Konkurs
To największy, najbardziej prestiżowy, najlepszy konkurs pianistyczny na całym świecie. Odbywa się tylko raz na 5 lat. Inicjując go po raz pierwszy w 1927 roku, Jerzy Żurawiew kierował się także wewnętrznymi polskimi dyskusjami i jak to u nas bywa - sporami, no bo... jak grać Szopena?
Dzisiaj, na ten konkurs nadesłało z całego świata zgłoszenia 642 pianistów z 52 krajów. W tym sensie konkurs nie zaczął się w październiku, ale znacznie, znacznie wcześniej, gdzie jury kwalifikowało bądź nie zgłoszenia do właściwych przesłuchań eliminacyjnych. I tak tej jesieni przygodę w tym Konkursie zaczęło blisko 170 pianistów.
Konkurs Chopinowski to morze wrażeń, emocji, zarówno tych estetycznych jak i de facto sportowych. Kto przejdzie, kogo odrzucą. Także i takich para-politycznych, czy to dobrze, że Amerykanin został przewodniczącym składu oceniającego, może będzie forował swoich? Ale w sumie uwagę skupiali na sobie uczestnicy i ich gra.
Ta wspomniana dyskusja rozdyskutowanego narodu jakim są Polacy, która roztrząsając jakie wykonywanie Chopina jest poprawne, miała swoje oparcie w niezwykłej wielowymiarowości samej muzyki naszego kompozytora. Bo jest w niej i Polska, i jego cierpienie, i miłość, i bywa gniew lub elementy smutku. Jest w muzyce Chopina elegancja, lekkość, ale i łamanie konwenansów, tego, co wypada i należy.
Serce w Warszawie
Chopin się bał. Bał się, że zostanie pochowany, a nie umrze, tylko zbudzi się w trumnie, zamknięty, już pod ziemią. Czy to nie straszne? Czy to niemożliwe? Jak najbardziej w tamtych czasach mogło się przydarzyć. Stąd właśnie wymógł na swojej siostrze na łożu śmierci przyrzeczenie, że jego serce zostanie wyjęte i przewiezione do Warszawy, na Powązki. A może to nie tylko strach? Bo w naszym życiu mało jest spraw jednostronnych, jednoznacznych. Więc po wielu perturbacjach - przewóz w słoiku pod sukienką - jego serce w Warszawie spoczęło, wśród tych ulic, po których chodził w swej młodości, wśród tych ludzi, których język i kultura go ukształtowały, blisko tego wszystkiego, co jego samego stanowiło.
Bohaterowie
Bohaterami konkursu są przede wszystkim jego uczestnicy i to wcale nie tylko w muzycznym, choć to podstawowy, wymiarze. Genialne transmisje internetowe, ale nie tylko, zawierają całą masę rozmów z tymi młodymi ludźmi. Nie każdy wie, że konkurs ustanawia limit wiekowy, pianista nie może być ani dzieckiem ani człowiekiem dojrzałym, więc od 16 do 30 lat.
Ci młodzi ludzie są naprawdę ujmujący. Ich wypowiedzi początkowe, takie lekkie, stremowane. Później wydają się stawać głębsze, bardziej bezpośrednie, bo i napięcie, i doświadczenie. Są z całego świata. Przyjeżdżają, bo chcą wygrać, bo chcą zrobić karierę, bo chcą zarabiać, grając muzykę, bo - tego się nie da uniknąć ani anulować - jakoś tę muzykę lubią, kochają. Trochę do tego przymusza sam charakter muzyki Chopina oraz tego konkursu.
Ale bohaterami także są organizatorzy. Absolutnie wszystkim należą się gorące wyrazy uznania, od dyrektora konkursu, poprzez ludzi polskiego radia i telewizji, którzy zapewnili realizację, obraz i dźwięk na światowym poziomie. To, szczególnie u nas, bywa niedoceniane - ten profesjonalizm. Tymczasem jest to niezbędny fundament, tak samo jak perfekcja techniczna jest niezbędnym fundamentem w przypadku gry uczestników konkursu. Ale niezbędnym fundamentem czego? Czegoś więcej. Jeśli chcemy czegoś więcej, w dowolnej dziedzinie, to zacząć musimy od merytorycznej perfekcji, od profesjonalnej rzetelności, a nie od "jakoś to będzie" albo "nie ważne, że są błędy i tak u mnie wygrałeś".
Słowa szacunku należą się dwójce pianistów-dziennikarzy, którzy w transmisyjnym paśmie youTube prowadzili rozmowy w przerwach między występami, ale nie tylko. Rachel Naomi Kudo i Ben Laude rozmawiali nie tylko o muzyce i ich gośćmi byli nie tylko pianiści. Dowiedzieć się z tych wywiadów można było, że w Japonii dotykanie się, np. w tańcu, to tabu. Że tego się nie robi. Albo może nie robiło. Bo do Japonii zawitał kiedyś zespół "Mazowsze" i jeden Japończyk zakochał się w tym, co zobaczył i teraz w kraju kwitnącej wiśni Japonki z Japończykami - nie uwierzysz - wkładają tradycyjne "łowickie stroje", czarne gorsety, pasiaste spódnice, czerwone korale, biorą się pod boki i... tańczą kujawiaka! Naprawdę! Mówią, że jak w Polsce zapomni się tego tańca, to oni nas nauczą, bo mieli najlepszych nauczycieli na świecie, samych szefów "Mazowsza".
Muzyka
Tworzenie i słuchanie muzyki jest zjawiskiem dziwnym. Nie służy to zasadniczo - życiu, przetrwaniu i temu podobnym ewolucyjnym potrzebom. Nie za bardzo wiadomo jak doszliśmy od głosów natury czy naszych pierwotnych gardłowych komunikatów do koncertu f-moll. Można odnieść wrażenie, że współcześnie rządzący popychają nas jakby w przeciwnym kierunku, w stronę uproszczeń, prymitywizacji, sprowadzić chcą ludzi do formy zrozumiałych mechanizmów, gdzie nie ma miejsca, ani na muzykę, ani na jej interpretacje, ani na jej odbiór.
Barbarzyńcy wchodząc do świątyni udowadniali sobie i światu, że nic tam nie ma. - Ile dywizji ma papież? - szyderczo pytał barbarzyńca Stalin. Ile dywizji ma Chopin? Okazuje się, że całkiem sporo. Nie są tworzone wskutek poboru i zaopatrzenia. Nie są planowane i zarządzane. Robią się same, pre-oddolnie, zaczynając się od tego niemożliwego do opisania odczucia w ludzkim wnętrzu w kontakcie z nokturnem, balladą, sonatą.
Nie za bardzo wiemy skąd te odczucia pochodzą, wiemy że są, wiemy, że czujemy, to znaczy... barbarzyńcy nie wiedzą, ale my wiemy. I wszyscy, co naprawdę lubią słuchać lub grać muzykę, też wiedzą. Jest muzyka jakimś językiem głębokiej części człowieczeństwa. Części nam danej, nie wiadomo skąd, nie pozostającej w świetle racjonalnego opisu czy rozumowania, a przecież dla nas rzeczywistej, jak rzeczywisty jest śpiew ptaka, huk grzmotu, szum wiatru. A może bardziej...?
Chopin
Był chory. Dziś wiemy, że pewniej na genetyczną chorobę, a nie na gruźlicę. Przy wzroście 170 ważył 45 kg. Tygodniami potrafiła go trawić gorączka. I jednocześnie. Jednocześnie miał życie pełne kolorów, fajerwerków i doświadczeń. Ale też cierpienia, nostalgii i smutku. Rzeczywistość to wyzwanie, trud, często niebezpieczeństwo całkiem prawdziwe, dla niego, dla nas. Życie to każdego z nas walka. Tylko walka o co, skoro skończy się śmiercią? Może walka o piękno? O dobro? O prawdę, której czasem nie możemy wypowiedzieć, doświadczyć inaczej, jak przez sztukę. Może walczymy o naszą "ojczyznę", która nie jest stąd ani tutaj, jednocześnie tą właśnie ojczyzną stąd i tutaj ukształtowani. Bo pisał przecież Chopin:
– Szczerze Ci powiem, że mi przyjemnie wspomnieć na to wszystko – jakąś tęsknotę zostawiły mi Twoje pola – ta brzoza pod oknami nie może mi wyjść z pamięci.
Bo nie może i niech tam zostanie, ta brzoza, ta łąka, to pole, czy choćby to światło na murze kamienicy, o którym pisał Zbigniew Herbert, a które widział w dzieciństwie, we Lwowie. To wszystko, ta Polska, którą Chopin dosłownie nasiąkł, teraz po 200 latach mieni się i błyszczy w potokach relacji z konkursu Chopinowskiego. Zachwyca świat. Zaprasza ludzi niezależnie od pochodzenia, rasy i kultury. I... jesteśmy z tego dumni, bo mamy z czego. I... kto by pomyślał, że Fryderyk 10 kwietnia 1830r. pisał z humorem i dystansem do samego siebie takie słowa:
– „Dziennik Urzędowy” także kilka stronic poświęcił moim panegirykom, ale między innymi w jednym ze swoich numerów takie głupstwa mimo najlepszej chęci poklicił, żem był w desperacji od chwili, w której przeczytałem odpowiedź w „Gazecie Polskiej”, jak najsprawiedliwiej odejmującej mi to, co tamten z egzageracji przydał. Trzeba ci wiedzieć, że w tym artykule „Dziennika Urzędowego” utrzymuje, że jak Mozartem Niemcy, tak Polacy mną się szczycić będą, nonsens bardzo jasny.
Otóż, drogi Fryderyku, dziś, 195 lat po tym twoim liście, jesteśmy... jesteśmy dumni i szczycimy się Tobą. I jakoś ze sobą współpracujemy. Ty tam kiedyś, ale i dziś, no i my, tu i teraz, ale i kiedyś. Muzyka nam wszystkim coś przynosi. Może nawet trochę nas podnosi? Czyni lepszymi?
Inne tematy w dziale Kultura