"Przyglądam się mu od wielu lat, nie tylko teraz, kiedy postanowił zastąpić brata, i zawsze uważałem go za człowieka szkodliwego i dla polityki wewnętrznej, i międzynarodowej. (...) Podejrzany jest stan umysłowy człowieka liderującego tłumkowi, który dzisiaj śpiewa "Ojczyznę wolną racz nam wrócić Panie". Kaczyński jest liderem partii o silnych bolszewickich rysach, która liczy, że głupich w społeczeństwie jest większość. (...) On jest człowiekiem głęboko nie nadającym się do reprezentowania Polski i Polaków takimi, jakimi ja chciałbym ich widzieć. Wszyscy znamy jego osobowość, jego awanturnictwo, niezrozumienie świata - mówi.
Pytany przez skąd "tak świetnie zna Kaczyńskiego" odpowiada: - Przez osoby trzecie znam go od dzieciństwa, bo znam ludzi, którzy z braćmi Kaczyńskimi brali udział przy kręceniu "O dwóch takich, co ukradli księżyc". (...) Patrząc na nich jak aktor starający się zrozumieć postać, którą zagra, widzę, że musieli być bici przez kolegów z klasy. Kolega z produkcji "O dwóch takich" opowiadał, że Kaczyńscy płakali wniebogłosy, że muszą wracać do szkoły, a tam to ich będą bili jeszcze bardziej niż wcześniej.(...) Byli bici. Może niesłusznie, może prowokowali ludzi do agresji - ocenia.
Różnicuje przy tym Lecha i Jarosława Kaczyńskich: - U Lecha w dużo mniejszym stopniu, bo ułożył sobie życie rodzinne u boku wspaniałej - a miałem okazję ją poznać - małżonki, miał śliczną córkę i wszystko to, co sugerowało normalność i stabilność.
Hofmana bić po mordzie
Olbrychski ostro recenzuje też bieżące działania polityków PiS: "Za to, co wygłosił jeden z najwierniejszych współpracowników prezesa Adam Hofman, który stwierdził, że "jak na kłamstwie katyńskim rozkwitła PRL, tak na kłamstwie smoleńskim żeruje obecna koalicja", po prostu należy publicznie bić po mordzie."
Więcej... http://wyborcza.pl/1,75248,9023824,Olbrychski_o_biciu_politykow_PiS.html#ixzz1CVYUXyAK
Powyższy fragment wypowiedzi Daniela Olbrychskiego, aktora i POwskiego polityka w jednym napawa zdumieniem. Co z niego można wyczytać, poza tym że wypowiada się na tematy, o których nie ma zielonego pojęcia? To, że Olbrychski oceniający „niezrozumienie świata” przez Jarosława Kaczyńskiego. No cóż, ludzie różny tupet mają. W przypadku POwskiego aktora, dorównuje on rozmiarami jego karierze zawodowej.
Szczególnie rozbawił mnie fragment, w którym Olbrychski wypowiada się na temat „podejrzanego stanu umysłowego” Jarosława Kaczyńskiego, sam będąc uzależnionym od alkoholu i narkotyków. O jego „niepodejrzanym stanie umysłowym”, jak zapewne o sobie sądzi, może świadczyć wydarzenie sprzed kilku lat, kiedy to z szablą w ręku wpadł na wystawę na warszawskiej Zachęcie i zniszczył wystawiane tam eksponaty. Wydawało mu się przez chwilę, że znów gra Kmicica.
Ponadto, jak twierdzi „świetnie zna Kaczyńskiego poprzez osoby trzecie, z planu O dwóch takich…” które mu relacjonowały, że Kaczyńscy bici byli w szkole, choć osoby do szkoły z nimi nie chodziły. Opieranie się o relacje „osób trzecich” może być bronią obusieczną. Nie zdziwiłbym się, jeśli pojawiłby się „osoba trzecia” znająca dzieciństwo Olbrychskiego, i zakomunikowała, że był seksualnie molestowany przez pana od chóru. Sam fakt wypominania komuś tego, niezależnie czy to prawda czy nie, że w szkole był bity, dowodzi przekonania, że jeśli ktoś padł lub pada ofiarą przemocy w szkole to jest jego wina, gdyż „może prowokuje ludzi do agresji”. Jestem niemal pewien, że Olbrychski także brał w podobnym procederze udział, może nie jako ofiara, ale jako agresor. W przeciwnym razie nie mówiłby o „przemocy” jako winie ofiary. Zresztą agresja aktora jest rzeczą powszechnie znaną. Świadczy o tym nie tylko wspomniany wyżej napad na Galerię na Zachęcie z szablą w ręku ale wiele innych, podobnych incydentów z jego burzliwej przeszłości. To zresztą było przyczyną rozpadu jego dwóch małżeństw i kilku tzw. wolnych związków, w tym jednego z Marylą Rodowicz.
Wysoki poziom agresji nie opuszcza podstarzałego lovelasa także i dzisiaj, czego przykładem jest publiczne nawoływanie do „bicia po mordzie” polityka Adama Hofmana. Będąc na miejscu Hofmana bez wahania zgłosiłbym wniosek do prokuratury o ściganie Olbrychskiego.
Szczytem hipokryzji aktora jest różnicowanie ludzi pod względem tego, czy sobie ułożyli życie rodzinne czy nie, sam zaliczając w tej materii całe pasmo porażek. Dość wspomnieć, że Olbrychski był trzy razy żonaty, ma troje dzieci – po jednym z dwóch pierwszych małżeństw, a trzecie z kochanką. Niedawno głośno było o publicznej, medialnej awanturze między nim a jego najstarszym synem Rafałem, w którym ten drugi oskarżył ojca o zaniedbywanie dzieci w przeszłości, nie interesowanie się rodziną, liczne związki pozamałżeńskie, agresję i uzależnienie od alkoholu. Z drugim synem również nie ma dobrego kontaktu. Prasa donosiła dwa lata temu, że spotkał się z nim po raz pierwszy od 12 lat (!). Świetny ojciec, nie ma co. Olbrychski mówiąc, że Lech Kaczyński miał żonę i dziecko, czyli „wszystko to sugerowało normalność i stabilność”, nie tyle nieudolnie próbuje poniżyć Jarosława sugerując mu przeciwieństwo tych pojęć, co ośmiesza sam siebie. Czy ktoś z taką przeszłością i tak „ułożonym życiem prywatnym” ma moralne prawo do oceniania czyjejś normalności i stabilności? To tak jakby wielokrotny recydywista udzielał lekcji moralności początkującemu kieszonkowcowi.
Starzejący się aktor szokuje swoimi wypowiedziami już nie pierwszy raz. Zapewne mają mu one przysporzyć rozgłosu, do którego się przyzwyczaił, a którego nie daje mu już zawodowa działalność. Niestety, 65-letni aktor idzie w ślady kolegów z branży, takich jak Andrzej Wajda czy Kazimierz Kutz, niegdyś w niej autorytetów, którzy swoimi wypowiedziami niszczą swój dotychczasowy wizerunek i popularność. Nie rozumieją, jak bardzo się swoimi wypowiedziami kompromitują. Chcą być autorytetami, ale swoim życiem i postępowaniem przekreślili taką możliwość, udowadniając, że nie mają ku temu moralnych predyspozycji. Nie mniej jednak pouczają i pouczają, w pouczanych wywołując tylko śmiech i politowanie. No cóż, niektórzy nie potrafią zestarzeć się z godnością.
Niedługo wejdzie na ekrany kin film Jerzego Hoffmana "Bitwa Warszawska 1920 r.". Jedną z głównych ról ma zagrać Daniel Olbrychski, który wcieli się w postać marszałka Józefa Piłsudskiego. Bardzo tego żałuję i nie rozumiem decyzji reżysera. Dlaczego akurat Olbrychski? Moją ulubioną postać historyczną zagra najbardziej nielubiany przeze mnie aktor. To jak profanacja. Mam nadzieję, że oglądanie gry tego aktora, a szczególnie słuchanie jego przepitego głosu wypowiadającego kwestie marszałka, nie przysporzy mi zbyt dużego dyskomfortu i nie odbierze całkowicie przyjemności z obejrzenia tego dzieła.
Zapraszam do dyskusji na poruszane tematy. Zastrzegam sobie prawo do usuwania obraźliwych komentarzy.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka