Zamki na Piasku Zamki na Piasku
5289
BLOG

Żydzi są "good guys" a Polacy "bad guys". Tak ma pozostać.

Zamki na Piasku Zamki na Piasku Polityka historyczna Obserwuj temat Obserwuj notkę 104

Czasami, aby lepiej poznać naturę zjawisko warto się zbliżyć z okiem uzbrojonym w mikroskop. Czasami jednak warto jest się oddalić, aby spojrzeć na nie ze znacznie szerszej perspektywy. 

Nie wnikając teraz w detale jest prawdą historyczną, że w okresie XII - XV w. Żydzi w poszczególnych państwach europejskich byli intensywnie zachęcani do emigracji lub też poddawani eksterminacji np. w czasie od maja do lipca w roku 1096 w nadreńskich miastach śmierć spotkała 12 tysięcy wyznawców judaizmu.

Koniec końców większość z nich, niechcianych już nigdzie w Europie Zachodniej, znalazła swoje miejsce do życia w Królestwie Polskim a potem Rzeczpospolitej Obojga Narodów. Miejsce nie tylko życia - otoczenie polskie było przyjazne dla rozwoju kultury, praktykowania religii, samorządności, autonomii. Działał Sejm Czterech Ziem. W połowie XVII wieku 5% mieszkańców I Rzeczpospolitej stanowili Żydzi. To była największa diaspora w Europie. Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości w 1918 roku prawie 10% mieszkańców nowego państwa stanowili Żydzi. 

Pomyślmy przez chwilę nad tym pytaniem - czy w 1939 roku w Polsce Żydom zagrażało istotne niebezpieczeństwo? Niebezpieczeństwo porównywalne w skutkach z tym, co się stało później w wyniszczającym ogniu II wojny światowej? 

Moim zdaniem nie ma nawet jednej poważnej przesłanki mogącej wskazywać na to, że Polacy byliby zdolni przygotować plan ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej a następnie wcielić go życie. Gdyby nie II wojna światowa Żydzi nadal stanowiliby istotną część populacji państwa polskiego. 

To jest właśnie ta szersza perspektywa - Żydzi znaleźli w Polsce dom i nadal Polska byłaby ich domem. 

Czy jednak zrobiliśmy dobry geszeft robiąc to, co robiliśmy? 

Moim zdaniem nie - to była wyjątkowo zła inwestycja: głównym propagatorem intensywnego, agresywnego antypolonizmu są właśnie Żydzi. Wszyscy? Nie. Ale wystarczająco wielu. Nie wnikam w powody takiej postawy. Nie interesuje mnie to od dawna. Nie jestem pierwszym z tych, która ta postawa dziwi - wielu z tych, którzy pracowali na rzecz odzyskania przez Polskę niepodległości przed 1918 roku było nie tylko zniesmaczonych agresywną, pełną kłamstw, antypolską kampanią w USA jak i w Europie. To nie było tylko zniesmaczenie - to było zaskoczenie, że aż tak można ignorować fakty i aż tak można nienawidzić np. Polakom przypisywano pogrom Żydów mieszkających w Kiszyniowie na Mołdawii, który miał miejsce w 1903 roku. Naturalnie, prawdziwe źródło zaskoczenia jest inne - Polacy, koniec końców jednak naiwny naród, liczyli na wdzięczność, gdyż przez wieki byli najbardziej przyjaznym Żydom narodem europejskim. 

Gdy patrzymy na lata, które upłynęły Polsce pod zaborami i widzimy w nich krew płynącą w każdym pokoleniu w imię odzyskania utraconej wolności to ile w tej rzece krwi płynie krwi żydowskiej? Tyle, że jej ilość była proporcjonalna do liczby Żydów zamieszkujących dawne ziemie polskie? Nie ma prawie żadnej daniny krwi w walce o jakąkolwiek wspólną sprawę i nie ma szczególnie wspólnych spraw - na początku jest tylko maleńki strumyk, który szybko wysycha. To wszystko. Jesteśmy rozdzieleni. Odseparowani. To, co łączy - to tylko terytorium na którym tubylcy przyjęli uchodźców. Nie jest to zbyt dużo. 

Mimo wszystko jednak nawet w czasach tak ciemnych, że człowieczeństwo było luksusem znaleźli się tacy Polacy, którzy podjęli się próby, czasem skutecznej a czasem nie, ratowania obcych. Czy było ich wielu? W skali statystycznej - nie. W skali tego, czym jest człowiek w obliczu grozy wojny i bezwzględności okupanta - ogrom. Bowiem bycie dobrym, bycie gotowym do narażania siebie, aby uratować inne dobro nawet w czasie pokoju jest luksusem. Ilu z nas stanęłoby w obronie skrzywdzonego kolegi z pracy, jeżeli to tylko mogłoby negatywnie wpłynąć na naszą karierę lub narazić nas na drobne nieprzyjemności? Moje doświadczenie podpowiada, że niewielu. A przecież w tym przykładzie nie chodzi o sprawy ostateczne. 

Niemniej jednak wielu z nas odczuwa to żydowskie rozczarowanie, że umarło lub było gotowych umrzeć tak mało Polaków za Żydów. Cóż można na to powiedzieć? Cóż mądrego? A niejako z tą nutą rozczarowania, że nie zrobiliśmy więcej współbrzmi nuta pretensji, że tak wielu z nas przyczyniło się do zagłady Żydów. Tak wielu czyli konkretnie ilu w skali statystycznej i jaki stanowi to udział % w eksterminacji prowadzonej przez Niemców? Pozwolę sobie na drobną uwagę - większość ludzi jest przeciętnych: nie są szczególnie dobrzy i szczególnie skłonni do zła - ta większość w czasie wojny nie robi nic. Nic złego ani nic dobrego. Stara się, co jest do szpiku kości ludzkie, po prostu przeżyć, bo życie jest na tyle unikatowe, niepowtarzalne, że chce się je ocalić. Kto tego nie rozumie - ten rozumie niewiele z tego z jakiego tworzywa został zrobiony człowiek. 

Kończąc ten wątek - aby zrozumieć, że postawa ratowania obcych jest wyjątkiem a nie regułą, że postawa unikania nieprzyjemności jest standardem - wystarczy spojrzeć na Żydów po II wojnie światowej w komunistycznej Polsce. Ilu z nich odważyło się w tych, ciemnych a jednak nie aż tak, czasach ratować, w miarę posiadanych możliwości, tych z Polaków, którzy znaleźli się w machinie terroru? Nie znam żadnego takiego przypadku. Piszę to serio. Żadnego. 

Z mojego punku widzenia po uwzględnieniu tego, co można zobaczyć niejako z lotu ptaka, w skali makro, patrząc na dzieje Żydów w Polsce i tego jak niewiele łączyło nas w tych dziejach poza terytorium dobrze się stało jak się stało. Dobrze, że jest ta cała hucpa z nowelizacją ustawy o IPN. Ta cała hucpa pozwala nam odrobić zapomnianą powtórkę z historii. U progu 1918 roku, gdy nasi przodkowie chcieli przywrócić Polsce niezależny byt na mapie Europy najbardziej zajadłymi wrogami tej opcji byli właśnie Żydzi. W 2018 roku podobnie: oto chcemy wreszcie z siebie zrzucić garb fałszu historii i podjąć aktywną, na gruncie prawa karnego, walkę z nic nie mającymi wspólnego z prawdą twierdzeniami o "polskich obozach śmierci". Rozpatrując wspólny los - Polaków i Żydów, którzy ponieśli wielką ofiarę z rąk państwa niemieckiego - mogłoby się wydawać, że w walce o prawdę mamy po swojej stronie Żydów. Tak mogłoby się wydawać a to, co naprawdę to jest naprawdę. Z jakich powodów tak się dzieje? Nie wiem. Na pewno nie z takich, że istnieje obawa przed odpowiedzialnością karną tych, którzy będą mówić lub pisać w oparciu o fakty, że jakiś Kowalski lub Nowak ze Szczebrzeszyna popełnił przestępstwo wobec Żydów w czasie II wojny światowej. To jest zbyt absurdalne - można być głupim, ale aż nie tak. 

O powodach mogę powiedzieć tylko tyle na dziś i sądzę, że to jest lepsze niż mówienie o 65 miliardach dolarów - przesłanie Żydów jest dla nas oczywiste: wiemy, że nie było żadnych polskich obozów śmierci. Tak samo jak Wy. Ale inni nie wiedzą i jest wygodniej, aby tak pozostało. Wygodniej dla nas. Role w spektaklu pt. Kto jest największą ofiarą II wojny światowej? zostały już rozdane. Jak mówił w jednym z wywiadów historyk amerykański Richard Lucas* (autor "Zapomnianego Holokaustu") - Żydzi są "good guys" a Polacy "bad guys" a dopytywany o rolę Niemców w tym wszystkim ujął rzecz i trafnie i lapidarnie - Niemcy są w tej sprawie abstrakcją. Nie ma więc w sprawie żadnych Niemców - są tylko Naziści z Nazi State. To się dzieje naprawdę :) 

W gruncie rzeczy, jeżeli nazwy mówią aż tak mało o przedmiocie i nie niosą ze sobą aż tak negatywnej konotacji, jak to wrażliwym Polakom zdawać się może to używajmy naprzemiennie wyrażeń "polskie obozy śmierci" i "żydowskie obozy śmierci". W pierwszym wypadku przecież chodzi tylko i wyłącznie o skojarzenie geograficzne a w drugie o skojarzenie z tym narodem, który poniósł największą ofiarę w zarządzanej przez Niemcy maszynie śmierci. Skojarzenie jest przecież trafne. 

Myślę, że skoro to nie ma znaczenia i nie ma żadnego związku z odpowiedzialnością za uruchomienie i prowadzenie obozów śmierci i jednocześnie nie przeklasyfikowuje ofiary na kata lub odwrotnie to taki zabieg jest dopuszczalny i w gruncie rzeczy nieszkodliwy skoro wszyscy wiemy jak było naprawdę. 

Czyż nie? 

* Richard Lucas z powodu pozytywnej książki o Polakach i tragedii, która ich spotkała w trakcie II wojny światowej miał sporo nieprzyjemności a po prostu napisał prawdę. Tylko, że ona - bo z tej strony było najwięcej krytyki - nie jest wielu Żydom do niczego potrzebna a już najmniej potrzebne jest propagowanie prawdy. Nikt nie krytykuje ani warsztatu autora ani bazy faktograficznej - ot, książka jest zbyt propolska, choć ten sam autor wcześniej otrzymał wręczaną przez żydowską organizację nagrodę im. J. Korczaka za inną książkę (po publikacji "ZH" została mu jednak odebrana przez tą samą organizację). Podobną historię miał wcześniej w USA Norman Davies - jemu zdarzyło się napisać "Boże igrzysko" a ponieważ książka też została odebrana jako zbyt propolska to i etat na Uniwersytecie Stanforda przepadł. 

PS. Gdy używam zwrotów - Polacy, Żydzi nie dodając jakiegokolwiek kwantyfikatora to nie znaczy, że myślę, iż dotyczy to wszystkich Polaków, wszystkich Żydów. Tych, co dotyczy to dotyczy a tych co nie to nie. 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka