Cóż.. wybory i po wyborach. Pytanie na jakie niektórzy z publicystów i komentatorów politycznych szukają odpowiedzi brzmi, mniej więcej, tak: jak to jest możliwe, że ktoś taki (z akcentem na ktoś taki, taki nikt) jak Karol Nawrocki został wybrany na Prezydenta RP?
Moja odpowiedź może nie będzie odpowiedzią wprost, ale może nie na wszystko trzeba odpowiadać wprost, choć Biblia uważa inaczej pisząc o mowie, że powinna być tak, tak albo nie, nie :)
Spróbujmy sobie jednak odpowiedzieć na inne pytanie: ilu z nas miało tak łatwy życiowy start, jaki miał Rafał Trzaskowski? Ile osób może zidentyfikować się z kandydatem, którego życiorys jest tak różny od większości Polaków?
Czy odpowiedź na powyższe pytanie, odpowiedź "niewielu", jest właściwą odpowiedzią dt. przyczyny zwycięstwa Karola Nawrockiego? Czyż nie rodzi, niejako naturalnie, innego pytania: jak to jest możliwe, że tak wielu oddało swój głos na Rafała Trzaskowskiego? Być może odpowiedź "niewielu" coś wyjaśnia. Pewnie i tak i nie. Ale, moim zdaniem, wybory wygenerowały nową emocję społeczną lub może bardziej precyzyjnie: uświadomiły lepiej jej istnienie. Emocję wywołaną przez fakt, że w młodości Karol Nawrocki był bramkarzem czy też ochroniarzem w Grand Hotelu. Ileż osób, które znam a które dziś żyją we względnym dobrobycie lub są po prostu bogaci zaczynało właśnie z tej piekielnie trudnej pozycji. Pozycji zera szans i zera przywilejów. Ilu z nich mogłoby powiedzieć: j'étais ochroniarz, j'étais bramkarz, j'étais magazynier, j'étais kasjer, j'étais pomocnik na budowie, j'étais piekarz, j'étais kelner.... Tak właśnie, wykonywałem gów...ną pracę za psie pieniądze w międzyczasie studiując i łapiąc życie od pierwszego do pierwszego a często i nie. Idąc pod prąd myśli wyrażonej przez niejakiego socjologa i politologa Markowskiego: pracowaliśmy ciężko, nie otrzymaliśmy żadnych publicznych transferów i mogliśmy liczyć jedynie na siebie, bo państwo abdykowało. Abdykowało w każdym calu i do tego stopnia, że znaczna część z nas a więc ponad 2 miliony zagłosowało stopami opuszczając kraj w którym nie było perspektyw na sukces. Sukces? Przesadziłem. Zwykłe, codzienne życie.
Emocja o jakiej piszę jest emocją, która dopiero przychodzi. Jest ona bowiem wielkim, zbiorowym międzypokoleniowym doświadczeniem. Doświadczeniem biedy. Doświadczeniem represjonowanym (wypartym). Doświadczeniem wypartym, bo wstydliwym i poniżającym. Jednak, tak jak napisałem, mnóstwo osób, które znam nie poddało się okolicznościom i ich życie nie zaczyna się pierwszego i pierwszego się nie kończy. Takie osoby są zarówno w gronie wyborców Nawrockiego jak i Trzaskowskiego. Ci pierwsi jednak nie wstydzili się tego kim są i skąd są a ci drudzy? Ci drudzy zostali zarażeni tym wstydem na różne sposoby i nauczono ich pogardy wobec innych. A może ta pogarda jest tylko innym mechanizmem obronnym? Obronnym przed prawdą. Jaką? Bo łączy nas więcej niż wydaje się na pierwszy rzut oka. To, co zaś wydaje mi się być naturalne: jeżeli ktoś pokonał ocean biedy nie przestając być sobą to wcześniej czy później zacznie oczekiwać od innych szacunku do siebie. Moim zdaniem, głosowanie na Nawrockiego było właśnie tym: żądaniem szacunku, my byli bramkarze, piekarze, magazynierzy, kelnerzy, robotnicy budowlani też możemy wydać ze swoich szeregów kogoś, kto może starać się o najwyższą godność w państwie polskim.
Mam nadzieję, że ta emocja rozwinie się i zostanie z nami na dłużej. A jeżeli tak się stanie, to zmiecie ona - w dłuższej perspektywie - znaczną część sceny politycznej. Bo tak jak trudno jest większości zidentyfikować się z Trzaskowskim tak i nie łatwo jest dokonać takiej identyfikacji z Jarosławem Kaczyńskim. Jakaż to wspólnota losów jest pomiędzy tymi, którzy transferowali biedę a jej konsumentami? Zwłaszcza, gdy patrzy się na to z perspektywy lat 90 i początku XX wieku. Zdaję sobie sprawę, że to, co piszę może wyglądać jak stara, niedobra walka klas :) Trudno. Nie jest nią.
Czy współczesna klasa polityczna zrozumie zachodzące zmiany czy też będzie jak stary pies, którego nie można nauczyć nowych sztuczek? Przypuszczam, że to drugie. Może nawet tak będzie lepiej, aby nie rozumiała i była zaskoczona. Tak samo jak zwycięstwem Nawrockiego był nieprzyjemnie zaskoczony cały establishment. Ani Tusk, ani Kaczyński nie rozumieją tego, co jest źródłem dobrobytu. Nie są nim transfery a'la Janosik i nie są nim transfery sprawiające że bogatsi stają się jeszcze bogatsi i jeszcze bardziej bezkarni, bo chronieni, ale nie przez prawo, lecz egzekutorów prawa (a to jest duża różnica). Spółka Skarbu Państwa, i nie tylko, nie staje się bogatsza od tego, że żeruje na niej coraz więcej królików i znajomych królików oraz znajomych znajomych królików. To rabunkowy biznes. Podobny do tego, który miał miejsce w okresie wielkiej wyprzedaży zorganizowanej przez władze polskiego państwa. To była tzw. prywatyzacja.
Kolega, który wrócił z urlopu zagranicą powiedział mi, że jeden z dziennikarzy (bodajże Robert Mazurek, ale nie sprawdziłem więc żadnej pewności nie mam - proszę wybaczyć) ujął rzecz w sposób następujący: Trzaskowski a w zasadzie jego polityczne otoczenie chciało rządzić narodem którego nie lubi, którego się wstydzi i którym gardzi. To się nie uda na dłuższą metę. Potrzeba godności jest bardzo silną potrzebą. Silniejszą - im bardziej wychodzi się z biedy i serwowanej latami pogardy (niektórym jej siewcom, jak wspomniany Markowski i jemu podobni, tak już zostało). Właściciel firmy, którego dobrze znam a który zaczynał od zera do miliarda obrotów rocznie był skrajnie oburzony, gdy tylko przypominał sobie, co powiedział Jerzy Stuhr do swojej małżonki, aby zagranicą mówiła do niego jak najmniej po polsku. A jest to ktoś, kto nigdy nie głosował na PiS. Ale wie kim jest i nie wstydzi się tego kim był.
Tak, teraz jest zdecydowanie łatwiej niż w latach 90. Teraz jest łatwiej niż na początku XX wieku. Medialna maszyna propagandy nadal znajduje się, i to już w całości, w tych samych rękach, ale ludzie w Internecie robią swoje. Telewizja staje się światem przeszłości. Ale politycy lubią ten świat przeszłości.
Czy jest jakaś puenta do mojej notki? Bo przecież ona zaraz się skończy.
Nie chcę naużywać frazy napisanej dawno temu przez Ch. Talleyranda o wracającej do władzy szlachcie 20 lat po rewolucji francuskiej (celowo z małej litery): Ils n'ont rien appris, ni rien oublié. Niemniej ona przychodzi sama: niczego się nauczyli się na podstawie zwycięstwa Karola Nawrockiego. Powtarzają - jak mantrę - to samo, co powtarzali od kiedy to pamiętam: antysemityzm, nacjonalizm, zaściankowość, brak wykształcenia. Ten sam zestaw. Aż do mdłości. Lepsi (jakże duża część z nich, będąc jedynie szlachtą z PKWN chciałaby powiedzieć o sobie lepiej urodzeni :):):)) vs. gorsi a jednak ci gorsi wygrali więc są winni, bo nie potafią dostrzec i docenić tych lepszych, szlachetniejszych, mądrzejszych. Bo przecież człowiek na poziomie może przyjaźnić z Wojciechem Jaruzelskim, doceniać Czesława Kiszczaka i śmiać się z żartów Jerzego Urbana... Ale zagłosować na Nawrockiego. Brr... Zgroza! jakby powiedział Kurtz z Jądra ciemności J. Conrada. Spokojnie - my dalej będziemy przenikać głębiej i głębiej do tego jądra ciemności :).
Co zatem z puentą?
Puenta będzie taka. Mam kolegę a raczej znajomego. Rozmawiamy nieraz o polityce. Kulturalnie. Z dystansem. Ojciec w PZPR. Do samego końca. Zajmował różne ważne stanowiska. Miał dużo wartościowych znajomości, ale jak stwierdził mój znajomy, nie był wystarczająco zaradny. Gdyby był, wówczas w ogóle nie musiałby pracować. Niemniej nie jest źle - ma 3 mieszkania, które wynajmuje i spory kawałek działki z domem nad jeziorem. Głosował na Trzaskowskiego. Bo to jest naturalne. Bo ludzie na pewnym poziomie :)...
To prawda. To jest naturalne. Ten wzór powtarza się od lat wśród różnych ludzi, których znam (oczywiście z wyjątkami). Ludzi na pewnym poziomie.
Cóż.. Je ne suis pas Rafał Trzaskowski.
Taka to puenta.
Inne tematy w dziale Polityka