Zbigniew Kaliszuk Zbigniew Kaliszuk
326
BLOG

Śledztwo smoleńskie - kontrowersje

Zbigniew Kaliszuk Zbigniew Kaliszuk Polityka Obserwuj notkę 10

 „Wydaje mi się, że państwo polskie zrobiło wszystko, co powinno,aby sprawę wyjaśnienia okoliczności katastrofy, także jej skutków, jakoś zbadać i uzyskać odpowiedzi”Bronisław Komorowski, Prezydent Polski

 

W poprzednich notkach skupiłem się na próbie odpowiedzi na pytania dlaczego wyjaśnienie przyczyn katastrofy smoleńskiej jest ważne, czy powinniśmy próbować przejąć śledztwo i czy w ogóle była taka możliwość z punktu widzenia prawa. W wątkach tych prześlizgnąłem się przez temat wątpliwości i pytań jakie się nasunęły odnośnie śledztwa, dlatego teraz chciałbym się nimi zająć bardziej szczegółowo. Z całego szeregu budzących kontrowersje informacji jakie dochodzą ze śledztwa, wyodrębniłem kilka, które najdobitniej pokazują, że musimy otoczyć je szczególną uwagą i wywierać nieustanną presję na naszych rządzących, by w końcu przestali być zadowoleni ze swojego zachowania w sprawie wyjaśniania katastrofy i przebiegu śledztwa. Nie dzieje się bowiem dobrze.

 

1. Zabezpieczenie rzeczy należących do ofiar

Na pokładzie samolotu prezydenckiego znajdowały się urządzenia zawierające tajemnice państwowe i tajemnice NATO: telefon prezydenta RPLecha Kaczyńskiego, telefony dowódców wojsk, ministrów, laptopy. Jak powiedział„Gazecie Polskiej” zastępca szefa BBN Witold Waszczykowski „telefony były zaawansowane technologicznie tzw. Black Berry, miały dostęp do intranetu instytucji, w których pracowali. W tych telefonach ci oficerowie i ministrowie mogli odczytywać wewnętrzną pocztę tych instytucji, maile, notatki, sprawozdania, mogli wydawać polecenie podległym pracownikom i otrzymywać od nich sprawozdania.” Z pewnością to wiele cennych informacji dla obcych służb specjalnych. Tymczasem zabezpieczeniem rzeczy należących do ofiar, bezpośrednio po katastrofie zajęli się Rosjanie.

 

2.Godzina katastrofy

Przez 2 tygodnie od katastrofy podawano jej błędną godzinę – 8.56 , podczas gdy miała miejsce o 8.41.

Siergiej Szojgu, rosyjski minister ds. sytuacji nadzwyczajnych zdając relację z przebiegu akcji ratunkowej i śledztwa premierowi Putinowi mówił:

S.K. Szojgu: Szanowny Władimirze Władimirowiczu, o godzinie 10:50 [czasu rosyjskiego – przyp.Zbyszek ] dnia dzisiejszego na lotnisku Smoleńsk “Północny” przy podejściu do lądowania zniknął z radarów samolot TU-154 dokonujący przelotu na trasie Warszawa-Smoleńsk. Podczas upadku samolotu powstał pożar. W celu likwidacji tego pożaru o 10:51 przybyły drużyny strażackie trzech jednostek przeciwpożarniczych w składzie 40 ludzi, oraz 11 jednostek technicznych.”

Informacja ta pochodzi ze stenogramu ze spotkania rosyjskiego rządu:

http://www.premier.gov.ru/events/news/10179/

Pytania jakie się nasuwają są oczywiste. Jak to możliwe, by samolot zniknął z radaru dopiero 10 minut po katastrofie? Jak to możliwe, że świadkowie – kontrolerzy z lotniska, służby jakie przyjechały na miejsce nie były w stanie podać dokładnej godziny katastrofy? Dlaczego pojawiła się informacja o nieprawdziwej godzinie katastrofy ?

 

3.Akcja ratunkowa

Prowadzący śledztwo MAK w swoim wstępnym raporcie pisze, że dotarcie do miejsca katastrofy zajęło odpowiednim służbom ok 13 minut. Miejsce katastrofy oddalone jest od lotniska o niecałe 840metrów. Można się zastanawiać dlaczego trwało to tak dużo czasu? I jak się to ma do słów Siergieja Szogu, który zapewniał, że już po minucie na miejsce katastrofy przyjechały jednostki przeciwpożarnicze i techniczne?

 

4. Zabezpieczenie miejsca katastrofy

Przez miesiąc od katastrofy, jej miejsce pozostawało zupełnie niezabezpieczone. Zjawić się w nim mógł praktycznie każdy. Co więcej nie zostało ono należycie przeszukane. Śledczych musieli wyręczyć dziennikarze. W maju dziennikarze „Faktu” znaleźli panel ze wskaźnikami samolotowego urządzenia nawigacyjnego SPU–7, a dziennikarze „Gazety Polskiej” urządzenie do wypuszczania podwozia z Tu-154.. Na terenie lotniska walało się też wiele innych części samolotu, rzeczy należących do zmarłych (np.odnaleziono paszport jednej z ofiar), a nawet szczątki ludzkie.

 

5. Wymiana reflektorów

Chyba każdy widział zdjęcia na których rosyjscy wojskowi i milicjanci wymieniają żarówki w lampach oświetlających lotnisko w Smoleńsku. Pytanie, czy gdyby, białoruski dziennikarz Siergiej Serebro przypadkiem nie zrobił zdjęć pokazujących to zdarzenie, to Polacy by się kiedykolwiek dowiedzieli o tym fakcie? Co miała znaczyć ta wymiana?

 

6. Błędne komendy kontrolerów (wg stenogramów)

Kolejne komendy kontroli lotów lotniska Siewiernyj sugerowały, że samolot leciał na odpowiedniej wysokości.

10.40.13 – 4 na kursie i ścieżce

10.40.26 – 3 na kursie i ścieżce

10.40.38 – 2 na kursie i ścieżce

Ostatnia z tych komend padła na 25 sekund przed katastrofą, gdy Tu-154 był już dużo za nisko, by kontroler mógł powiedzieć, że są na ścieżce. Samolot leciał pod ścieżką już od około 4.kilometra przed progiem pasa.

Ostatnią komendę – „Horyzont” kontrola wydała dopiero na chwilę przed katastrofą.

Trzeba postawić pytania – dlaczego kontrolerzy wprowadzali załogę samolotu w błąd ? Czy radar na lotnisku działał prawidłowo? Czy może to była jakaś absurdalna pomyłka kontrolerów?

Szalenie ważne jest przesłuchanie kontrolerów. Niestety Polacy nie mieli do tej pory takiej możliwości.

 

7. Przekazanie kopii nagrań z usterką

Kopia taśmy z tzw.Voice-recordera, magnetofonu, który był na pokładzie prezydenckiego samolotu, jaką przekazali nam Rosjanie zawierała usterki techniczne.

 „Ten rejestrator to stara technologia, taśma magnetofonu szpulowego. Gdy zapis doszedł do końca szpuli i miał nastąpić revers, przez moment taśma zaczęła biec w nieco innym tempie i nie byliśmy pewni, czy nagranie jest dokładne” tłumaczył minister Jerzy Miller nadzorujący śledztwo. W efekcie musiał udać się do Moskwy po jeszcze jedną kopię.

Pytanie jakie się samo nasuwa - skoro w jednej kopii były błędy to czy nie będzie ich w innych ?

 

8. Zeznania sprzeczne z tym co jest w stenogramach

Zgodnie z z zeznaniami porucznikami Artura Wosztyla, kapitana Jaka-40, polskiego samolotu jaki wcześniej lądował w Smoleński wieża w Smoleńsku podała pilotom Tu-154, gdy dolatywali do lotniska, komendę „jak na wysokości 50 metrów nie zobaczycie pasa, odlatujcie”. Zeznanie to złożył w prokuraturze (karta 1165)

Zeznania polskiego pilota stoją w sprzeczności z zeznaniami Pawła Plusnina, kontrolera lotów w Smoleńsku. Zeznał on (karta 2538), że zabronił schodzić pilotom Tu-154 poniżej 100 m. Zastanawiające, że ani jednej ani drugiej komendy nie ma w stenogramach.

Z kolei technik pokładowy Jaka 40 Remigiusz Muś powiedział w wywiadzie dla TVN24
„- Według stenogramów z czarnych skrzynek, kontroler wydaje po raz pierwszy komendę 102;101 horyzont dokładnie w tej samej sekundzie, w której nawigator podaje wysokość 50 metrów.
- I ja właśnie słyszałem jak mówił wcześniej, że najniżej mogą zejść na 50metrów i być gotowi odlecieć, jeśli nie zobaczą pasa. Nie na 100. Teraz: czy nasze słowa są bardziej wiarygodne, czy stenogram?

-Dwóch różnych komend kontrolera, który by raz mówił „bądźcie gotowi do odejścia przy 100 metrach”, a w innym momencie „bądźcie gotowi przy 50 metrach” Pan nie słyszał?

-Nie, nie słyszałem. Była jedna komenda”

Pojawiły się głosy podważające słowa załogi Jaka-40, gdyż jakoby mieli nie znać rosyjskiego. Tyle, że 50 i 100 po rosyjsku brzmi bardzo podobnie jak po polsku i ciężko byłoby pomylić te słowa nawet osobie w ogóle nie mówiącej w tym języku.

Przesłuchanie kontrolerów lotniska Siewiernyj staje się tym ważniejsze.

 

9.Radiolatarnie

Z relacji członka załogi jaka-40, który wylądował na lotnisku Siewiernyj godzinę przed prezydenckim Tu-154, wynika, że jedna z radiolatarni była umieszczona dalej, niż oznaczono to w dokumentacji, którą dysponowały załogi obu polskich samolotów.

Radiolatarnie są jedynym systemem naprowadzającym na lotnisku, na którym 10 kwietnia doszło do katastrofy. Oprócz sygnałów świetlnych emitują też sygnały drogą radiową,które odbierają urządzenia samolotów.

ZałogaJaka-40miała też problem z odbiorem sygnału z radiolatarni, położonej kilometr od pasa.

 

10.Wyjazd archeologów

Nasi archeolodzy od dwóch miesięcy wybierają się do Smoleńska i nie mogą dotrzeć. Aktualna wersja, to że pojawią się tam na jesieni.

PAP, 5 maja 2010r.

Premier Donald Tusk powiedział, że chce, aby na tym obszarze mogli pracować polscy archeolodzy. "Po to, aby rzeczywiście już w sposób tak skrajnie profesjonalny przeszukać każdy fragment terenu, gdzie mogłyby się znaleźć fragmenty samolotu lub przedmioty, które pozostały po ofiarach"- tłumaczył premier. Dodał, że nie wyobraża sobie, aby Rosjanie się na to nie zgodzili. Zapowiedział jednak, że jeśli zasygnalizowane zostaną mu jakiekolwiek problemy, będzie interweniował.

IAR, 05 maja 2010 r.

„Minister w Kancelarii Premiera Michał Boni poinformował, że do Smoleńska pojedzie grupa kilku archeologów z Polski, by przeprowadzić prace na miejscu katastrofy. Naukowcy mają za zadanie zabezpieczyć przedmioty pozostałe po rozbitym samolocie.

TVP 2, 15 lipca 2010 r.

„Jesienią polscy archeolodzy pojadą na miejsce katastrofy smoleńskiej”– powiedział rzecznik rządu Paweł Graś

 

11. Brak dostępu do dowodów i świadków

Rosjanie przekazali nam 1300 kart ze śledztwa. Wśród nich nie ma jednak tych najważniejszych dokumentów i dowodów jak kopia nagrania magnetycznego z wieży lotów, rejestracja zapisu z kokpitu Iła-76, dokumentacja lotniska Smoleńsk Siewiernyj, w tym specyfikacja wszystkich urządzeń lotniska. Nie otrzymaliśmy protokołów z oględzin z miejsca zdarzenia, eksperty z wraku samolotu, ekspertyz z sekcji zwłok

Nie mogliśmy też sami przesłuchać rosyjskich świadków czy nawet uczestniczyć w ich przesłuchiwaniu (w tym już wspominanych kontrolerów).

Przedstawiciele prokuratury przyznają, że z pięciu wysłanych wniosków o pomoc prawną, Rosjanie zrealizowani dotąd niespełna jeden.

Oczywiście, ze względu na przyjętą zasadę, że to Rosjanie są dysponentem śledztwa, nie mamy też dostępu do oryginałów czarnych skrzynek, wraku samolotu, czy też broni funkcjonariuszy BOR, pomimo że te rzeczy są polską własnością.

 

12.Kontrolowane przecieki do mediów

Od dnia katastrofy, do mediów przedostają się „kontrolowane przecieki”. Wszystkie one mają utwierdzać nas w winie pilotów, jak już słynna informacja o rzekomych 4 podejściach do lądowania jaka była kolportowana zaraz po katastrofie. Pojawiają się też sugestie o możliwych naciskach ze strony Prezydenta, choć akurat do kolportowania takiej wersji wydarzeń niektórych mediów nie trzeba specjalnie zachęcać, gdyż robią to też z własnej inicjatywy.

Jestem absolwentem kierunku Zarządzanie i Marketing w Szkole Głównej Handlowej. Pracuję jako analityk biznesowy w renomowanej firmie. Przez kilka lat byłem liderem Akademickiego Stowarzyszenia Katolickiego Soli Deo z Warszawy. Małe stowarzyszenie przekształciłem w najprężniejszą organizację studencką w Warszawie. Koordynowałem dziesiątki projektów, w tym "Poruszyć Niebo i Ziemię" - cykl spotkań ze sławnymi osobami na temat Kościoła, wartości i kontrowersyjnych kwestii społecznych, w którym wzięło udział ok. 20 tysięcy studentów. W mojej działalności skupiam się na łamaniu stereotypów dotyczących chrześcijaństwa i poszukiwaniu prawdy w kwestiach wiary i wartości. Zachęcam do kontaktu mailowego: zbigniew.kaliszuk@gmail.com oraz przez Facebook (http://www.facebook.com/zbigniew.kaliszuk)

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka