Jakiś rok temu z okładem, wiadome media rozpętały nagonkę na Polskie Stronnictwo Ludowe za to, że niektórzy działacze tej partii i ich rodziny zatrudnieni są w najróżniejszych instytucjach będących pod jurysdykcją ministerstw podległych PSL. Minister ds. zbędnych Julia Pitera szalała ze wściekłości, biegała z pianą na ustach od wiadomej stacji TV do wiadomych redakcji udzielając wywiadów, w których w ostrych słowach potępiała nepotyzm PSL. Donald Tusk również w tej sprawie się wypowiedział, twierdząc, że „taka sytuacja byłaby nie do pomyślenia w Platformie Obywatelskiej, ale najwyraźniej w PSL panują inne standardy.”
Mija jakiś czas, a media donoszą, ze niejaka Maja Rostowska lat 23, córka ministra finansów Wicka Rostowskiego jest doradcą… ministra spraw zagranicznych Radosława Sikorskiego. Zapewne za odpowiednią pensję z kieszeni podatnika. Jakie kompetencje ma pani Maja, niewiadomo. Wiadomo natomiast, czego sama nie ukrywa, że ma, mówiąc eufemistycznie, dość luźny stosunek do obyczajowości. Zamieściła na Facebooku własną fotografię na tle napisu w języku angielskim, który można przetłumaczyć mniej więcej tak: „Pier… mnie jak kur… którą jestem”. Więc jakie są te kompetencje i czy pełni funkcję w MSZ zgodną z nimi, możemy się tylko domyślać. Cóż więcej może wiedzieć 23-letnia bezpruderyjna panna, czego nie wie 47-letni minister? To już pytanie do Radka Sikorskiego, po co panienki tego typu zatrudnia. Jeśli zatrudniałby ją za swoje prywatne pieniądze, to jego sprawa. Ale za pieniądze podatnika? Ciekawe co na to małżonka ministra. Może ma do niej taki stosunek jak swego czasu Hillary Clinton do Moniki Lewinsky, czyli kupuje mu cygara? Kilka tygodni temu tabloidy doniosły, że pani minister Kopacz ma również 23-letniego doradcę, który również na tymże Facebooku chwalił się, że na imprezach, jak koledzy nie widzą, pluje im do piwa. Aż chciałoby się powiedzieć, jacy ministrowie, tacy doradcy. Albo odwortnie.
W przypadku panny Mai rząd nie widzi nic, co by można było uznać za nepotyzm. Minister Pitera milczy jak zaklęta, bo sprawa dotyczy jej żałosnego obozu, a w ich słowniku słowo „moralność” nie występuje. Dała tym samym dowód na dulszczyznę, którą swoją postacią reprezentuje. Minister Dulska nie jest przecież od tropienia afer we własnej partii ale w partiach opozycyjnych i u koalicjanta. Czy trzeba więcej dowodów na hipokryzję rządzącej Polską bandy? Pytanie retoryczne.
Zapraszam do dyskusji na poruszane tematy. Zastrzegam sobie prawo do usuwania obraźliwych komentarzy.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka