zbigniewkobylanski zbigniewkobylanski
331
BLOG

Mój alfabet polskiego performance

zbigniewkobylanski zbigniewkobylanski Popkultura Obserwuj temat Obserwuj notkę 1


Zbyszek Kobylański

                                                                    MÓJ ALFABET POLSKIEGO PERFORMANCE

      Mój alfabet zaczynam dzisiaj od G – jak głupota. Ponieważ jesteście już przyzwyczajeni do moich opisów głupoty niektórych działań niby-artystów, więc i tym razem postaram się was nie zawieść, dając dowód, przyznaję, moich ograniczeń pojmowania niby-filozoficzno-artystych działań.

      Nie mogąc pojąć tego, że prawie cały, tak zwany intelektualny świat artystyczny, zachwyca się g… (wykonanym na żywo w pewnej galerii) jakiegoś „artysty”, czy kwadracikiem z niewidzialną rzeźbą, nie mówiąc już o tak wiekopomnym dziele, jak „Puszka z g… artysty”, postanowiłem „wgryźć” się głębiej w ten temat.

      Poświęciłem (i dalej poświęcam), kilkanaście nocy, oglądając w TVP Kultura program „Alfabet polskiego performance”, nie mogąc pogodzić się z tym, że tak wysublimowana część twórczości jest mojej wrażliwości niedostępna.

      Niżej opiszę jedno (w dwóch aktach) z takich działań i byłbym niezmiernie wdzięczny, gdyby ktoś spróbował wytłumaczyć mi, ułomność mojego myślenia i braku gustu.

      Akt pierwszy: na stole stoi, dość sporych rozmiarów akwarium, w którym pływa karp. „Artysta” podchodzi do stołu, wyciąga rybę z wody i rzuca na stół, a sam zanurza głowę w akwarium. Ryba miota się na stole łapiąc powietrze, „artysta” cały czas trzyma głowę w akwarium. Myślałem, iż chce udowodnić, że potrafi dłużej wytrzymać z głową zanurzoną w wodzie, niż ryba wyciągnięta z wody. Niestety, „artysta”, co jakiś czas przerywał eksperyment, wkładał rybę z powrotem do akwarium (przynajmniej to), a sam miał czas, aby głębiej odetchnąć.  Tę czynność powtarzał kilkakrotnie. Ryba spadała czasem na podłogę, miotając się w walce o życie. Koniec pierwszego pokazu. Rzęsiste brawa...  Głębokie prawda?

      Akt drugi: „artysta”, oczywiście w gaciach (zdaje się niezbyt świeżych), przywiązał sobie do nogi sznurek, a na drugim jego końcu uwiązał za nogę papugę. Następnie, krokiem z marszparady, defiluje przed publicznością. Papuga szarpana w czasie marszu to spada na ziemię, to znów wzlatuje, aż zrywa się z uwięzi i próbuje odlecieć. „Artysta” łapie jednak niesfornego ptaka, przywiązuje go na powrót do nogi i maltretuje dalej, kontynuując pokaz.

      Patrzę na publiczność – robi wrażenie ludzi kulturalnych, lecz nikt nie wstał i nie dał, tak po prostu, kulturalnie, „artyście” po pysku. Ja, miałbym tu swoją uwagę: zamiast maltretować ptaka, przywiązując go do nogi, „artysta” powinien przywiązać ptaka do ptaka – może nie byłoby to dużo mądrzejsze, ale przynajmniej dużo weselsze.

      Czekam na komentarz. Panowie: „artysta” i jakiś krytyk lub przyjaciel, siadają naprzeciw siebie w podobnej pozie i zaczyna się następny intelektualny akt. Niestety, znów żadna uczta, ponieważ  krytyk wybełkotał coś w znanym mi stylu z katalogów performerów, a „artysta” stwierdził, że miał już dosyć czytania wierszy przy świecach, więc dlatego zajął się tego rodzaju działalnością. Biedny człowiek, pomyślałem, nic nie wie chłopina, że już dawno wymyślono elektryczność.

     


        


     


       


 


Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura