

Drugą ideą, której się zmarło jest doktryna stworzona i rozwijana na obczyźnie przez Jerzego Giedroycia. Mniejsza już z tym kto jest autorem chwytliwego, to trzeba przyznać, sloganu o tym, że bez wolnej Ukrainy nie ma wolnej Polski i bez wolnej Polski nie ma wolnej Ukrainy. Ten slogan nie przetrwa żadnej poważnej analizy historycznej - historia nie potwierdza współzależności tych warunków suwerenności dla żadnego z tych dwóch narodów. 

Po prostu idea nazywana i znana jako ULB należy do czasów minionych. Minionych na pewno z punktu widzenia Polski. W latach II Rzeczpospolitej pamięć o dawnej świetności - także i wymiarze terytorialnym - była czymś znacznie powszechniejszym aniżeli teraz. Jeżeli w epoce II RP niektórzy nasi przodkowie widzieli jeszcze odbity blask dawnej świetności to dziś jest on tylko rekwizytem historycznym.

II Rzeczpospolita - w mniejszym lub większym stopniu i miarę posiadanych możliwości wojskowych - próbowała odtworzyć I Rzeczpospolitą, co mogło dawać J. Giedroyciowi realny asumpt do myślenia o Polsce jako kraju o skłonnościach imperialnych, kraju konkurującego w tym względzie z imperialistyczną ideą Rosji. Myślenie zaś w kategoriach imperialnych upośledzało prawa innych narodów - Litwinów, Białorusinów i Ukraińców i zagrażało albo ich suwerenności albo wręcz stawało w poprzek ich dążeniom niepodległościowym. Jerzy Giedroyć uważał, że należy skłaniać zarówno Poilaków jak i Rosjan do odrzucenia polityki dominacji nad Litwinami, Białorusinami i Ukraińcami.

Dużo w tej doktrynie jest prometeizmu Józefa Piłsudskiego, prometeizmu, który wzrósł w przekonaniu, że w celu osłabienia Rosji należy popierać wszystkie działania narodów walczących o swoją państwowość. Bo to jest najlepszym zabezpieczeniem polskiej państwowości. 

Świat się zmienił

Stosujemy ideę lub też niektóre z jej aspektów pomimo, że geopolityczny świat wokół nas się zmienił. Polski imperializm, jeżeli kiedykolwiek istniał w klasycznym tego słowa znaczeniu lub nawet w takim jakim pojmował go J. Giedroyć, bez wskrzeszenia idei jagiellońskiej nie jest w stanie się urzeczywistnić. Nie ma żadnej myśli imperialistycznej w polskiej doktrynie i praktyce politycznej. Białoruś, Litwa, Ukraina są suwerennymi państwami i one same, we własnym zakresie, według własnych koncepcji i w miarę swoich możliwości zabezpieczają swe terytoria i bezpieczeństwo. Wybierają w tym celu własną drogę - Litwini NATO, Białoruś -  Rosję, Ukraina - Stany Zjednoczone a docelowo, strategicznie, mierzy w członkostwo w Pakcie Północnoatlantyckim (co zaś z tego będzie to czas pokaże).

Do ut des

Obserwując politykę każdego z tych państw trudno przyjąć, że ich suwerenność, po pierwsze w automatyczny sposób zwiększać będzie bezpieczeństwo Polski a po drugie, że chroniąc swą suwerenność od razu staną się przedmurzem antyrosyjskim. Chcielibyśmy, aby tak było, ale to jest zwykłe chciejstwo. Byliśmy niegdyś i szczyciliśmy się tym, przedmurzem chrześcijańskim. Czy przyniosło to nam istotne korzyści? Raczej uwikłało nas w zbędne wojny z Turcją a beneficjentami konfliktu byli przede wszystkim Habsburgowie. Zakładanie, że ULB zechce być w naszym interesie antyrosyjskim murem, jeżeli będziemy wystarczająco łagodni i ustępliwi to naiwność. Jeżeli będzie to w interesie tych państw to tak będzie a jeżeli nie to nie. Jak ładnie to ktoś nazwał (nie pamiętam) - poważne państwa prowadzą nie politykę gestykulacyjną a transakcyjną. Do ut des - daję, abyś dał a nie daję, abyś miał a ja nie.

Warto temu poświecić chwilę uwagi. To jest w ogóle kuriozum na skalę światową - my nie rozumiemy polityki transakcyjnej. Nazwali nas w pierwszych miesiącach wojny Rosji z Ukrainą mocarstwem humanitarnym - duma nas rozpiera. A jaką z tego mamy korzyść? Napisali o nas dobrze w znanych europejskich gazetach i już lud nadwiślański w swej przeważającej mierze i syty i szczęśliwy. Można odnieść wrażenie, że mentalność handlowa jest nam obca, jakby wstydliwa, jakby krępująca. Zbyt mało wielkopańska. Zbyt mało saska. Zbyt cyniczna. Prozaiczna. Niemoralna. Bo czy się godzi coś wymagać? Oni - Ukraińcy są przecież tacy biedni. Bo przecież czy się godzi żądać odszkodowania? Oni - Niemcy wspaniałomyślnie przyjęli nas do UE.

Trudno to pojąć.

Pozory znaczą dla nas więcej fakty.

Symbole ważą więcej niż konkrety.

Konia z rzędem temu, kto potrafiłby wyjaśnić, jaką korzyść mielibyśmy, w długofalowej perspektywie, odnieść z tego, że bez jakichkolwiek większych zastrzeżeń popieramy państwo, które nacjonalizm w ścisłym tego słowa znaczeniu czyni swoim fundamentem ideologii państwowej. Dziś jest antyrosyjski a jutro może być antypolski. Bo to jest immanentna cecha nacjonalizmu. Tym bardziej warto się nad tym zastanawiać, gdy ten sam nacjonalizm był w przeszłości skrajnie antypolski. O Litwie pisać mi się nie chce - no, może jedynie tylko tyle, że elity polityczne tego państwa są w znaczącej części nastawione niechętnie, to zwykły eufemizm,  do Polaków. Nie zmieniają tego płomienne przemowy o wspólnej historii, nie zmienia tego przynależność ani do UE ani do NATO. Nie zmieni tego też bycie miłym i grzecznym. Bo problem niechęci nie wynika z tego, jacy jesteśmy teraz, ale z tego, że kiedyś dokonaliśmy wielowiekowego aktu dominacji kulturowej na terytoriach ULB. 

Konsekwencje pewnie nie wszystkie

Doktryna Giedroycia - jak wszystkie idee - ma swoje konsekwencje. Wikła nas - tak teraz jak i w przyszłości - we wszystkie awantury, jeżeli ich ostrze wymierzone jest przeciwko Rosji. Preferuje ustępliwość miast asertywności licząc na pozyskanie sojuszników przeciw Rosji. To zaś nie pozwala widzieć państw ULB takimi, jakie one są a nie takimi, jakimi chcielibyśmy je widzieć. Ignoruje rzeczywiste potrzeby polskich mniejszości narodowych (w ULB mieszka nie mniej niż 500 tys. Polaków - inni twierdzą, że 2 miliony) nie chcąc zadrażniać relacji międzypaństwowych. Dla osób, które śledzą politykę polskich władz wobec Polonii zamieszkującej ULB wniosek, że byłoby najlepiej, aby mniejszość polska stała się np. Litwinami lub Ukraińcami wcale nie jest szokujący. Interes państw obcych staje się ważniejszy niż interes Polonii. Polska polityka wobec ULB, jadąca na kołach Giedroycia, jest polityką rzucania zaklęć: trudne tematy pod dywan: skupiajmy się na tym, co nas łączy a nie, co dzieli. I co, w sumie, zostaje z tych rzeczy, które mogą nas połączyć? Jedynie powstający po smucie rozpadu ZSRR upiór odrodzenia Imperium Rosyjskiego.

Patrząc na to z perspektywy czarnego humoru: dochodzi do skrajnie niepoważnych sytuacji np. Ukraina protestująca w sprawie Orląt Lwowskich na polskich paszportach i Polska nie protestująca w sprawie hołubienia np. R. Szuchewycza. To efekt doktryny zapomnienia  - nawiązuję tu do słów jej autora (choć byłoby właściwym nazwać go współautorem): "Należy zapomnieć" (o ludobójstwie na Kresach Wschodnich). Generalnie oceniłbym wizję wschodniej polityki bazującą na poglądach giedroyciowych jako politykę samo-upodlenia i skrajnego samoograniczenia. A już na pewno tak oceniłbym praktykę - nic bowiem wartościowego nie wynika z przymykania oczu na litewski czy ukraiński nacjonalizm. Nie są to lepsze nacjonalizmy niż nacjonalizm polski. I nacjonalizm polski nie powinien być odpowiedzią na obce nacjonalizmy. Ale i nie jest odpowiedzią wspieranie  nacjonalizmu litewskiego i ukraińskiego (vide ambasador RP na Ukrainie Jan Piekło). Ale ich przemilczanie jest jeszcze gorsze. Nie można optymistycznie zakładać - przechorują to i wydorośleją. A ja zachorują jeszcze bardziej? 

Czy wiemy cokolwiek o Gruzji? 

Zasadniczo zalecam rozwagę i ostrożność w formułowaniu wniosków na jakikolwiek temat - czyż każdy z nas nie zna słów Lecha Kaczyńskiego: "I my też świetnie wiemy, że dziś Gruzja, jutro Ukraina, pojutrze państwa bałtyckie, a później może czas i na mój kraj, na Polskę"? Ale kto zna historię ziem spornych pomiędzy Abchazami, Osetyjczykami i Gruzinami? Kto wie o historii kolonizowania przez Gruzinów w okresie ZSRR terytoriów abchaskich i osetyjskich? Kto zna słowa Zwiada Gamsachurdii (prezydenta Gruzji): "Powinniśmy deportować Osetyjczyków do Rosji, powinniśmy podzielić terytorium Abchazji, powinniśmy anulować autonomię Adżarii, na terytorium Gruzji nie powinno być autonomii, panować powinna tytułowa nacja"? Co wreszcie mogli zrobić Abchazi i Osetyjczycy wobec nacjonalistycznej polityki gruzińskiej? Kto mógłby być ich protektorem, gdy sami obronić się nie mogli? Proste przekazy jednak wygrywają wojny propagandowe szybko określając po jakiej stronie jest dobro a po której zło. Pisze się nieraz głupio i z rozpędu, że tylko prawda jest ciekawa. Moje obserwacje tego nie potwierdzają. Godne uwagi jest tylko to, co potwierdza, że "mój" kompas na "mojej" mapie działa poprawnie. I to, co utrzymuje "mnie" w takim przekonaniu nie musi być wcale prawdą. Ale czy "moja" mapa jest zgodna z rzeczywistością? Prawda jest ciekawa dla tych, którzy się ciekawią - inni mogą żyć nie zauważając jej. Prawda wreszcie jest ciekawa dla tych, co chcą rozbudować swoją mapę i zbliżać ją do rzeczywistości. 

Wypaczenia, deformacje

Tu poczynię ważne zastrzeżenie, przynajmniej z mojego punktu widzenia, a mianowicie - idee w rzeczy samej a idee implementowane do rzeczywistości zawsze deformują się, wyginają, odkształcają. Z ideą J. Giedroycia jest tak samo - bo inaczej być nie może: rzeczywistość jest zdecydowanie bardziej skomplikowana. Na pewno jednak nie ma nic wspólnego z myślą polityczną J. Giedroycia (który nie był żadnym ukrainofilem i raczej bardziej cenił literaturę rosyjską) "bratanie się i przyjaźnienie". Myśl polityczna redaktora paryskiej "Kultury" nie jest romantyczna. Bliżej tu chyba do krótkiego zdania wypowiedzianego przez Vytautasa Landsbergisa na temat podstawy relacji litewsko - polskich: my nie jesteśmy braćmi, jesteśmy sąsiadami. 

Gdzie Kaczyński spotyka się z Michnikiem 

Niezależnie jednak od tego, co ja sądzę na temat doktryny ULB - warto wiedzieć o niej jedno, bo jest to ważne, aby rozumieć dlaczego kurs polskiej polityki zagranicznej jest taki a nie inny: jeżeli jest miejsce w jakim mogłyby się spotkać różne opcje polityczne i nie pozostawać ze sobą w większym sporze to byłaby nim trumna J. Giedroycia. Adam Michnik, Jarosław Kaczyński, Aleksander Kwaśniewski, Donald Tusk, Bronisław Komorowski mogliby spierać się nie o to czy doktryna J. Giedroycia, ale która praktyka polityczna najlepiej ją zrealizuje. Bo Giedroyć łączy. Czym? Niechęcią do narodowej demokracji, wspólną, socjalistyczną, lewicową tożsamością (oczywiście liczba odcieni lewicowości jest dużo), specyficznym, raczej bezkrytycznym stosunkiem do Żydów (choć sam J. Giedroyć popełnił w czasach II RP tekst, który w dzisiejszych kategoriach uznać należy za wyjątkowo antysemicki - szczęście, że jego autorowi nie brak było uczciwości intelektualnej i nie wypierał się swej twórczości ani jej nie banalizował młodym wiekiem). Tych zworników jest trochę więcej a J. Giedroycia znać trzeba. W każdym razie są takie idee, gdzie i redaktor Gazety Polskiej i Gazety Wyborczej znajdą wspólny język.

Co nieco zamiast pustki 

Jeżeli jednak nie Giedroyć, jeżeli nie doktryna jagiellońska to to, jeżeli ? Pustka? Federalizacja unijna? 

Cóż, położenie geopolityczne Polski jest takie, jakie jest więc Polska powinna się zbroić, ale nie dać się uwikłać w gry i awantury, które mogłyby skutkować wyjmowaniem kasztanów z ognia polskimi rękoma. Bajka Jeana la Fontaine pt. "Kot i małpa" z jakiej pochodzi wyrażenie o kasztanach dość dobrze to ujmuje : "Tak nie­raz małe ksią­żąt­ko się spa­rzy / Wal­cząc dla zy­sku mo­ca­rzy".

Powinniśmy spojrzeć na Ukrainę, Białoruś i Litwę z innej geopolitycznej perspektywy. Ich perspektywy. Zagrożenia dla ich suwerenności są bowiem podobne jak i dla Polski. Zakres możliwych wyborów też: stanowisko pro-polskie, stanowisko pro-unijne, stanowisko pro-amerykańskie, stanowisko pro-rosyjskie, stanowiska z przedrostkiem anty- (polskie etc.) oraz stanowisko wyzbyte takich akcentów (transakcyjne - bazujące na rachunku potencjalnych strat i zysków, co dla przykładu może oznaczać czasem i pro i antypolskość). Stanowiska skrajnie antypolskie możemy miarkować i ograniczać utrzymywaniem dobrych lub przynajmniej przeciętnych translacyjnych relacji zarówno z Niemcami jak i Rosją. Stawiając wszystko na kartę antyrosyjskości od razu ograniczamy swoje pole manewru i tym samym zwiększa się nasza skłonność do ustępstw w imię nadziei na pozyskanie sojuszników dla wspólnego wroga. Jest bowiem duża różnica pomiędzy: możemy Wam pomagać, jeżeli jest to dla nas opłacalne a musimy Wam pomagać, gdyż jest to dla nas opłacalne (co jest tylko założeniem na dodatek historycznie niepotwierdzonym). Nieprzyjazne nastawienie zaś innych państw w tym ULB nie powinno uchodzić naszej uwagi, nie powinno być ignorowane a reakcja powinna być współmierna. Jesteśmy tylko sąsiadami. 

Kończąc - wierzę, cóż takie są konsekwencje optymistycznego stosunku do świata, że po doświadczeniach prawie, że kryminalizujących / rugujących patriotyzm (początek III RP), konwertujących patriotyzm na europejskość (okres PO) oraz imitujących patriotyzm (okres PiS) zrozumiemy, że potrzebujmy rozumnego patriotyzmu. Rozumnego a zatem dbającego o interes państwa nie poprzez politykę pustych gestów przyjaźni, ale korzystnych transakcji. Także i z Rosją. 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka