Zbyszko Boruc Zbyszko Boruc
518
BLOG

List do covidian - refleksja ambiwalentna

Zbyszko Boruc Zbyszko Boruc Społeczeństwo Obserwuj notkę 21

Przeczytałem @Zbyszka „List do moich braci covidian” i pełen uznania podpisuję się pod nim. Autor wyciąga rękę do inaczej myślących i jego podejście pojednawcze uważam za godne najwyższego szacunku. „Duch pokoju” – tak, potrzebujemy go bezapelacyjnie, zwłaszcza my, płaskoziemcy będący w mniejszości i, jako siewcy ciemnoty, atakowani z furią na każdym poziomie medialnym i towarzyskim. Ja takoż i owszem, chętnie przyłączam się i swoją rękę wyciągam i proszę: wysłuchajcie też moich argumentów, popatrzcie skąd moja opinia, mój strach przed wami.

W tym miejscu jednak znajduję tytuł do komentarza i zgłoszenia dwóch uwag do tekstu @Zbyszka.
Pierwsza jest taka, że, jako ideowy pesymista, nie mam nadziei na powodzenie tego aktu wyciągnięcia ręki. Przyczyna jest prosta: dziś rąk się nie wyciąga, bo to jest groźne. Dziś obowiązuje dystans i ew. trykanie się łokciami czy czymś tam. I mówię to niekoniecznie ironicznie, taka postawa obowiązuje w „społeczeństwie” fizycznie, ale również w przestrzeni mentalnej, zwłaszcza medialnej. My, foliarze nie zasługujemy na uwagę i nas nie widać, bo patrzący z drugiej strony mają wzrok powyżej naszych głów. Wyjątków w takiej postawie prawie nie znam. Przykro mi, tak to widzę – mówiłem, jestem pesymistą.

Rzecz druga, wymagająca rozgadania się. Tyczy ona jednego zdania: „Jesteśmy z wami, w waszej decyzji zaszczepienia się i akceptacji różnych regulacji prawnych. Bądźcie z nami w naszym dystansowaniu się, bądź niezgodzie z różnymi regulacjami prawnymi naszego życia”.

Cóż, nie potrafię pogodzić się ze sprzecznością, która zdaje mi się być tu zawarta. To trochę jak próba bycia „za, a nawet przeciw” – wiadomo, tylko nieliczni tak potrafią, ba, może nawet tylko jeden człowiek na tej ziemi ...
Generalnie otóż, nie możemy „być z nimi” w akceptacji „regulacji prawnych”, bo te regulacje nas niszczą (ich zresztą niszczą również), bo w nich zawiera się istota niezgody i one są przyczyną zła. Być może @Zbyszek ma na myśli, że „bycie z nimi” oznaczać ma nasze zrozumienie dla ich akceptacji – OK, ja ją bez trudu rozumiem, wiem skąd się bierze, ale w dalszym ciągu muszę zgłosić veto i podkreślić, że nie potrafię zrobić kroku od zrozumienia do „bycia z nimi”.

Przede wszystkim zwrócę uwagę, że nasza niezgoda jest na innym poziomie niż ich zgoda – za nimi jest siła i przemoc aparatu państwa, potęga mediów, zalew propagandy. Oni mają komfort biorący się z siły stojących za nimi Instytucji wszelkich. My za naszą niezgodę płacimy dużo więcej, jesteśmy piętnowani, ostracyzmowani,  płacimy mandaty, musimy dusić się w maskach w pracy i na ulicy, itd., itp. - mamy za sobą tylko własne przekonania i ten okruch odwagi jaki potrafimy wykrzesać. A teraz jeszcze będą nam wszczepiać COŚ w organizm, ingerencja w życie sięga już poziomu biologicznego – to też jest wynik „regulacji prawnych”. Ich, covidian zgoda stoi w sprzeczności z naszą niezgodą, odbiera nam ją automatycznie i nieuchronnie. Nie mogę więc być z nimi w tej materii. Nie jestem nawet w kwestii decyzji o ich szczepieniu siebie samych, bo to ten sam mechanizm: wynikający ze strachu i braku roztropności akt przyczyniający się do rozkręcania spirali absurdu i zła. Toż to przecież potencjalne zło wobec nich samych tak jak wobec @Zbyszka i mnie.

Uwielbiam konstatację Akwinaty o głupocie jako złu, o grzechu biorącym się z braku wiedzy, którą możemy i powinniśmy posiąść – tu po raz kolejny ma ona zastosowanie. Dlatego od wielu miesięcy narasta we mnie OSKARŻENIE wszystkich tych właśnie, którzy tak spokojnie akceptują „regulacje prawne”, często z gorliwością graniczącą z upośledzeniem umysłowym (to łażenie w maskach po lasach, siedzenie w masce za kierownicą we własnym, pustym samochodzie,…). Owa społeczna akceptacja, powszechny brak NAJMNIEJSZEJ oznaki niezgody jest katastrofą. To jest właśnie masowe tchnienie nadymające naszych zarządców, dające im poczucie bezkarności i zachętę do kolejnych kroków. Mogą robić co chcą, bo sondaże są z nimi, ulica jest z nimi. Nie dość, że bezkarni, to łechtani w poczuciu własnej ważności.

Zarzut wobec covidian rośnie we mnie i oskarżam ich o zaniechanie i przyzwolenie niosące zło i szkodę. Oskarżam matki za zasłanianie swoim dzieciom ust i nosa, za odbieranie im widoku twarzy rodziców i kolegów, za szkodzenie ich zdrowiu (również psychicznemu) w trudnej do oszacowania skali. O to samo oskarżam nauczycieli, wychowawców, opiekunów dzieci i młodzieży, od poziomu przedszkola (a nawet żłobka) do uczelni.
Oskarżam dorosłe dzieci o zabijanie rodziców i dziadków zostawianych w izolacji i za przykładanie ręki do zniszczenia służby zdrowia, która nie pomoże rodzicom i dziadkom, która odetnie ich od kontaktu z bliskimi w domu opieki czy szpitalu.
Oskarżam lekarzy za niedbanie o swych pacjentów, za nieuwrażliwianie ich na konsekwencje życia z zasłoniętym szmatą układem oddechowym. Za to, że są urzędnikami podległymi przełożonemu, a nie pacjentowi, że są biurokratami realizującymi cele Urzędu Zdrowia, a nie misję leczenia i pomagania ludziom. Że nie mają odwagi szukać prawdy i stawać w jej obronie - dla Swych pacjentów! Zamknęli się przed nimi i leczą przez telefon. Oni, składający przysięgę Hipokratesa!

Oskarżam księży podobnie jak lekarzy – w temacie Prawdy i odwagi!  Kapłan musi stać w Prawdzie i musi szukać Mądrości – na każdym poziomie. Odmowa prawdy drobnej sumuje się w zgubieniu Prawdy Największej. Bóg dał nam rozum by szukać Prawdy o Nim i o Jego dziele: naszym świecie i nas samych. Odmowa szukania Tego to głupota i grzech, głęboko w to wierzę. Lekarze, prawnicy, nauczyciele i najbardziej z nich księża, to nie tylko ludzie jakichś tam profesji, ale ludzie misji, powołania. Cóż może być dla nich ważniejsze niż, biorące się z prawdy, dobro człowieka? W szukaniu prawdy jednak jakże często trzeba wysiłku i odwagi. Powołanie stoi w radykalnej sprzeczności z mentalnością urzędnika i pragmatyzmem codzienności czy koniunkturalizmem.
Oskarżam urzędników i urzędy o tchórzostwo i groteskę podniesione do potęgi. Wy też pracujecie rzekomo dla naszego dobra, a zamknęliście się w urzędach - fortecach i dbacie o swoje „bezpieczeństwo” prezentując się karykaturalnie ot, choćby na tle pierwszej lepszej Biedronki czy warsztatu samochodowego.

Oskarżam każdego, kto odmawia elementarnego wysiłku w rozpoznaniu rzeczywistości. Kto przykłada rękę do niszczenia społeczeństwa, więzi międzyludzkich, kto „dla świętego spokoju” funkcjonuje ochoczo w rytm absurdu urzędniczego.
Oskarżam też siebie za niedostatek odwagi i aktywności na wielu polach, za słabość własnej postawy i proszę, nie poczytajcie mi tego za kokieterię, bo co dzień widzę jak mi daleko do poziomu jaki chciałbym osiągnąć, a nie pozwala mi na to wygodnictwo, ostrożność, małostkowość…

Wszyscy ochoczo zasznurowani w maskach jesteśmy współwinni śmierci zbierającej żniwo w skarykaturyzowanej, zamkniętej dla wszystkiego poza mitycznym covidem Służbie Zdrowia. Społeczeństwo ludzi tchórzliwych lub „tylko” obojętnych, „rozważnych” daje przyzwolenie na zło i śmierć. Dosłownie. Dewastuje siebie jako wspólnotę i każdego z osobna szukając usprawiedliwień w ochoczym powtarzaniu sloganów o odpowiedzialności i solidarności, maskujących tym egoizm i strach. Znam to społeczeństwo trochę, znam siebie, widzę od dziesiątków lat zazdrość, lawiranctwo, korupcję, bezduszność urzędniczą, pogoń za poklaskiem, egoizm, brak myślenia wspólnotowego i co tam jeszcze – i teraz mam uwierzyć, że w obliczu „pandemii” ta nasza, moja zbiorowość stała się altruistyczna i odpowiedzialna za bliźniego? Że ci warczący na siebie, prący na szkło politycy i biurokraci są awangardą w poświęceniu i myśleniu o drugim człowieku? Może gdybym miał lat piętnaście, dwadzieścia to kupiłbym taką opowiastkę, ale dziś? Wolne żarty!

Dlatego mam taki problem z tolerancją i pogodzeniem się z „ich” odmiennym zdaniem. Dlatego, że tak łatwo przyzwalają na niszczenie mojego świata, który z nimi dzielę. Krok po kroku swym pozwoleniem i nie-sprzeciwem prowadzą do tej „nowej rzeczywistości”. Już doprowadzili - i jeszcze im mało. Podkreślam: ich akceptacja to fundament „Nowego” – tylko powszechny brak przyzwolenia mógłby je powstrzymać. Tak jak stało się to przy poprzednich, „nieudanych” pandemiach, które też zapowiadały się niezgorzej, ale jakoś „nie zaskoczyły”, bo się lud znudził i nie dał na dłuższą metę nastraszyć. Teraz się dał i mamy co mamy.

Wszyscy potulnie jak barany łażą w maskach, to teraz jak barany będą wyszczepieni, a za chwilę wypali im się, żelazem bez mała, znaczniki na czołach z numerem szczepienia i kodem dającym dostęp do tego na co zarządcy zechcą się zgodzić. I „społeczeństwo” ustawi się w kolejce do znakowania. I będzie się rozpychać. Teraz widzę, że tak to właśnie będzie – bo już jest. Widzę wokół mnie pęd iście owczy, by jak najszybciej dać zrobić na sobie eksperyment, na dzieciach swoich, rodzicach... Coś zupełnie niewiarygodnego. Zwrócę przy tym, szanowni Rodacy uwagę na to, że ZAGRANICA bliższa i dalsza niekoniecznie tak jak wy pędzi do "wyszczepialni".

Zaiste nowy, wspaniale wysoki poziom rzeźbienia w ludzkiej masie. Najpierw wpędzona w histerię przed setną odmianą grypy (i to, jak wiele na to wskazuje, wcale nie nową), potem bezwolnie odmawiająca używania rozumu w bezmiarze biurokratycznych idiotyzmów zwanych „regulacjami”, a teraz żrąca się ze sobą o dostęp do igły. Tego nie było w historii świata jako żywo.

Uff, mogę tak długo, proszę o wybaczenie. Skończę więc w duchu Listu: tak, chcę wyciągnąć rękę, ale nie mogę tego zrobić w kierunku kogoś, kto nawet nie chce mnie słyszeć, a kto jest dla mnie, niestety, kimś w rodzaju… no, właśnie, jakiego słowa użyć? Prześladowca? Dla podtrzymania ducha ugody powinienem pewnie powstrzymać się od słów…
Kłaniam się nisko @Zbyszkowi i pozdrawiam wszystkich. Naprawdę wszystkich.

Zupełnie nie rozumiem świata i chyba to napędza moją chęć, by się tym podzielić z innymi. Nie rozumiem świata, ale staram się go fotografować - zapraszam: Zbyszko Boruc - fotografia

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo