Zbyszek Zbyszek
421
BLOG

Jest dobrze...

Zbyszek Zbyszek Rozmaitości Obserwuj notkę 8

Dżast dżołking. Rilly. Ty wiesz i ja wiem. Że k**wa po angielsku? To się naucz kacapie jeden. Mam w d***e, że nie rozumiesz. Taki głąb, takie głąby nigdy nic nie rozumieją. Nie rozumieją, że nas rżną. Każdego dnia, każdej godziny. Cała nadzieja w prezydencie. Albo oponencie. G...., e.... guzik. Chciałem napisać "guzik" - prawda. Nie żadne tam g....no. Po prostu.

Właściwie to wiesz co? Chyba gorzej to już być nie może. Tak ci do śmiechu? Gdy ludzie umierają? Pamiętasz Robina Williamsa? Zabawiał cały świat. Może mu ta rola udawania kobiety zaszkodziła. Żeby jeszcze jakiejś młodej i atrakcyjnej. Śmiał się, a tam wewnątrz - płakał. Koniec końców się powiesił. Nie na żarty, tylko naprawdę. Taki aktor. Taka sława. Jeszcze gorzej skończył ... jak on się nazywał? Nie ważne, syn reżysera z Santa Barbara. Pozabijał trochę osób, zanim sam się zabił. Ale czy naprawdę trzeba takich rzeczy? Nie mamy własnych problemów? Nie mamy polityków? Ja pi****le. Polityków. Czy ty naprawdę nie rzucasz hantlem w monitor jak ich wszystkich widzisz? Ja nie włączam telewizora. Nie chce sobie barku zwichnąć, bo dawno hantlem nie rzucałem.

Generalnie mamy wypas. Po tym jak ci kogoś zamordowali plandemią w rodzinie, jak innego zamordowali podłością, gadaniem, mikro-ciągnącą-się-latami-agresją. Facet kilometr dalej nie dał rady. Rodzinka. Wyskoczył. Ma już luzik. Chociaż trudno powiedzieć, co tam ma. Jak doszedłem, tylko zielona płachta przykrywała plamę krwi, taśma odgradzała teren i jakiś mundurowy, matko jak on się nudził, obczajał czy inni nie obczajają i nie przekraczają.

No i w dodatku g****o. Ze wszystkiego. Niby się starasz, ale spójrzmy prawdzie w oczy. Na *** to wszystko? Pracy nie masz albo stracisz za chwilę, albo jest "taka sobie". Jak się dałeś "zasząpić", to już tylko ostatnia prosta, nie wierzysz?, przecież zapowiadali!, czarne na białym, że skuteczna. No... jeszcze nie teraz, nie teraz, to jest sprawa rozwojowa. Te kolce, co ci sam organizm wyprodukował... no wiesz... Syfionka jest skuteczna i bezpieczna. Bezpieczna dla tych, co robio i kupujo zastrzyki. Skuteczna, bo skutki dla zasząpionych. Okej, okej, wyluzuj. Może ci się uda!? Kto wie!?

Martyka bez pracy. Ty bez humoru. Ukraina bez leopardów. Niedzielski bez maseczki. Jak ten człowiek w ogóle wygląda bez maseczki? Ty bez pracy. Albo bez domu. Albo jesteś singlem. Może cygnlem? Że cynglem, a nie "cygnlem"? To się możesz dop((((lić, że ktoś pisać nie potrafi. Ludzie cię kochają. Najbardziej sąsiad z domku, który przywozi swoje śmieci do twojego śmietnika osiedlowego. Wieczorem się skrada z wielkim workiem śmieci. I ekspedientka, która cię orżnęła w sklepie. I w ogóle wszyscy chcą pieniędzy. Twoich pieniędzy. A ty co? Szefem policji jesteś? Przynajmniej byś za****lił sobie, zamiast z fajerwerku w sylwestra, to z czegoś porządniejszego. A tak... pozostaje ci alkohol albo internet albo brak nadziei, że ludzie zmądrzeją, to znaczy przestaną cię pomijać albo flekować albo popychać cały ten ponury szpital wariatów w kierunku wspólnej hekatomby.

Perspektywy są ciemne. Im gorzej tym lepiej - myślisz gorzko w nadziei, że jest taki punkt, po którym wstaniesz. Ludzie wstaną. W nich cała nadzieja. Wstaną jak w piosence Kryśki Prońko. Staną się jak kamień, pod dowództwem dowództwa, co to wygrywało notorycznie w totka od bezpieki, na mieszkanie. I ruszysz do przodu. Przez noc, przez noc, przez noc. To światełko, które wreszcie w tej ciemności zobaczysz, to nie będzie słońce. To twoje przeznaczenie, ostateczny finał, nadjeżdżający - w tunelu jakim się stało twoje życie - pociąg. Wiwat. Naprzód.

Że nawet poważnie i normalnie pogadać się z kimś nie da? Że wszyscy są tak już zajęci, zmęczeni, nawiedzeni, sprofilowani, wkurwieni, pier****ci,  że się  bardziej nie da? Że mają w dupie, dokładnie w czarnej dupie ciebie, ojczyznę, cały świat i na tronie ustawili sobie własną głupotę, znaczy - jakim tronie, to jest ołtarz, i pieprzą swoje poronione, pokaleczone życie, którym od czasu do czasu częstują innych?

Nadzieja umiera ostatnia. Ale jest. Musisz tylko zareagować. Mocniej się wytężyć. Skup się. Ludobójstwo. Ty s****synu jeden! - ktoś ci zaraz napisze. Napowie. Napluje. Bóg mniejszy w postaci lidera jakieś partii z bogiem większym w postaci własnej dupy i głupoty pokierują nim w jego pląsawce, w tym "dance macabre", w tym lumbago tłumu zombie, szarpiących się w różne strony. Wiesz co? To właściwie jest już "Noc żywych trupów". Jeszcze z nich całkiem nie odpada ciało. Nie wypadają im oczy. Nie mają koloru sino-zimnego z plamami na całym korpusie. Ale to jest to. Psychicznie, mentalnie już ci się jakiś, może ten najbliższy, wgryza w szyję. Uczepiwszy się twoich ramion harczy "haaaa", "haaaa", i swoje żółte zęby szczerzy...

Więc co miał zrobić? Robin Williams. Serio. Pytam. Czasem pozostaje tylko to. Że zły przykład? Wolisz młodego księdza w polskiej miejscowości? Niedługo po święceniach. Natchniony. Pewnie miał z psychiką nie tak. Wszyscy, co sobie życie odbierają, mają coś z psychiką, to problem medyczny. Jak tego, co wyskoczył z czwartego piętra. Potem plama przykryta zieloną plandeką i taśmy, takie żółto-czarne, kołyszące się na wietrze.

Bo trzeba mieć powód. Musisz mieć powód. Do tego, żebyś k***a był szczęśliwy. On ma powód. Stanowisko, młode sekretarki, starą żonę. Mądry człowiek to nie wymienia swojej własności jak Marcinkiewicz, tylko leasing durniu, leasing. No dobra, stres. Ale trzeba być twardym. Tamta ma dobrze. Robota, ustawiona i w ogóle, wszystko w porządku. I jeszcze tamten. Wszyscy są szczęśliwi na około. Dlaczego? Bo mają powód! Rozumiesz?

A może to jest jakaś gra? Jak pingpong premiera, jak występy reprezentacji. Taka gra w znaczenia. Ponieważ abcdefgh i j oczywiście, to - jest dobrze. Albo zupełnie przeciwnie. Tylko dureń może nie widzieć, że klmnopzetdupa i oczywiście jest oczy - wiście, czyli do pewnej części ciała.

Wiesz co? A może im zależy? Może ta gra jest ustawiona? Może ta rzeczywistość jest tak ustawiona, żebyś grał w grę, w którą wszyscy gramy? Grę, która powoduje generowanie znaczenia, generowanie poczucia, odczucia, samo-poczucia w tobie, w odpowiedzi na to, że... - [tu dowolne wstawić].

Teraz. Emocje, stany, które czujesz, odczuwasz, przeżywasz, są jak impulsy sterujące. Sprawiają, że mocniej grasz. Bo przecież można wygrać. Dobrze, źle, dobrze, źle. W telewizji spotkanie ze zwycięzcą ostatniego odcinka. To ten, i tamten, i tamci. Ty... grasz dalej. Pada pytanie, padasz ty, pada na ciebie słońce spojrzenia losu. Ekstaza i udręka są na wyciągnięcie ręki.

Ale gra jest ustawiona. Tak, że porażek większych i mniejszych, jakby coraz więcej. Coraz więcej ciemności, smutku, wkurwienia i goryczy w tobie, co kończy się agresją lub rezygnacją. Gra jest ustawiona tak, żeby w tobie generować więcej i więcej aktywności tej części twojego układu nerwowego, która się nazywa "układ współczulny". Oni chcą. Żebyś się czuł. Jaki? Alesz... Taki... zagrożony, wkurwiony, oszukany, oburzony, zajarzony, rozjuszony, udręczony, skrzywdzony, udupiony. Kłania się laureat nagrody nobla ze swoim "Wszystkie pieniądze udupiłem, o przepraszam, utopiłem".

Wszystko, co widzisz i poprzez media i w końcu sam, jest podłączone, do wszystkich tych twoich odczuć, reakcji, nastawień. Twoje ciało generuje kortyzol. Twój oddech staje się płytszy więc tlenu we krwi jest mniej, ale ponieważ - czy to nie piękny zwrot: "ale ponieważ"? - w tej krwi jest też kortyzol, to ta niedostateczna ilość tlenu ładowana jest do mięśni, reszta czyli twój układ "myślowy", ochronny, trawienny i inne takie, mają tyle tlenu ile wolności mają żołnierze na polu walki.

To ci się zdaje. Że myślisz. To ci się zdaje, że czujesz. I grasz dalej w grę. Żeby zyskać pieniądze, żeby zyskać uznanie, żeby zyskać pozycję, żeby zyskać rodzinę, dom, basen, bezpieczeństwo, sekretarkę, rzecznika prasowego oraz porządny samochód, taki nie elektryczny. Widzisz, że wygrana jest przed tobą. Świat uczy cię, że "musisz przygotować się na długą i wytężoną drogę". A potem, upragnione reperacje, za wszystkie twoje wysiłki i krzywdy, nastąpią. Po tej długiej i wytężonej drodze, w trakcie której podepczesz innych, podepczesz siebie, swój dobry nastrój, swoje szczęście, swoje - czy ty je w ogóle jeszcze masz? - serce.

Więc agresja czy regresja? Szarpanina czy rezygnacja? Taki wybór. Taka alternatywa. Cztery. Z porządnym gospodarzem granym kiedyś przez Romana Wilhelmiego. Oczywiście możesz się szarpać. To zawsze lepsze - sobie powiesz. Ale bagno w postaci właścicieli całej gry, będzie twoją szarpaninę pogrążać, spychać w coraz większy niebyt, naginać grę tak, abyś po prostu dalej grał, aby poziom twojego wkurzenia albo rezygnacji rósł lub utrzymał się na odpowiednio wysokim poziomie, abyś miał też równolegle niewypowiedziane przekonanie, że to wszystko na nic, bo oni mogą wszystko, a ty, nie no... ty dasz radę. Na pewno. E... nie dasz. Chyba, że wódz. Że partia. Więc trza popierać.

Są tylko dwa momenty w życiu, kiedy można stać się szczęśliwym - ktoś kiedyś powiedział. W ogóle takie powiedzenia, to nie jest ważne, kto i kiedy. One sobie funkcjonują. Fluktuują. Unoszą się na oceanie świadomości ludzi i od czasu do czasu zabłysną w czyichś oczach. Więc są tylko te dwa momenty w życiu, kiedy można stać się szczęśliwym, tak w pełni szczęśliwym, bez żadnego ale, bez czegoś za kołnierzem, bez archiwum X, bez znaków zapytania ani wątpliwości. Można być szczęśliwym... - t e r a z ...albo... n i g d y. Taki wybór. Znów - alternatywa.

Bo szczęście nie jest wynikiem gry. Nie jest wynikiem systemu generowania "znaczeń i wag". Ważne, poważne, przeważne. Ważne, żeby nasze idee... Ważne żebym ku***a kogoś spotkał, żebym mógł/mogła z kimś żyć. Ważne żeby tych ****** ukarać, powiesić, za***bać. Ważne jest od waga, ważne jest ciężkie. Mamy dziesiątki i setki zbudowanych - może lepiej wytworzonych - przez siebie połączeń, pomiędzy kształtami rzeczywistości wokół nas, a tym, co one dla nas znaczą, to znaczy jakie odczucia i emocje będziemy mieli, jeśli rzeczywistość będzie wyglądać tak jak chcemy albo nie.

Co jeśli to wszystko jest bez znaczenia? Jeśli samo "znaczenie", no wiem, że to bardzo ważne, jest właśnie mechanizmem, tysiącami mechanizmów, lin, więzów, które utrzymują nas w "grze"? - Kto nie ma w nienawiści - zaczynał jedno ze swoich przepowiadań Mistrz z Nazaretu i potem wymieniał wszystko to, co kochamy, co jest właśnie - najważniejsze. Wszystko to, co ważne, wobec czego tworzymy powiązanie z naszym sercem, z naszym wnętrzem, tak że potem jak to właśnie "szarpnie", to szarpnięciu ulega nasze "serce", w coraz to różne strony, tak iż w końcu może zostać rozerwane i zostanie tylko ból, krwawiąca rana, bo wszystko jest "ważne", a rzeczywistość jest... jakby to powiedzieć, trochę do dupy.

Może jesteśmy jak odbiorniki radiowe, dostrajamy się do częstotliwości? Do fali nadawczej. Może ktoś nas dostraja. Bo wtedy, łatwiej mu nami sterować. Bo chce nad nami kontroli, żebyśmy byli słabsi. A może po prostu, czerpie satysfakcję z agresji, z tego, że inny cierpi? Myślisz, że nie ma takich ludzi? Nie sądź po sobie. Bądź otwarty na myślenie.

A może jesteśmy jak orkiestra filharmoniczna. Bierzemy jakąś partyturę, otwieramy ją i zaczynamy grać, nasze czyny, zachowania, odczucia, emocje, nastroje. Rzecz w tym, że są różne partytury, zaś konkretny dźwięk może różny dawać efekt, w zależności od tego, częścią jakiej muzyki jest.

Może szczęście, tak zwany pokój serca, to są właśnie takie melodie, tonacje, częstotliwości, partytury, które wcale nie biorą się z nut ale nuty układają, które są "czymś spoza". I wtedy "nuty", to znaczy zdarzenia, słowa, elementy życia, ludzie, sytuacje, perspektywy i odczucia trafiają w miejsce wyznaczone im "muzyką", nabierają barw zgodnych z wybraną częstotliwością, otworzoną partyturą.

Może ktoś chce nas wepchnąć "w partyturę", która większość nut łączy w dysonanse, pokazuje jako skrzypiące, przykre itp. itd. Może chce tego, bo sam w niej tkwi. Bo ona przez niego się przenosi. Bo ona chce być melodią ludzi.

Więc można być szczęśliwym tylko w dwóch momentach: nigdy albo teraz. Ale szczęście, lub upraszczając i mówiąc po ludzku, poczucie, że "jest dobrze", nie pochodzi o tego, że jest tak czy siak, tak jak "ma być". Od kształtu rzeczywistości. Od "biegu spraw". Ono się bierze z czegoś innego,  z "melodii", która jest w nas, ze światła - stąd może wszystkie analogie do światła - które w nas "wpada" i oświetla pusty budynek naszego wnętrza. Dlatego nawet czasem mówimy, że "w tym świetle wszystko wygląda inaczej". Bo wygląda, inaczej.

Nic z tego, co widzieliśmy dawniej i nas obciążało, wkurzało, groziło itd. nie znika. Ci ludzie, którzy nam zagrażali, krzywdzili, którzy poprzez swoją głupotę i egoizm... też są. Wszystko jest. Ale jest też buczenie zepsutej lampki, które właściwie fajnie brzmi, tak przymilnie. Jest krzesło, na którym siedzimy, droga, którą chodzimy. Źdźbła trawy też są. Chleb. I cały ten niezmierzony wszechświat jakim jest nasze wnętrze, też jest. Jest Mars, który na nocnym niebie widać jako pomarańczową gwiazdę. Są łaziki, wysłane tam przez nas, bo my wszyscy koniec końców - ludzie - razem istniejemy, które sobie po tym Marsie jeżdżą i przesyłają zdjęcia, jak on, ten Mars, wygląda, jak tam jest. Mamy naszą Ziemię, nasz widnokrąg, który teraz może otulony nocą, ale za moment, słońce znów i będą barwy, i uciążliwe a towarzyskie gołębie. Mamy... życie.

Więc zmieńmy melodię, częstotliwość. Sam nie wiem, jak to się robi. Nie znam pokrętła, guzika, przycisku czy gałki. Ale wiem, że to możliwe. Każdy wie, że to możliwe, jeśli na chwilę odwróci wzrok od "gry", którą mylnie nazywamy naszym życiem. Zatańczmy z Zorbą, wypijmy za błędy, za tych, co ich nie ma, za tych, co dopiero będą, żeby i oni, zrozumieli, że "gra" jest ustawiona, że choć zachęty są ogromne, to kasyno wygrywa. Żebyśmy sobie mogli podarować, lepszy świat, lepszych siebie, trochę głębszego oddechu, tak jak teraz właśnie. Bo może taka jest właśnie i na tym polega właściwa, ta oryginalna "melodia życia". Na tym, że nie ma nic do wygrania, bo wszystko jest do robienia. Kto wie? Może będziemy wtedy dla kogoś innego, jakimś małym cudem. Nieznaczącym pozornie zdaniem. Gestem. Z takich drobiazgów składa się ludzkie życia. W niewidoczny sposób budują się ludzkie losy. Nie tylko te indywidualne, ale i ten zbiorowy, ten który włącza się w tę nieopisaną rzekę, melodię, wibrację i rzeczywistość, jaką jest życie.




------------------------------------------

Wcześniejsza notka, o podobnej tematyce: "Kolor twoich myśli"

Zbyszek
O mnie Zbyszek

http://camino.zbyszeks.pl/  Kopia twoich tekstów: http://blog.zbyszeks.pl/2068/kopia-bezpieczenstwa-salon24-pl/

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości