jacek syn alfreda jacek syn alfreda
252
BLOG

Ptaszydło

jacek syn alfreda jacek syn alfreda Rozmaitości Obserwuj notkę 1

Mam w ogródku mały stawik, jakieś pięć na cztery metry długi i szeroki. Miałem tam rybki - kilka sam kupiłem, inne same się jakoś ulęgły. Lubiłem sobie siąść na tarasie z kawą albo piwkiem i patrzeć, jak się pluskają, gonią, łapią jakieś owady z powierzchni wody.  Odprężało mnie to jakoś i sprawiało przyjemność. Zauważyłem jednak niedawno, że jakby było ich coraz mniej. Któregoś dnia, jak zostało ich tylko dwie, wszedłem na balkon i moje wejście przestraszyło ogromne ptaszydło,, które z łoptem skrzydeł zerwało się z powierzchni wody, unosząc w dziobie moją przedostatnią złotą rybkę. Byłem wściekły. Oczywiście dużą głupotą byłoby stwierdzenie, że te rybki nałeżały do rodziny (za to mój owczarek Bohun to bezapelacyjnie członek rodziny), ale czułem się jakoś za nie odpowiedzialny i po prostu je lubiłem. Krótko potem sąsiedzi mieszkający parę domów dalej zaprosili nas na kawę, z okazji konfirmacji ich córki, bo to ewangelicy.  Zebrało się tam całe sąsiedztwo. To przewżnie ludzie między czeterdziestką a pięćdziesiątką, dzieciaci, ciężko pracujący i spłacający kredyty za dom. Kilku z nich także ma w ogródku oczko wodne czy mały staw. Od słowa do słowa, w końcu zgadaliśmy się, że im też coś wyżarło ich rybki. Zidentyfikowali zakże złoczyńcę - czapla. Jeden z nich opowidał, że o mały włos udało by mu się trafić ją kawałkiem dachówki, ale chybił o centymetry.  Wszyscy byki równie wściekli jak ja. A wiedzieli że mam wiatrówkę, bo czasmi z nudów strzelamy sobie z nudów do celu w ogrodzie. Legalnie kupiona, ale ma niezły wygar, śrut się wbija na centymetr w beton. To spytali mnie, czy nie mógłbym spróbować ustrzylić tego ptaszydła, powiedzieli że wiedzą, gdzie ma gniazdo i że to niedaleko. Powiedzieli także, że czapla utyka na jedną nogę, więc może ktoś próbował ją jużwyeliminować. Powiedziałem, że mógłbym spróbować. Ale w domu, zrobiło mi się jakoś tej czapli żal, chyba przez to, że była już pewnym stopniu inwalidą. Poczytałem sobie o czaplach w internecie i dowiedziałem sie, że wiosną wylęgaja się im młode i wtedy potrzebują bardzo dużo żarcia, bo trzeba te młode czymś nafutrowac. I jeszcze bardziej żal mi się zrobiło tego ptaszydła. Ja je ukatrupię, a tam pisklaki pozdychają z głodu. Nie pasuje mi to. W internecie znalazłem też różne porady, jak obronić rybki przed czaplą, ale uznałem prawie wszystkie za głupie - radzono tam na przykład, żeby postawić w stawie sztuczną czaplę, to prawdziwa nie przyleci, bo się będzie bała. Jedyną skuteczną radą była siatka zawiesaona nad stawem, tak, by ten cholerny pterodaktyl nie mógł wlądować. Ale poszatkować ładny staw siatką? Bardzo to nieestetyczne.

Syn mi się dopomina o nowe rybki, bo też lubił sobie popatrzeć. Ale wiem, że mi je ta cholera prędzej czy pózniej znowu powyżera.
Czy można bronić jednego życia (rybek w moim stawie) unicestwiając życie innego bytu (czapli)? Czy życie ptaka jest więcej warte niż życie ryby? Wot, zagwozdka...


skromny kapitalista z ludzką twarzą

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości