Coraz częściej pojawiają się głosy o delegalizację PiS. I to z której trony? Z Platformy Obywatelskiej i SLD. Spadkobierców Unii Demokratycznej i PZPR. Czy to może dziwić? Raczej nie. To powrót do korzeni. W państwie PZPR też opozycji nie było. A właściwie to była, ale do czasu, kiedy nie zaczęła zagrażać władzy. Pozostała tylko taka fasadowa, reglamentowana, niegroźna. Nic dziwnego, że Kaliszowi i jego pretorianom tęskno do tamtych czasów. Nie trzeba było w ogóle liczyć się z opinią społeczną. Władza absolutna to marzenie każdego małego intelektualnie dyktatorka.
Ale jeśli chodzi o Platformę, to już zupełnie inaczej sprawa wygląda. Wielu działaczy ją tworzących to spadkobiercy UD i UW, a wcześniej KOR - obrońców demokracji. Taka wolta? Niezupełnie. UD to nie Tusk, a Tusk to nie demokrata. Warto przypomnieć kilka jego złotych myśli, które spłodziła jego głowa:
"Tak jak każdy człowiek bywam demosceptykiem. Bywa się nim, gdy się widzi, jak złe skutki społeczne, gospodarcze i moralne przynosi władza wyłaniana w wyborach demokratycznych. Już od dwustu lat w europejskiej i światowej myśli politycznej jest widoczne, że demokracja rzadko wyłania ludzi dobrych. (...)"
W tym samym wywiadzie popadał w zachwyt nad generałem Franco:
"Dzisiaj Hiszpanie już go zupełnie inaczej oceniają. I mają chyba rację, że dyktatura Franco przyniosła mniej nieszczęść niż dyktatura komunistów, która nastąpiłaby, gdyby nie Franco". (Rzeczpospolita 1993).
"Najważniejsze jest to, jak rozstrzygniemy problem polityczny i ustrojowy, który dotąd Polskę omijał. Chodzi o to, czy szanujemy wynik wyborów i umacniamy socjalizm, czy też decydujemy się budować kapitalizm bez legitymacji demokratycznej. Bo z jednej strony mamy zachowawczy, z najgorszymi skutkami politycznymi i gospodarczymi, socjalizm z legitymacją wyborców – czyli przymierze SLD i PSL, może nie na wieki wieków, ale na długie lata. Ale jest druga propozycja, która zaczyna się kojarzyć właśnie z Lechem Wałęsą; że trzeba być skutecznym w sprawie najważniejszej, czyli wydobyciu Polski z socjalizmu". (Tygodnik Powszechny 1993 r.)
W czasie kiedy Tusk wypowiadał te słowa, był wiceprzewodniczącym Unii Wolności i zastępcą Tadeusza Mazowieckiego. W tej samym czasie w partii tej oprócz Komorowskiego był także Smolar, który dziś zarzuca PiS-owi faszyzm, oraz Waldemar Kuczyński, bredzący, ze PiS to partia antysystemowa.
Tuskowi mentalnie nie jest daleko do Hitlera czy Mussoliniego, i jestem pewien, że marzy mu się dyktatura w Polsce. Mając takich obłudnych propagandzistów, których retoryka przypomina goebbelsowskie tradycje, uważa, że może mu się to udać. Powinien jednak pamiętać, jak skończyli ci, których zachowanie chce naśladować. Nikt nie będzie czekał z założonymi rękami i patrzył jak apologeta Franco wprowadza w Polsce dyktaturę.
Zapraszam do dyskusji na poruszane tematy. Zastrzegam sobie prawo do usuwania obraźliwych komentarzy.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka